Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gauntlet Rule. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gauntlet Rule. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 14 listopada 2024
GAUNTLET RULE - After the Kill (2024)
Debiut szwedzkiego Gauntlet Rule to dopracowany krążek z muzyką utrzymaną w stylizacji heavy/power metalu. Troszkę tam Grim Reaper, trochę Attacker, Grave Digger, czy Paragon. Brudne brzmienie, surowe partie gitarowe, szorstki wokal i mroczny klimat. Teraz po dwóch latach przyszedł czas na nowy materiał i "After the kill" to swoista kontynuacja tego co mieliśmy na debiucie. Jest klasycznie, ale też wtórnie, troszkę ospale i troszkę szkoda, bo zespół grać potrafi.
Po raz kolejny dostajemy okładkę klimatyczną i świetnie narysowaną, w której jest pełno ciekawych motywów. Brzmienie jest mocne, zadziorne, a zarazem takie klasyczne. Bije z niego moc. Od strony instrumentalnej jest dobrze i dostajemy tutaj sporo ciekawych riffów, czy chwytliwych solówek. Minus na pewno jest taki, że materiał jest nie równy, przewidywalny i w niektórych monetach potrafi zmęczyć, Dobrze radzi sobie duet gitarowy Moller/Lynghaug i panowie stawiają na solidność, na takie nieco oklepane patenty. Wieje wtórnością i troszkę brakuje pomysłowości na riffy, na solówki. Do tego dochodzi specyficzny wokal Mollera, który jest specyficzny i nawet co niektórych irytować.
Płyta nie jest idealna, ale otwieracz "usurper", w którym przemycają patenty Running wild czy Paragon. Rozpędzony i przebojowy hit, który daje nadzieje na bardzo ciekawy materiał. Melodyjny i nieco taki bardziej ponury, stonowany jest "Drumhead Trail". Niby nic odkrywczego, a dostarcza sporo frajdy. Klimaty Running wild powracają w "The zero crack" i to kolejny jasny punkt tej płyty. Jest pazur, dobra melodia i o ogólnie utwór potrafi zapaść w pamięci. Dobrze prezentuje się stonowany i taki klimatyczny "Empire Maker". Jest jeszcze toporny "The After Kill", który troszkę pokazuje niemoc na tym albumie. Chęci są, ale jakoś brakuje pomysłu, bo to jakoś rozkręcić i powalić na kolana.
Gauntlet Rule niestety troszkę rozczarował. Płyta nie robi takiego wrażenia jak debiut. Jest wtórnie, jest troszkę nijako. Słucha się tego całkiem dobrze, ale nie wiele zostaje w głowie, nie wiele porusza słuchacza. Szkoda, bo trochę zmarnowany potencjał.
Ocena: 6.5/10
środa, 19 stycznia 2022
GAUNTLET RULE - The plague Court (2022)
Nie jeden fan heavy metalu zakocha się od pierwszego wejrzenia w okładce Gauntlet rule. Ile to miłych dla oka motywów i do tego piękna kolorystyka i pełno ciekawych odesłań do klasycznych okładek heavy metalowych. Ambona przywołuje na myśl kultową okładkę Sanctuary, główny bohater, który ucieka przypomina okładkę singla "running free" iron maiden. No i jeszcze siłacz z tyłu nasuwa okładki Dio czy Manowar. Bardzo klasyczna okładka i jedna z najlepszych ostatnich lat. Jakbym miał wystawić ocenę to dałby 10. Jednak to tylko okładka, a co kryje debiut szwedzkiego bandu o nazwie Gauntlet Rule o tytule "The plague court"?
Przede wszystkim klasyczny heavy metal, gdzie znajdziemy również patenty bardziej speed metalowe czy doom metalowe. Jest urozmaicenie i pomysłowe podejście do tematu. Band nie kryje zamiłowań do kapel typu Iron Maiden, Grim Reaper czy Wolfsbane, a także solowego Blaze'a Bayleya. Co warto wiedzieć, że band powstał w 2019 r z inicjatywy gitarzysty Rogga Johanssona, basisty Petersa Svanssona, a także wokalisty Teddy Mollera. Rogga i Kjetil tworzą zgrany duet gitarowy i stawiają na sprawdzone patenty. Jest klasycznie, ale nie jest nudno i sztampowo. Cały czas się coś dzieje, a przoduje w tym wszystkim ciekawa melodia i zadziorny riff. No dobrze to panowie rozplanowali, a najlepsze jest to, że panowie tutaj prezentują styl nieco inny od macierzystych kapel. Rogga znany jest z Paganizer, Teddy z Loch Vostok, a Peter z Void Moon. Okładka rodem z lat 80, to i brzmienie też jest mocno wzorowane na tamtych latach. Panowie postawili na oldschoolowy feeling i to zdało egzamin.
Każdy z muzyków nadaje całości odpowiedniego charakteru. Specyficzny głos Teddiego momentami przypomina stylizację doom metalową, co nadaje nieco mrocznego klimatu. Nie jest to na pewno klon Roba Halforda czy Brucea Dickinsona, Tedd wnosi sporo oryginalności do muzyki Gauntlet Rule. "The caneham house" to soczysty heavy metal z szybkim riffem i z znakomitą dynamiką. Unosi się tutaj klimat doom metalowych płyt. Pierwszy strzał jak najbardziej na plus. Znajomo brzmi "Run the gauntlet" i to się nazywa heavy metal. Instrumenty przeszywają słuchacza i wszystko nabiera mocy. Band przyspiesza w energicznym "Runes of the Autumn Witch". Nieco bardziej rozbudowany kawałek, z niezwykle pomysłowymi pojedynkami na solówki. Klasa sama w sobie i takie perełki są zawsze w cenie. Nie dziwi z pewnością obecność Blaze Bayleya w "Dying for my dreams". Mrok i głos Blaze zawsze znakomicie ze sobą współgrają. Idealnie trafiony kawałek do głosu byłego wokalisty iron maiden.Tytułowy "Plague Court" opiera się na mocny i zadziornym riffie, który momentami ociera się o twórczość judas priest. Heavy metal pełną gębą. Pozwolę sobie też wyróżnić niezwykle melodyjny i oldschoolowy "A choir of angels".
Narodził się nowy band, który może namieszać w heavy metalowym światku. Szwedzki Gauntlet Rule ma do zaoferowania coś więcej niż tylko piękną okładkę. To soczysty, z prawdziwego zdarzenia heavy metal z nutką speed metalu,czy doom metalu. Brzmi to uroczo, a przede wszystkim świeżo i pomysłowo. Premiera w marcu, ale już wam mówię, że jest na co czekać!
Ocena: 9/10
Subskrybuj:
Posty (Atom)