Pamięta ktoś „Jump
The Gun” Pretty Maids i gitarzystę Rickiego Marxa? Pewnie się
zastanawiacie co się z nim teraz dzieje, co? Otóż Ricky w
2012 założył zespół Now or Never, którego skład
uzupełnił były basista Pretty Maids a mianowicie Kenny Jackson,
perkusista Fabiono Ranzoni oraz jeden z najbardziej rozpoznawalnych
wokalistów metalowych naszych czasów, a mianowicie Jo
Amore z francuskiego Nightmare. Cel był jasny i prosty, a mianowicie
chęć grania muzyki osadzonej w klimatach heavy metalu i hard rocka.
Jednak w tym wszystkim przeraża nowoczesny wydźwięk i zawarcie
elementy industrialnego metalu. Czy przez co debiutancki album tej
grupy zatytułowany po prostu „Now Or Never” jest gorszy?
Ci którzy
spodziewają się drugiego Pretty Maids, czy też Nightmare mogą
poczuć ogromne rozczarowanie, bo ta kapela stara się stworzyć
własny styl daleki od tamtych kapel. Oczywiście gdzieś w tym
wszystkim jest agresja i mroczniejszy wydźwięk znany z Nightmare
czy hard rockowe elementy wyjęte z Pretty Maids. Niestety na tym się
kończą podobieństwa. Co mi się nie podoba w tym co zespół
gra to nowoczesny charakter i próba pokazania że można grać
nowocześnie. Dużo eksperymentów i za mało tradycji sprawia,
że płyta jest ciężko strawna. Nie słucha się tego
debiutanckiego albumu przyjemnie i nie wynika to z tego że mamy mało
doświadczonych muzyków, tylko z samego stylu grania i sposobu
komponowania kawałków. Chciałoby się usłyszeć jakiś hard
rockowy hit, jakąś petardę ale nie tutaj jest pełno nijakich
utworów, które brzmią nowocześnie, ale mało
atrakcyjnie. „Reach Out For Sky” zdradza już
wszystko na wstępie. Ciężkie riffy, nowoczesna oprawa, nowoczesne
brzmienie i dużo dawka eksperymentów, które nie
przemówią do wszystkich słuchaczy. Ciężki i mroczny
„Brothers” pokazuje bardziej metalowe oblicze
kapeli, ale czy takich dźwięków ktoś by się spodziewał po
byłym gitarzyście Pretty Maids? Raczej nie. Nie dość że
kompozycje są niskich lotów to jeszcze jest ich 12 na albumie
i to nie cieszy w żaden sposób. W miarę dobrym utworem na
płycie jest spokojniejszy „An angel By My Side” ,
nieco bardziej rytmiczny „Whos in the mirror?” czy
klimatyczna ballada „Something missing”. Jednak to
niezbyt dobrze świadczy o płycie, że dobrze prezentują się tylko
ballady.
Now Or Never mógł
być drugim Pretty Maids, przyciągnąć fanów tamtejsze
kapeli do siebie za sprawą składu, ale nie oni wybrali drogę pod
górkę. Fani tych muzyków nie mają tutaj czego szukać,
bo nie mamy tutaj do czynienia z czymś co przypomina Nightmare czy
Pretty Maids, a zupełnie czymś nowym. Płyta skierowana do fanów
nowoczesnego brzmienia, gdzie liczą się eksperymenty, mierzenie się
z nowymi patentami. Debiutancki album formacji Now Or Never zaliczam
do jednych z największych ostatnich rozczarowań, a szkoda bo
drzemał potencjał w tym składzie.
Ocena: 2/10
P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP
Zupełnie się nie zgadzam z tą oceną, wynikającą jedynie z faktu, że kolega recenzent jest fanem grania raczej prostego i przewidywalnego. Czyli powiedzmy będzie wychwalał Nordic Union pod niebiosy jebiąc ta płytkę :) Tymczasem nie ma w niej nic złego. Więcej: poza dwoma wypełniaczami każdy kawałek jest inny i zajmujący, a Wings Of Freedom i Dying For You mają killerskie refreny. Płytka dobra.
OdpowiedzUsuńIdąc dalej wspomnianego Nordic Union, polecam dwa inne projekty Martenssona: Eclipse (super płytka Bleed & Scream) oraz bardziej rockowy W.E.T. z Jeffem Scottem Soto