Co może zdziałać jedna
osoba? Czy jeden muzyk może sam nagrać album i nie dać po sobie
poznać amatorszczyzny? Cóż patrząc na projekt Crimson
Reign, projekt osoby Titusa Madina, który zajął się
właściwie wszystkim można stwierdzić, że jest to możliwe. A kto
wątpi, niech sam się zapozna z debiutanckim albumem „The
Calling” Pewnie się zastanawiacie jaki poziom z sobą
prezentuje album właściwie skonstruowany przez jedną osobę?
Nikogo chyba nie zdziwi
brak stylu, który wyróżnia album na tle innych, nikogo
nie powinno zdziwić również to, że brzmienie jest tylko
przyzwoite, a kompozycje niezbyt dopracowane. „The Calling” to
album człowieka, który miał zapał, miał chęć
zrealizowania swoich pomysłów, melodii, które chodziło
mu pogłowie. Szkoda tylko, że to wszystko jest średnich lotów.
Czyżby amatorska okładka albumu miała podkreślić, że nie mamy
do czynienia z wysokiej klasy heavy metalowym albumem? Najwidoczniej
tak i to nie dopracowanie, czy też nieporadność daje o sobie znać
przede wszystkim w kwestii pomysłów i aranżacji. Mimo tego
faktu, warto zaznaczyć, że Titus całkiem dobrze sobie radzi jako
gitarzysta i potrafi grać czego przykładem jest taki rozbudowany
„Zaricco” z różnymi ciekawymi motywami, czy
też mroczny, ostrzejszy, nieco thrash metalowy „Betrayel”,
jednak
brakuje w tym wszystkim pomysłowości, jakiś zapadających melodii,
a szkoda bo mogło to brzmieć znacznie ciekawej. Titus z pewnością
lepiej sobie radzi jako wokalista, a wszystko dzięki mocnemu i
zadziornemu głosowi, który potrafi przyprawić o dreszcze.
Sprawdza się w balladach typu „Tests Of Faith”
czy ostrzejszym graniu typu „Clairvoyant”.
Jednak album od samego początku tj utworu „The
Calling”
pokazuje, że jest to średnich lotów heavy metalowe granie,
bez polotu, bez ciekawych melodii, od takie dla zrealizowania
pomysłów, jakie kotłowały się w głowie Titusa.
Założony
w 2012 r Crimson Reign to przykład, że można w pojedynkę nagrać
album i go wydać, co jest godne uwagi i pochwały. Jednak pod
względem muzycznym jest to wtórny i niezbyt atrakcyjny album,
który nie zawiera przebojów, ani nie powala pod
względem agresji czy dynamiki. Tak więc mówimy o średniej
klasy albumie heavy metalowym prosto z Stanów Zjednoczonych, o
którym nikt nie będzie pamiętał za parę tygodni.
Ocena:
4/10
P.s Recenzja przeznaczona dla czasopisma HMP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz