Każdy ma swoją wizję
piekła. Wiem że ciężko sobie wyobrazić to miejsce, ciężko
wykreować taki obraz w myślach, ale jest coś na tyle intrygującego
i mrocznego w piekle, że kapele metalowe nawiązują do niego dość
często. Znajdą się nawet kapele o nazwie Hell jak choćby formacja
z Wielkiej Brytanii, która została założona w 1982, ale
swój debiutancki album wydała w 2011 roku. Jeśli chodzi o
Hell to stara się wykreować odpowiedni klimat jaki najlepiej
oddawałby wizję piekła i to za pomocą klimatu, brzmienia i samych
kompozycji. „Human Remains” był udanym albumem, jednak zespół
nie spoczywał nam laurach i w tym roku wydaje nowy album
zatytułowany „Curse And Chapter”, który bije poprzednika
pod każdym względem.
Kapela przeżyła swoje
piekło, żeby w końcu wydać debiutancki album i powrócić
do świata żywych po tylu latach, ale trud jaki zadał sobie zespół
opłacał się. Pojawił się zespół, który nie tylko
zawiera w swojej muzyce patenty charakterystyczne dla NWOBHM, ale też
stara się stworzyć swój styl, oddać jak najlepiej wizję
piekła. I ta sztuka udaje im się. Nowy album pod tym względem
wypada znakomicie. Przede wszystkim mroczne i takie dość ciężkie
brzmienie uzupełnia klimat wykreowany za sprawą instrumentów
i wokalu Davida Bowera. Ten muzyk w dalszym ciągu jest znaczącym
elementem całej machiny Hell. To on nadaje kompozycjom urozmaicenia
i mistycznego klimatu.”The Disposer Supreme” jest
tym utworem, który obrazuje jaki mroczny klimat panuje na
płycie. Jest napięcie i epickość w tym wszystkim i już
otwierający „Gehennae Incendiis” daje nam to
poczuć. W muzyce Hell można wyłapać inspiracje Mercyful Fate,
Venom, Satan czy Portrait, ale Hell tutaj stara się wykreować
własny styl, w którym jest coś z NWOBHM, ale też
heavy/power metalu, a nawet muzyki progresywnej. Wszystko wymieszane
z zachowaniem odpowiednich proporcji. Bardziej progresywny
„Darkangel” pokazuje, że zespół odnajduje
się w bardziej złożonych kompozycjach. Płyta wypada lepiej do
poprzedniej choćby ze względu na przebojowy charakter, który
jest piętnowany choćby w takim dynamicznym „End ov Days”
czy Acceptowym „Faith Will Fall”. Nawet większa
dawka melodyjności nie zaszkodziła muzyce Hell, ba przyczyniła się
do jej atrakcyjności. „Land Of the Living Dead”
znakomicie nam obrazuje tą cechę. Andy Sneap i Kev Bower dają
czadu jeśli chodzi o popisy gitarowe i dzieje się tutaj sporo. Nie
brakuje dynamiki, agresji, ani mroku czy melodyjności. „Deathsquad”
to mój faworyt, który najlepiej oddaje mój
zachwyt nad tym elementem.
Nie trzeba grzeszyć,
żeby trafić do piekła, bowiem brytyjski Hell zgotował nam
prawdziwe piekło na ziemi, w którym jest mrok, agresja,
prawdziwe zło, który przyprawia o dreszcze. Nowy album tej
formacji potęguje te uczucia w nas i pokazuje, że można nagrać
znakomity album heavy metalowy, który nie trzyma się kurczowo
sprawdzonych patentów. Płyta o wiele ciekawsza od debiutu i
to wszystko dzięki bardziej przemyślanej zawartości. Miłe
zaskoczenie jeśli chodzi o rok 2013.
Ocena: 8/10
POEZJA!!!! 10/10
OdpowiedzUsuńMnie ten album totalnie rozczarował :( Nie odnalazłem tu w ogóle mistycznego klimatu, w ogóle nie ma tu klimatu... ZERO! Te wszystkie chóry jak dla mnie totalnie nie pasują do żadnej kompozycji w której się znalazły, wyskakują w najmniej odpowiednim momencie, wszystko to jakieś takie bez ładu i składu, a wokal to po prostu męka!! Trudno zliczyć momenty w których gość zamyka się choć na chwile, odnoszę wrażenie, że nie daje się wyszaleć gitarom (a powinien bo one ratują to CD), ciagle męczy tym swoim histerycznym śpiewem. Ta płyta mnie po prostu...zdenerwowała :) pod koniec odsłuchu miałem chęć rzucić nią o ścianę. Pozbyłem się jej jednak w bardziej humanitarny sposób i więcej nie chcę słyszeć o HELL... Jak to dziwnie bywa z oceną płyty. Tobie Łukaszu się podoba, Szaman również zachwycony a ja??...brrrr :)
OdpowiedzUsuń