wtorek, 26 listopada 2013

THE PRIVATEER - Monolith (2013)

Nazwa zespołu potrafi podziałać jak magnez zwłaszcza jeśli pochodzi od jednego z utworów, który należy do grona ulubionych. Gdy zobaczyłem nazwę The privateer to od razu skojarzyło mi się z
Running Wild i albumem „Black Hand Inn”. The Privateer też pochodzi z Niemiec i również trzyma się pirackiej tematyce,w której jest i przygoda oraz powiew oceanu. Z tym, że The Privateer nie jest drugim Running Wild, bliżej już mu do twórczości Falconer czy Alestorm. „Monolith” to nowy album tej niemieckiej formacji i znakomicie przybliża owe cechy przedstawione powyżej.

„Monolith” to nie tylko uczta dla uszu, ale też dla oczu, o czym świadczy klimatyczna i kolorystyczna szata graficzna, która jak najbardziej oddaje tematykę jakiej trzyma się zespół. Sama muzyka jest też taka bardziej melancholijna, klimatyczna i taka trafiająca do wnętrza duszy. Tutaj chodzi o coś więcej niż melodie czy dynamikę. Oczywiście zespół nie zapomina o takich istotnych elementach jak szybka sekcja rytmiczna, melodyjne partie gitarowe i mocny, agresywny wokal, ale tutaj na pierwszym planie jest klimat i piękno. Gatunek jaki wybrzmiewa z muzyki The Privateer można określić jako power metal z elementami folk metalu. Wszystko skrupulatnie wymieszanie i udało się uciec przed nie przyjaznym chaosem. Całość prezentuje się okazale, bo jest sporo podniosłych, epickich chórków, jest growl Pablo, ale też i ciekawe upiększanie za sprawą wiolonczeli. Nie brakuje na płycie odesłań do Running Wild jak choćby w takim „A sequel From a Distant Visit”, jednak kapela tworzy tutaj swoją własną muzykę. Pomysłowość to mocny atut tej formacji i to słychać w urozmaiconych motywach i strukturze utworów. Zabawa w wolnym i szybkim tempem, a także agresją i stonowaniem imponuje tutaj od pierwszych dźwięków. Instrumentalne przerywniki jak choćby „What we took hoome” budują odpowiedni klimat i pokazują również to piękniejsze oblicze muzyki The Privateer. Płyta jest melodyjna i utrzymana w przebojowym charakterze o czym dobitnie świadczy choćby taki „Track Down and Avenge” czy „For What Lurks in the Storm”. Nie brakuje epickich zapędów co słychać w „Ember sea” , zaś tytułowy „Molith” daje poczuć folkowy charakter muzyki The privateer. Co ciekawe zespół znakomicie potrafi stworzyć piracki klimat i podniosły refren, co potwierdza „Störtebeker” czy „ Madman's Diaries”. Dzieje się sporo na płycie i tego trzeba po prostu posłuchać.

Chcecie poczuć piracki klimat? Oddalić się na kraniec świata i nieznane wody? Zaznać trochę przygody inspirowanej Running Wild, Falconer czy Alestorm? No to na co czekacie? Brać i odpalać płytę w odtwarzaczu i szykować się na niezapomniane przeżycie. The Privateer i ich nowy album to jedno z najlepszych tegorocznych odkryć. Polecam!


Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz