Pamięta ktoś jeszcze
amerykański band o nazwie Trauma? Był to zespół który
założył Cliff Burton, tak ten sam co grał w Metalice w 1981r.
Kapela grała heavy/power metal, w którym były echa Exciter,
Agent Steel, czy Abbatoir. To właśnie debiutancki album
zatytułowany „Scratch and Scream” pokazał jaki potencjał
drzemie w tej kapeli. Grali energiczny, rozpędzony heavy/power metal
na miarę innych klasycznych krążków z kręgu US power
metalu. Jednak Trauma podzieliła los wielu równie dobrych
kapel z tamtych lat. W wyniku nie porozumień i problemów z
organizacją przepadli i słuch o nich zaginął. O dziwo na tym się
nie kończy historia tej kapeli, która jest owiana kultem. Po
31 latach od wydania debiutu Trauma powraca z nowym wydawnictwem.
„Rapture and Wrath” to znakomita kontynuacja tego co zespół
grał w latach 80 i właściwie nie dostrzeżecie różnicy
między tymi albumami. Tak więc Trauma dokonał niemożliwego, nie
dość że powrócił po 30 lat, to jeszcze udało im się
nagrać album, który brzmi jakby został zarejestrowany w
latach 80. Do tego klimat i wykonanie sprawia, że mamy do czynienia
z prawdziwym klasykiem.
Ze starego składu został
perkusista Kris oraz wokalista Donny Hiller, który wciąż ma
w sobie to coś. Niezwykłą techniką i manierą przypominającą
Geoffa Tate i Bruce'a Dickinsona. Odnajduje się on w wolnych
kompozycjach jak i szybszych, a jego specjalnością są górne
rejestry. Mimo 30 lat, jego wokal wciąż brzmi świeżo i tak
specyficznie jak w latach 80. Spora też w tym zasługa nieco
przybrudzonego brzmienia, która ma podkreślić klimat lat 80
i nawiązać do tego co mieliśmy na debiucie. W pełni się to
udaje, a zagrywki Kurta Frya też są tutaj godne podziwu. Nie ma już
partii podzielonych między dwoma gitarzystami, a sam Kurt radzi
sobie całkiem dobrze. Słychać, że zna się na swojej robocie,
wie jak nadać kompozycji melodyjności i dynamiki. Jest na czym
zawiesić ucho. Najważniejszym zadaniem było utrzymać styl i
poziom znany z debiutu i to Kurtowi w pełni się udało. Mamy 10
utworów dających przeszło 50 minut muzyki. Pierwszym
uderzeniem jest energiczny „Heart of Stone”, który
ma coś z dawnego DIO, coś z US power metal, a także coś z NWOBHM.
Duża dawka melodii, autentyczny klimat lat 80 i mocny riff
sprawiają, że jest to jeden z najlepszych utworów Trauma.
Również wielkim przebojem na nowej płycie jest „When
i Die” i to jest heavy metal z domieszką power metalu
mocno osadzone w latach 80. Stonowany, true metalowy „The
long Way Home” to kompozycja już bardziej urozmaicona.
Znajdziemy tutaj coś z ballady w początkowej fazie, coś z hard
rocka i coś z heavy metalu. W agresywniejszym „The Walking
Dead” można posmakować mocniejszego riffu i
mroczniejszego klimatu. Najlepiej zespół wypada o dziwo w
rycerski, hymnowym „Egypt” czy rozpędzonym „Under
The Lights”, gdzie więcej jest US power metal, ale też
Iron Maiden z okresu „Killers”. Na koniec mamy równie
udany „Too Late”, który znakomicie
podsumowuje całość.
„Rapture and wrath”
to nie jest może wielki powrót, który rzuci fanów
heavy metalu na kolana. Brakuje odpowiedniego ładunku emocji i
liczby killerów, by to osiągnąć, ale album jest solidny. To
kawał heavy/power metalu w amerykańskim stylu, osadzonym w latach
80 i śmiało dorównujący debiutowi. Tak więc śmiało można
rzec, że warto było powrócić po 30 latach nie bytu.
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz