Czy muzyka heavy metalowa
może być czymś więcej niż tylko sposobem na rozładowanie
energii czy jedną z form odpoczynku i zabijania wolnego czasu? A
gdyby tak muzyka heavy czy power metalowa była bramą do innego
świata? Do świata baśni, do innego wymiaru, sięgającego poza
naszą wyobraźnię? Czasami mamy dość tej naszej codziennej
szarości i najchętniej przenieślibyśmy się do innej
rzeczywistości. A gdyby istniał taki album, który jest
wstanie was zabrać do lepszego świata, w podróż której
nigdy nie zapomnicie? Tak się składa, że jak dobrze poszukamy to
znajdziemy takie albumy. Jednym z nich jest „Cosmovision”
francuskiej kapeli Nightmare. To trzeci album w dorobku tej formacji
i co ciekawe, odtworzył on nowy rozdział tej francuskiej potęgi
heavy/power metalowej, która istnieje i gra po dzień
dzisiejszy.
Nightmare znakomicie
radził sobie w latach 80 i już wtedy wydali dwa znakomite albumy,
które w swojej kategorii były dopieszczone i zdobyły sporo
fanów. To było klasyczne heavy//power metalowe granie z
domieszką NWOBHM. Zespół wtedy miał dwóch
znakomitych wokalistów bo Boix jak i Houpert znakomicie
odnajdowali się w power metalowej formule. Zespół dzięki
nim błyszczał i w sumie ciężko sobie było wyobrazić nowy
rozdział Nightmare bez utalentowanego wokalisty. Co ciekawe zespół
miał cały czas znakomitego frontmana pod nosem i mam tutaj na myśli
dotychczasowego perkusistę Jo Amore. Tak to on przejął funkcję
wokalisty i znakomicie się odnalazł w tej roli. To dzięki niemu
Nightmare stał się jeszcze bardziej rozpoznawalny, stał się
agresywniejszy, mroczniejszy i bardziej rozpoznawalny. To on
wprowadził zespół na zupełnie inne tory, na jeszcze wyższy
poziom. Muzyka Nightmare już nigdy nie będzie taka sama. W latach
80 zespół dość klasycznie i można było go zestawiać z
wielkimi tuzami tamtych czasów, lecz odrodzenie Nightmare jest
o tyle ciekawe, że panowie nie chcą brzmieć tak jak w latach 80.
Została formuła heavy/power metalowa, lecz to już inne brzmienie.
Zespół dodał klawisze, dodał podniosłe chórki,
dodał mroczny klimat, wlał sporo agresji, a całość prezentowała
się dość nowocześnie. Można było odczuć jakby materiał
tworzył jakiś młody zespół, a nie stary doświadczony band
z lat 80. I tak po 16 latach nie bytu Nightmare powrócił z
„Cosmovision”. Tutaj należy doszukiwać się genezy obecnego
stylu i brzmienia Nightmare. Ten album zrewolucjonizował muzykę
Nightmare i pokazał że heavy/power metal może brzmieć świeżo i
pomysłowo. Już okładka w pełni odzwierciedla z czym mamy do
czynienia. Inna galaktyka, inny wymiar, nowe technologie,
cywilizacja, coś co nie jest tak łatwo objąć rozumem. Taka
właśnie jest muzyka. Niby mamy tutaj wpływy Kamelot, Armored
saint, Accept, Angra czy Thunderstone, lecz Nightmare stworzył coś
swojego i ponadczasowego. Nawet soczyste i czyste brzmienie jest tak
wykreowane, by nadać płycie tego specyficznego brzmienia jakby z
innego wymiaru. To sprawia, że intro w postaci „Road to
Nazca” przyprawia o dreszcze i hipnotyzuje. Podniosły,
melodyjny niczym utwór Iron Maiden, epicki niczym utwór
Manilla Road i energiczny niczym utwór Liege Lord, tak można
opisać tytułowy „Cosmovision”, który
zdradza jak brzmi Nightmare w roku 2001. Nie brakuje elementów
progresywnego power metalu rodem z Mob Rules co zespół
pokazuje choćby w pomysłowym „Corridors Of knowledge”.
Klawiszowiec Rabilloud stwarza ciekawy klimat i sprawia, że
Nightmare dość świeżo i nowocześnie. Brzmi to zupełnie inaczej
niż w latach 80. Spora ilość epickości, coś z Accept czy
Hammerfall można wyłapać w melodyjnym „Spirits of Sunset”
. Nightmare nawet otarł się o niemiecką toporność w ponurym „The
Church” i to właśnie dzięki takim kompozycjom ten album
jest bardzo urozmaicony i zaskakuje. Płyta cechuje się mrokiem i
niezwykłą agresją i spory w tym udział ma Jo Amore. Jego wokal
można porównać do Ronniego James Dio i jest to na dzień
dzisiejszy jeden z najlepszych wokalistów w swojej kategorii.
O jego talencie przekonuje nas przebojowy „Behold The
nightime”. Jest też coś z Judas Priest co potwierdza
nieco marszowy „The cematary Road” i jest to
kolejny utwór, w którym podniosłe chórki pełnią
znaczącą rolę. Najdłuższym i najbardziej rozbudowanym kawałkiem
na płycie jest „The Spiral of Madness” , z kolei
taki „Last Flight To Sirus” to prawdziwa power
metalowa petarda. Całość zamyka „Riddle in The Ocean”,
który utrzymany jest w stylizacji starego Accept.
Nightmare nie nagrał
słabego albumu i jest to jedna z tych kapel, która trzyma się
swojego stylu i która nie zawodzi. W latach 80 robili furorę
i szkoda, że nie nagrali wtedy więcej albumów, ale udało im
się wrócić po 16 latach i to w wielkim stylu. Rzadko kiedy
udaje się zostać przy swoim gatunku, jednocześnie go odświeżając
i nadać mu nowego znaczenia. Z tego Nightmare wyszedł obroną ręką.
„Cosmovision” zabiera nas do innego heavy/power metalowego
wymiaru i jest to wyjątkowy album. Dla wielu jeden z najlepszych w
dorobku grupy. Trudno się z tym nie zgodzić.
Ocena: 9.5/10
Nie jestem wielkim fanem Nightmare ale akurat ta płyta jest w mojej kolekcji.Kawał dobrej muzyki,super melodie,ciekawy wokalista,fajne klawisze no i...ta płyta ma swój specyficzny klimat świetnie się tego słucha
OdpowiedzUsuńOj tak klimat jest tutaj wyjątkowy :D No tutaj narodził się znany nam dzisiaj styl Nightmare:D Jedna z ich najlepszych płyt jeśli nie najlepsza:D
OdpowiedzUsuń