Jest pod wielkim
wrażeniem rozwoju szwedzkiej sceny. W ostatnim czasie jest to jeden
z głównych dostawców heavy metalowej muzyki. Tam rodzi
się wiele ciekawych kapel, który zdobywają rozgłos na całym
świecie i pokazuje jaką potęgą jest Szwecja jeśli chodzi o heavy
metal. Zwłaszcza młode pokolenie daje niezłego czadu i pokazuje,
że wciąż jeszcze wiele można zrobić w heavy metalowej muzyce.
To właśnie taki Enforcer, Rocka Rollas, czy ostatnio Air Raid
szybko zdobyły swoich fanów i wpisały się błyskawiczne do
kapel reprezentujących NWOTHM. Nowa fala kapel grających
heavy/speed metal mocno zakorzeniony w latach 80 jest silna i każdego
roku pojawia się naprawdę wiele wartościowych kapel. Jednym z
takich młodych zespołów, który mnie mocno zaskoczyły
okazał się szwedzki Starblind. Kapela działa od 2013 r, zaliczyła
już występ w Polsce i ma na swoim koncie póki co debiutancki
album „Darkest Horror”. Obecnie pracuje nad nowym wydawnictwem i
jeśli będzie w połowie tak udany jak wspomniany debiut, to szykuje
się nam prawdziwa uczta. „Darkest Horror” to płyta, którą
tak naprawdę nie są się opisać w kilku zdaniach, dlatego
przejdźmy do głębszej analizy.
Zespół nie kryje
swoich inspiracji, zwłaszcza zamiłowanie wczesną twórczością
Iron Maiden. Wystarczy posłuchać sekcję rytmiczną, która
jest bliźniaczo podobna do tej z pierwszych trzech płyt żelaznej
dziewic. Do tego wokalista Mike Stark ma coś z dawnej maniery Paula
Di Anno czy też Knoblicha z Scanner. Styl grupy przejawia się w
szybkim tempie, na ostrych, prostych, ale bardzo chwytliwych riffach,
które mają nas zabrać w rejony NWOBHM, heavy/speed metalu.
Zespół stawia na szczerość, na pomysłowość i klimat
rodem z lat 80. Dzięki czemu dostaliśmy bardzo klasyczny materiał,
który robi takie wrażenie jak debiut Iron Maiden. Może i
przesadzam, ale Starblind też nie kryje swojego potencjału, a
melodie i przebojowość jest godna żelaznej dziewicy. Piękna
klimatyczna okładka, która ma wzbudzać strach i nie pewność,
też wygląda jakby powstała w latach 80, a nieco przybrudzone
brzmienie tylko potwierdza, że jest to hołd dla tamtej ery heavy
metalu. Energiczny otwieracz, to coś co charakteryzowało dawne
płyty Iron Maiden i Starblind poszedł tym śladem. „
Ascendancy” porywa szybkim tempem i niezwykłą
melodyjnością. Przypominają się dawne czasy, kiedy odpalają się
„Iron Maiden”, a tam na starcie killer w postai „Prowler”.
Tutaj jest podobnie i nawet poziom jest nie wiele gorszy. Mamy
niezwykły hit, który daje jasno do zrozumienia, że zespół
idzie na całość i nie będzie się rozdrabniał. Kawał dobrej
roboty odwalają Rosenblad i Jonasson, którzy są
odpowiedzialni za partie gitarowe. Jest energia, są ciekawe i
niezwykle melodyjne przejścia, a wszystko zagrane z luzem i
pomysłem. Dawno nie słyszałem tak udanych partii gitarowych
będących hołdem dla starego Iron Maiden. „Blood In The
Night” ma już mocniejszy, bardziej agresywniejszy riff i
tutaj jest już więcej heavy/speed metalu aniżeli NWOBHM.
Pamiętacie urozmaicony kawałki „Remember Tommorow” czy
„Children of The Damned”? W takim stylu utrzymany jest „Crystal
Tears”. Zaczyna się spokojnie, wręcz balladowo, ale potem
nabiera szybkości i zaczyna się wtedy prawdziwa galopada w klimacie
dawnego Iron Maiden. Piękna kompozycja, która ukazuje w pełni
potencjał szwedów i to, że wciąż można tworzyć udane
kompozycje wzorowane na twórczości Iron Maiden. Starblind to
nie tylko spec od hitów pokroju „Darkest Horror”,
ale też od bardziej złożonych kompozycji przekraczających 6 minut
muzyki. Dobrym przykładem tego jest „The Reckoning”,
który pokazuje bardziej epickie oblicze zespołu. W tekstach
znajdziemy spore wpływy H.p Lovecrafta co potwierdza choćby
zadziorny „At The Mountain of Madness”. Tutaj
zespół udaje się w rejony Judas Priest i w sumie „I
Stand Alone” przypomina „Hellion/ Eletric Eye”
zwłaszcza w początkowej fazie. Potem kawałek nabiera formuły
żelaznej dziewicy. Gdybym miał wskazać największy przebój
z tej płyty to wybrałbym właśnie przebojowy „I stand
Alone”. Numer 9 na płycie to rozbudowany kolos „Temple
of Set”. Zaczyna się majestatycznie, spokojnie i klimatycznie.
Słychać, że zespół tutaj też poszedł w rejony starego
Iron Maiden. Stonowane tempo, sporo ciekawych motywów, nieco
mroczniejszy klimat i czuje się jakbym słuchał „Piece of Mind”.
Szwecja rośnie w siłę.
Młode kapele pokroju Enforcer, Rocka Rollas czy właśnie Starblind
pokazują, że mają masę ciekawych pomysłów i chcą podbić
świat. To dzięki takim zespołem heavy/speed metal lat 80 wciąż
jest na nowo odkrywane i wciąż cieszy się sporym wzięciem.
Starblind nagrał płytę przemyślaną, energiczną, pełną
przebojów i oddającą klimat starych płyt Iron Maiden. Jest
to jeden z najlepszych hołdów dla żelaznej dziewicy i NWOBHM
jaki słyszałem w ciągu ostatnich lat. Gorąco Polecam.
Ocena: 9/10
P.s Podziękowania dla Zackariasa za przesłanie materiału
album jest rzeczywiście znakomity
OdpowiedzUsuń