W okresie 1989-1994
działa bardzo ciekawa kapela, która się zwała Lawdy. To
nieco zapomniana niemiecka kapela, którą muzycznie można
porównać do Accept, Warlock, Steelover, Warriors czy
Scorpions. Może i takich kapel było kilka w tamtym okresie, ale
Lawdy śmiało można zaliczyć do najciekawszych zespołów
grających heavy metal z domieszką hard rocka. Nie tylko
specjalizowali się w łączeniu tych dwóch gatunków,
ale również mieli pomysły na ciekawe kompozycje. Efektem
ciężkiej pracy oraz ich pomysłowości były dwa znakomite albumy,
które gdzieś przepadły w gąszczu innych wydawnictw. Jednak
warto o nich pamiętać, bo są to płyty z naprawdę wartościową
muzyką. Pierwszym albumem był „Outlaw Invasion”. Może i
okładka nie wiele zdradza, może i płyta jest krótka bo trwa
37 minut, ale nie to się liczy przecież. Najważniejsza jest
zawartość i to jak prezentują się muzycy. Lawdy to kapela, która
potrafiła oczarować swoją szczerością i z pewnością
charyzmatycznym wokalistą. Sven Freytag to jeden z atutów tej
kapeli. Wie jak śpiewać ciepło i lekko, ale też potrafi się
odnaleźć w wysokich rejestrach. Takich wokali aż chce się słuchać
i na pewno nie jednemu przyjdzie na myśl płyty Kinga Diamonda czy
Gravestone. W takim „Heart and Soul” śpiewa
niczym Klaus Meine ze Scorpions i ta ciepła ballada potrafi złapać
za serce. Tej płyty fajnie się słucha, bo jest urozmaicona i pełna
niespodzianek. Zaczyna się niewinnie bo od klimatycznego otwieracza
w postaci „Rock;n Roll Crazy”. Tutaj już można
się przekonać, że zespół stawia na chwytliwość, na
proste motywy. Andreas Laszewski zadbał o to, żeby partie gitarowe
cechowały się finezją i lekkością. Zagrane są z pomysłem i z
dbałością o technikę. Dla fanów brzmienia gitary będzie
to prawdziwa uczta. „Rock You To The Ground” może
nieco zalatuje punktowym klimatem, ale to również mocny hard
rockowy przebój. „What Love Means” brzmi jak
mieszanka Dokken z Def Leppard. Utwór ma bardziej stonowane
tempo i bardziej komercyjny wydźwięk. Z pewnością jest to jeden z
najciekawszych kawałków na płycie. Tak samo w sumie można
napisać o energicznym „High on Love”, który
pokazuje metalowe oblicze zespołu. Tutaj jest też podkreślone jak
zespół potrafi w dość łatwy sposób stworzyć hit i
to taki, który zostaje z nami na długo. Nie zabrakło tez pazura i nutki speed metalu, a to właśnie
dostajemy w rozpędzonym „Never Surrender”. Jest
też coś dla fanów starego Accept z okresu „Metal Heart”
i mam tutaj na myśli „Hiroshima”, który
znakomicie nawiązuje do tamtego wydawnictwa. Nie tylko klimatem, ale
wykonaniem. Jak ktoś wątpi w talent gitarzysty ten może
przeanalizować instrumentalny „Nocturne”, zaś
najsłabszym utworem wydaje się zamykający „Shake Me”.
Bardzo treściwy i przemyślany materiał, który porywa
lekkością, przebojowością i prostotą. Lawdy pokazał tym
albumem, że drzemie w nich potencjał. Szkoda tylko że nagrali
jeszcze jeden album. Polecam.
Ocena: 8.5/10
O co chodzi z Never Surrender?
OdpowiedzUsuńDzięki za zwrócenie uwagi :D A tak coś może o samej płycie, co?:D Pozdrawiam
UsuńJak dla mnie nic szczególnego 6.0/10
OdpowiedzUsuń