Endamaged to młoda kapela, która powstała w
2010 r w Rzymie. Celem było granie prostego, chwytliwego i niezwykle
melodyjnego heavy metalu z domieszką NWOBHM. Endamaged chciał zająć
miejsce obok takich kapel jak Skull Fist czy Enforcer, które
znakomicie odświeżają formułę klasycznego heavy metalu z lat 80.
Właśnie to znajdziemy na debiutanckim albumie „At The Gates”.
Heavy/speed metal będący hołdem dla Abbatoir, Judas Priest,Iron
Maiden, Agent Steel tak można określić debiut włochów.
Nie ma tutaj głębszej ideologii ani też jakiejś
głębiej, która stała by za powstaniem tego albumu. Zespół
nie miał w planach tworzenie czegoś nowego, a jedynie pokazać, że
wciąż można grać prosty, melodyjny heavy metal jak w latach 80.
Zespół zrobił wszystko by tak właśnie było, żeby cały
czas słuchacz miał skojarzenia z starym Iron Maiden czy Abbatoir.
Sekcja rytmiczna jest wykreowana na wzór Iron Maiden. Dobitnie
to już słychać w energicznym otwieraczu „Soldier God”.
Zespół został dobrze wyszkolony techniczne co potwierdza
bardziej speed/power metalowy „Death (The 4th
seal)”. Szybkie tempo, ostry riff, niezwykła melodyjność
i klimat lat 80 to jest coś co charakteryzuje nie tylko ten kawałek.
Trzeba przyznać, że Endamaged robi niezłe wrażenie i spora w tym
zasługa znakomitego wokalisty Roberto Mastrepietro, który
najlepiej radzi sobie w górnych rejestrach. Nie raz przyprawi
on zdumienie, że wciąż sam tam jeszcze tacy młodzi utalentowani
wokaliści. Z swojego obowiązku dobrze się też wywiązują
gitarzyści. Duet Grossi/Delli od samego początku do końca serwuje
nam klasyczne riffy, a także bardzo złożone i za grane z lekkością
solówki. Nie sposób się nudzić zwłaszcza, kiedy
sporo się dzieje w takich rozbudowanych kompozycjach jak „Lies
of The Vulture” czy w mroczniejszym „Master of
Abyss”.Co może się podobać w debiutanckim albumie tej
młodej kapeli to fakt, że stronią od eksperymentowania i uciekania
się do ballad. Płytę właściwie zdominowały takie petardy jak
„When The walls Fall Down” czy „No Grave
but the sea”. Pozwolę sobie jeszcze wyróżnić z
całej płyty szybki, niezwykle energiczny „Into The
Pit...Endamaged”, który zawiera wszystko to co
składa się na styl grupy. To taki Endamaged w pigułce i słychać,
że ta kapela ma potencjał.
Co raz więcej kapel, które grają stary,
dobrze sprawdzony heavy/speed metal zakorzeniony w latach 80. Z
każdym rokiem przybywa nam zespołów, które inspirują
się Abbatoir, czy Iron Maiden. Choć Endamaged to kapela pokroju
Enforcer czy Skull Fist, to jednak wyróżnia ich nieco
mroczniejszy klimat, bardziej power metalowy wokalista, który
niszczy w wysokich rejestrach. Nie ma słabych kompozycji, a
dopełnieniem wszystkiego jest nieco przybrudzone brzmienie i
klimatyczna okładka, które jeszcze bardziej zbliżają nas do
lat 80. Kawał dobrej roboty i czekamy na kolejne płyty tej włoskiej
formacji.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz