Pamięta ktoś jeszcze
szwedzki zespół THE STORYTELLER, który działał
w latach 2000- 2005 i nagrywał solidne heavy/power metalowe albumy i
który przeszedł do historii metalu jako odpowiednik BLIND
GUARDIAN? Przez ostatnie lata było cicho o samym zespole, później
w roku 2006 kapela się rozwiązała i nic nie wskazywało na powrót
w przyszłości. W 2011 kapela zebrała się na nowo, ze starego
składu został wokalista L.G Person, gitarzysta Jacob Wennerqvist,
perkusista Matjin Herpe, a nowym nabytkiem został basista Marcus
Backlund i tak po cichu zespół pracował nad nowym albumem i
wreszcie bez większego szumu, bez większych zapowiedzi po 8 latach
od „Underworld” pojawia się nowe wydawnictwo zespołu
zatytułowane „Dark Legacy”. Czy udało się utrzymać
dotychczasowy poziom granie muzyki? Czy w dalszym ciągu zespół
czerpie z BLIND GUARDIAN? Czy 8 lat przerwy wpłynęło na styl
zespół?
Mało kto się
spodziewał, że ten znany i lubiany szwedzki zespół powróci,
również i ja nie rozmyślałem nad ich powrotem, bo w sumie
było co słuchać, patrząc na 4 poprzednie albumy, jednak wraz
pojawieniem się nowego albumu zrodziło się wiele wątpliwości i
pytań, czy warto było ryzykować dotychczasowe osiągnięcia,
status na rzecz nowego albumu, który nie wiadomo jaki będzie.
Czy udźwignie poziom poprzednich albumów, czy będzie w
podobnym stylu, czyli z ostrymi, melodyjnymi partiami gitarowymi,
drapieżnym, wyraźnym wokalem L. G Persona i wpływami BLIND
GUARDIAN czy STEEL ATTACK? Na wstępie trzeba zaznaczyć, że mimo
trzymania się w dalszym ciągu stylizacji heavy/power metal, mimo
trzymania się melodyjnego charakteru, zespół za sprawą
„Dark Legacy” otwiera nowy rozdział w ich karierze. Tym razem
zespół obiera nieco inny kierunek muzyczny, bardziej rejony
STORMWARRIOR, WIZARD czy IRON FIRE się kłaniają. Są tutaj
epickie, bojowe chórki, są te riffy, motywy, które w
dużej mierze kojarzą się właśnie z takim rycerskim heavy/power
metalem i jest to dość ciekawa zmiana, na pewno stawia ich w nieco
innym świetle. Zmiana wniosło nieco świeżości do muzyki zespołu,
sprawiła że ich styl nie skostniał, a brzmi dość świeżo.
Dynamiczna perkusja jest tutaj mocarna i godna uwagi, jednak pierwsze
skrzypce gra tutaj wokalista L.G Person, który ma odpowiedni
charakter i manierę do takiego grania. Ma chrypę, ma zadzior i
słychać w pływy Biffa z SAXON czy Larsa z STORMWARRIOR. Drugą
ważnym elementem układanki i nowego wcielenia zespołu jest bez
wątpienia gitarzysta Jacob, który stawia na technikę, na
solidność, ale przede wszystkim na energię, melodyjność i
wpadające w ucho motywy, solówki i pod tym względem jest to
album bardzo dopieszczony. W tym roku płyt z tak dopracowanymi i
żywiołowymi partiami gitarowymi nie było aż tak pełno.
Zostało logo,
tajemniczy, mroczny klimat okładek frontowych, zostali ci sami
muzycy, z wyjątkiem basisty, zostało solidność, dopracowanie,
dopieszczenie albumu pod każdym względem, zostało mocne, mięsiste
brzmienie, została przebojowość i melodyjność, zmieniła się
nieco koncepcja, styl oraz inspiracje, które słychać niemal
przez cały album. Otwierający album „Release Me” pod
względem melodii głównej gdzieś tam może przypominać
BLIND GUARDIAN, jednak szybko te skojarzenia zostają wyparte.
Pojawia się dynamiczna perkusja, ostry riff i duża rytmiczność,
pojawiają się dość epickie chóry, a sam refren i styl
śpiewania L.g Persona szybko podsuwa właśnie takie kapele jak
STORMWARRIOR. Heavy metalowy wydźwięk riffu z kolei podsuwa IRON
FIRE, jednak mimo owych skojarzeń jest to heavy/power z najwyższej
półki. Energiczny, dynamiczny, chwytliwy, mocarny i bardzo
melodyjny. Pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne i apetyt na
całość jeszcze bardziej wzrósł. Skoro jest epicki
charakter, skoro jest rycerski heavy/power metal to dziwne gdyby nie
było utworu o Vallhalli. Tutaj mamy szybki, energiczny, power
metalowy „Strength of Valhalla”, który nasuwa
oczywiście WIZARD i STORMWARRIOR. Kolejny rasowy przebój i w
dodatku bardzo energiczny i jednocześnie ukazujące to co najlepsze
w twórczości wyżej wymienionych kapel. Bardziej urozmaicony,
z pewnym różnymi smaczkami i epickim wydźwiękiem jest tutaj
„Dark Legacy” i sam bojowy, podniosły refren jest tutaj
prawdziwym majstersztykiem. Nieco słabszym kawałkiem na płycie
jest ponury, mroczny i taki nieco przekombinowany pod względem
ciężaru „The Univited Guest”, który przypomina mi
poniekąd twórczość Blaze Bayleya. Wracamy jednak szybko do
epickiego, mocnego heavy/power metal i „Forever They Shall
Kneel”, który melodyjnie nasuwa jakieś folkowe kapele,
czy też nawet AMON AMARATH, zaś samo tempo, zadziorność
przypomina wielki MANOWAR, ciekawa mieszanka i kolejny przykład
znakomitej formy szwedzkiej kapeli. Folkiem zalatuje również
w stonowanym i spokojniejszym „God of Gods” i jest to
tylko solidna kompozycja, która pozostaje nieco w tyle. Znów
podniosłość, szybkość, zadziorność oraz wpływy WIZARD, czy
STORMWARRIOR pojawiają się w „Upon Your Icy Throne” i w
końcu jakiś zespół nagrał coś co może konkurować z
GLORYHAMMER, który nagrał również fantastyczny i
pełen epickości album. Pojawienie się klawiszy oraz włoskiego
języka w „Sancto Spirito” sprawiają że nasuwa się od
razu twórczość RHAPSODY. Melodyjny, lekki, power metalowy
„Break the Bounds” to kolejna petarda w której
można doszukiwać się wpływów największych marek w gatunku
power metal. Dopracowane partie gitarowe i dynamiczna sekcja
rytmiczna są tutaj sporym atutem. Oczywiście znalazło się miejsce
dla klimatycznej ballady „Sands of Time” która jest
nieco w stylu FALCONER czy BLIND GUARDIAN oraz miejsce dla 8
minutowego kolosa w postaci „ Battle of Yggdrasil” która
jest pełna smaczków, zawirowań i wpływów IRON
MAIDEN.
Wiele bardziej
zapowiadanych i oczekiwanych albumów zawiodło, albo nie
zniszczyło tak jakby się tego oczekiwało, tak tutaj THE
STORYTELLER bez jakiś szumnych zapowiedzi powracają z nowym albumem
i sieją prawdziwe zniszczenie, którym niektórym
bardziej zapowiadanym albumom brakowało. „Dark Legacy” to
znakomity album utrzymanym w stylu epickiego heavy/power metalu,
odzwierciedlającym najlepsze lata STORMWARRIOR czy WIZARD. Płyta
dopracowana pod względem brzmieniowym jak i kompozytorskim. Jest to
prawdziwa uczta dla fanów tego zespołu jak i takiego grania.
„Dark Legacy” to wielki powrót szwedów, którzy
chcą zerwać z etykietą „klon BLIND GUARDIAN” i z tym albumem
jest to możliwe. Gorąco polecam!
Ocena: 9.5/10
8 lat przerwy,ale band trzyma poziom w dalszym ciągu...
OdpowiedzUsuńFajna okłada:D
OdpowiedzUsuńI recenzja mojego przystojniaka sprawiła, że zamierzam się z nią zapoznać:P
Płyta poracha, podobnie jak ocena.
OdpowiedzUsuńKolego, co z tobą?