Australia nigdy nie
słynęła z power metalu i to się już raczej nigdy nie zmieni. Gdy
się przyjrzymy tamtejszej scenie to zobaczymy, że power metalowych
kapel jest mało, ale to wcale nie oznacza, że nie ma żadnych
godnych uwagi kapel na światowym poziomie grających power metal.
Wystarczy spojrzeć na dokonania BLACK MAJESTY, DRAGONSCLAW, TEBERAH
czy też debiutującego w tym roku SILENT KNIGHT.
Nie da się ukryć, że
kapela niczym się nie wyróżnia, chyba, że wokalistą, który
nie ma w sobie agresji, ani zadziorności. Zoran Cunjak nie jest
uzdolnionym technicznie wokalistą i trzeba się z tym pogodzić i
albo oswoić się z tym albo odpuścić sobie i być przeciwko
zespołowi. Wokal to nie jedyna wada jaką można zarzucić temu
zespołowi, bo przecież jest wtórność i oparcie swojego
stylu o schematyczne melodie czy też motywy, które w muzyce
metalowej pojawiały się dość licznie w latach 80 czy też 90.
Brak wirtuozerskich popisów gitarowych, brak świeżości,
średniej klasy brzmienie, czy też brak wyrazistych przebojów,
które proszą się o zapamiętanie. Nie jest to więc zespół,
który nie popełnia błędów i na debiutanckim albumie
„Masterplan” nie obeszło się bez tych niektórych
wad, jednak mimo tego wciąż jest to solidny album utrzymany w
stylistyce power metalowej z elementami heavy metalowymi
przesiąkniętymi latami 80. Styl niczym się nie wyróżniającym
i właściwie pełno kapel z takim stylem, jednak solidne kompozycje,
dobrze radzący sobie muzycy, zwłaszcza rozpędzona i mocna sekcja
rytmiczna, czy też zgrany duet gitarzystów, który
zapewnia chwytliwe melodie i godne uwagi motywy sprawiają, że album
zyskuje w oczach słuchacza i staje się bardziej przyjaznym albumem,
któremu warto poświęcić te paręnaście minut.
Słuchając zawartości
nie trudno nie usłyszeć w pływów takich kapel jak BLIND
GUARDIAN, zwłaszcza w takich kompozycjach jak „Prophet Of War”
czy klimatycznym „Dare To Dream” z elementami
akustycznymi, czy balladowymi. HAMMERFALL czy też HELLOWEEN można
się doszukać w „Prelude” czy też rozpędzonym „The
Curse of Black Rose”, który jest miksem właśnie power
metalowej formuły z heavy metalem lat 80. „Masterplan”
właściwie dalej kontynuuje tą stylistykę, z tym że pojawiają
się tutaj wyraźne wpływy IRON MAIDEN. Perkusista Paul z pewnością
zasługuje tutaj na słowo uznania, bo dzięki niemu całość nie
wpada w stagnację, jest urozmaicone, pełne werwy i zwrotów,
co zresztą wyraźnie słychać choćby w takim„Silent
Apparitions (In the Night)” . W innym klimacie utrzymany jest
„Pay your dues” bo słychać tutaj true heavy metal spod
znaku MANOWAR i ten epicki charakter daje tutaj osobie znać,
zwłaszcza w tej rozbudowanej formie. Również dużo heavy
metalu w rozbudowanej formie, bo aż ponad 6 minutowej słychać w
melodyjnym „When the Fallen Angel Flies” i szkoda tylko,
że wokalista tak średnio z tą swoją manierą tutaj pasuje. Te
dłuższe kawałki świetnie pokazują jak dobrze radzą sobie
gitarzyści, którzy wygrywają zgrabne i godne uwagi solówki,
zaś mój faworyt „Evil is thy name” pokazuje, że
zespół potrafi stworzyć przebój, który zapada
w pamięci.
„Masterplan” to
przykład, że power metal istnieje w Australii, że są kapele,
które próbują się wybić w tej dziedzinie poza
granicami kraju. To dobry przykład, że można grać wtórnie,
ale na poziomie godnym uwagi. Mimo pewnych wad, niedociągnięć jest
to udany debiut, który miło się słucha, a przecież to się
liczy. Każdy kto lubi granie przesiąknięte heavy metalem lat 80
ten powinien się zapoznać z tym wydawnictwem. Może to sygnał, że
power metal się rozwija w tamtejszy rejonie świata? Oby tak było...
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz