Cierpliwość fanów
Tad Morose się opłaciła. W końcu po 10 latach milczenia ta
szwedzka formacja wraca z nowym albumem zatytułowanym „Revenant”.
Wiele się zmieniło w zespole, przede wszystkim skład i ludzie
którzy od lat tworzyli tą markę. Mimo upływu czasu, mimo
pewnych zmian muzyka Tad Morose pozostała nie zmieniona. Co więcej
uległa nawet poprawie, czego dowodem jest „Revenant”.
Gitarzysta Andersson i
perkusista Moren jako jedyni zostali przy zespole i właściwie to
dzięki nim muzyka i styl Tad Morose jest nie zmienna. W dalszym
ciągu jest to muzyka którą można określić mianem
mieszanki kilku gatunków, w której dominuje heavy/power
metal. Mniejszy procent należy do progresywnego metalu czy też
thrash metalu. Całość utrzymana w melodyjnym charakterze i
oczywiście nie pozbawiona dynamiki, agresji i mrocznego klimatu. Na
nowym albumie tych cech nie zabrakło i można odnieść wrażenie że
zostały one bardziej podkreślone. Sporym atutem kapeli był Urban
Breed znany również z Bloodbound, jednak jego już nie ma, a
zamiast niego jest Ronnny Hemlin znany
choćby z Steel Attack. Mogłoby się wydawać że bez Urbana ten
zespół nie ma prawa istnieć, jednak nowy wokalista odnajduje
się w takim graniu i znakomicie zastępuje Breeda. Podobna maniera,
mocny wyraźny wokal, nie pozbawiony agresji i emocji działa tutaj
jak najbardziej na plus. Otwierający „Beneath A Veil of
Crying Souls” nakreśla pewien charakter nowej płyty,
oddające to co najlepsze w Tad Morose. Andersson znakomicie
nawiązuje porozumienie z Jonssonem jeśli chodzi o partie gitarowe i
tutaj na brak ciekawych melodii czy riffów nie można
narzekać. „Follow” pokazuje melodyjne oblicze
zespołu, zaś „Babylon” to mroczniejsze. Nowa
płyta broni się przed rutyną i nudą, a wszystko za sprawą
urozmaiconego materiału. Pojawiają się wolniejsze, bardziej
toporne kawałki jak choćby „Ares” czy „Dance
of Damned”. Warstwa gitarowa przyprawia o ciarki i trzeba
przyznać, że panowie odwalili kawał dobrej roboty. Soczyste
brzmienie tylko potęguje moc sekcji rytmicznej i właśnie warstwy
gitarowej co słychać dobitnie w takim „Absence Of Light”,
który przypomina mi twórczość Iced Earth. Szybko i
power metalowo jest w „Death Ambrace” czy „Timeless
Dreaming”, w których jest coś z Primal Fear czy
Nightmare. Każdy utwór trzyma tutaj poziom bardzo wysoki i to
czyni ten album bardzo solidnym i zaskakująco dobrym.
Kto by pomyślał że Tad
Morose powróci w takiej formie? Tak silny jakby nic się nie
stało, jakby nigdy nie doszło do roszad ani postoju w nagrywaniu
wydawnictw. Opłacało się czekać tyle czasu na taki album. Wielki
powrót Tad Morose i już nie mogę się doczekać kolejnego
wydawnictwa oraz koncertów podczas których Ronny będzie
śpiewał stare kawałki. „Revenant” to pozycja obowiązkowa dla
maniaków heavy/power metalu.
Ocena: 8.5/10
Wow! nie wiedziałem, że chłopy nową płytę wysmażyli :) Poprzednie 2 albumy były fantastyczne, jeśli ten dorównuje im poziomem to zakup obowiązkowy !
OdpowiedzUsuńOj dorównuje, może nawet i przebija:D Nagrali wyśmienity album i oby teraz tylko szli za ciosem :D Ciekawi mnie jak wygląda twoja lista albumów top 10 2013 :D
UsuńMoje top 10 2013 roku ? Hm... w sumie trudno mi to określić bo głównie szukam staroci, ale spróbuję :)
OdpowiedzUsuńRavensire - We March Forward
Saxon - Sacrifice
Warlord - The Holy Empire
Iron Kingdom - Gates of Eternity
Blazon Stone - Return to Port Royal
Lonewolf - The Fourth and Final Horseman
Sacred Gate - Tides of War
Enforcer - Death by Fire
Running Wild - Resilient (a jednak ;)
Rocka Rollas - Metal Strikes Back