14 albumów
studyjnych, 4 albumy koncertowe, 4 komplikacje i 32 lata
działalności. Takimi dumnymi statystykami może się pochwalić
niemiecka kapela thrash metalowa, która działa do dziś,
nieustannie od roku 1981. Kapela ta od lat nagrywała solidne albumy,
wypracowała sobie styl nie do podrobienia, który pozwolił
zespołowi awansować do największej trójki niemieckiego
thrash metalu. Ta kapela właśnie cieszy się wydaniem nowego
albumu, który potwierdza ich wielkość i fakt, że zawsze
nagrywali bardzo dobre albumu. O jakim zespole mowa? Oczywiście o
SODOM, który w tym roku z wielką dumą prezentuje „Epitome
of Torture”.
Ostatni album tej
formacji ukazał się w 2010 roku i był to „In War And Pieces” i
kto pamięta tamten album, jego dopracowanie, agresywność,
melodyjność, dopracowanie ten z pewnością przekona się bez
większych oporów do „Epitome of Torture”, który
jest swoistą kontynuacją. W dalszym ciągu mamy wysokobudżetowe
brzmienie, które podkreśla soczystość perkusji, czy też
ostrość partii gitarowych. Ponownie można uświadczyć
dopracowanie materiału i wysoką formę muzyków. Mimo swoich
lat lider grupy, czyli basista i wokalista Tom Angelripper śpiewa
wciąż agresywnie, bez kompromisowo i w swoim stylu, a pomysły na
utwory mu się jeszcze nie skończyły, co zresztą na albumie to
słychać bardzo dobitnie. Gitarzysta Barnemann w zespole jest od
1997 roku i się już dawno wpisał w konwencję zespołu i to on
nadaję zespołowi tej ostrości, tych mocnych, prawdziwie thrash
metalowych solówek, motywów. Pod tym względem SODOM
niszczy konkurencję, bo partie gitarowe są pełne agresji,
brutalności, ale mają też aspekt melodyjny, ba nawet przebojowy.
Nie jest to też takie melodyjne jak to ostatnio miał okazje pokazać
KREATOR. SODOM brzmi dalej jak stary SODOM tak więc starzy fani nie
będą marudzić, a i ci którzy nie mieli z nimi do czynienia
mogą się przekonać, bo nowy album ma cechy, które sprawiają
ze jest dobry albumem, żeby zacząć też przygodę z tym zespołem,
ale czy jest możliwe, żeby ktoś ich nie znał? Wątpię. Wracając
do muzyków, nie można zapomnieć o perkusiście Makka, który
jak zwykle wyczynia cuda i sprawia, że materiał jest szybki,
energiczny, po prostu mocny. Norma utrzymana, ale przecież ten
zespół już do tego nas przyzwyczaił.
To, że mamy do czynienia
z SODOM już daje nam znać bez zagłębiania się w zawartość
okładka, czy też logo. Pod tym względem widać gołym okiem, że
to wielki SODOM w swojej całej okazałości. Jednak co przesądza o
potędze nowego albumu, to nie detale, okładka, czy naprawdę z
górnej półki brzmienie, lecz właśnie przemyślana i
znakomita zawartość, która odzwierciedla brutalność czy
też agresję, z której zawsze słynął SODOM. Co ciekawe nie
brakuje w tym wszystkim melodyjności, chwytliwości, czy
przebojowości. Nie ma tutaj też mowy o graniu na jedno kopyto, a
zespołowi mimo graniu agresywnie udało się wykreować zróżnicowany
materiał, który zapada w pamięci. Zaczyna się spokojnie,
klimatycznie i „My Final Bullet” prezentuje też heavy
metalowe oblicze zespołu, które tutaj się objawi w paru
momentach. Sam utwór dość dynamiczny, agresywny, czyli to co
fani SODOM lubią najbardziej. Tutaj też można się przekonać, że
na tym albumie pojawia się przebojowość czy też melodyjność co
słychać po tym otwieraczu. Te cechy związane z przebojowością
wyraźnie dają o sobie znać w energicznym „S.O.D.O.M.”,
który jest prawdziwym killerem i moim kawałkiem z całej
płyty. Cały album promował „Epitome Of Torture” czyli
można rzec kawałek, który znakomicie podkreśla co to jest
niemiecki thrash metal z owymi kwadratowymi melodiami i lekką dozą
toporności. Regułą szybko i do przodu zespół posłużył
się w dynamicznym „Stigmatized” czy też w melodyjnym
„Shoot Today Kill Tommorow”. Więcej heavy metalu słychać
w dość ciężkim „Cannibal” i jest to może nieco
słabsze ogniowo tego krążka, ale to wciąż solidne granie. Jeśli
chodzi o takie heavy metalowe wcielenie to dobrze one wypada w takich
utworach jak „Into The Skies of war” czy
też zamykający „Tracing The Victim”.
Do grona szybkich killerów śmiało można zaliczyć
melodyjny „Katjuscha”
czy też „Invoke The Demons”
, który podkreśla znakomicie, że mimo heavy metalowych
zalotów jest to wciąż thrash metalowy SODOM.
Nie jest to może klasyka
na miarę „Agent orange” ale ten najbardziej wyczekiwany album
thrash metalowy nie zawiódł i jest to jeden z najlepszych
albumów thrash metalowych roku 2013. Wysoka forma SODOM
utrzymana, co podkreśla że ta marka nigdy nie zawodzi i nie bez
podstaw należy ten zespół do wielkiej trójki
niemieckiego thrash metalu. Gorąco polecam!
Ocena: 9/10
Mistrzostwo!!! druga najbardziej metalowa płyta tego roku Attacker i Sodom rządzą AVE \m/.
OdpowiedzUsuń