czwartek, 22 grudnia 2022

PODSUMOWANIE ROKU 2022

                                                           PODSUMOWANIE ROKU 2022



Wyścig o tytuł najlepszej płyty roku 2022 wyglądał u mnie niczym mistrzostwa świata w piłce nożnej, które odbyły się w Katarze. Były emocje i cały czas pojawiały się niespodzianki i rozczarowania. Do dalszej fazy przechodziły zespoły, których bym nie obstawiał, a odpadały w zasadzie pewniaki, które miały startować miejsce na podium. Rok 2022 był pełen zawirowań i jak dobrze się przyjrzeć to w każdej kategorii można było znaleźć jakąś perełkę i tak na dobrą sprawę stworzenie listy najlepszych płyt nie był wcale taki prosty jak mogło by się wydawać. Dominowały u mnie oczywiście płyty z kategorii power metalu, ale i w heavy metalu, speed metalu, thrash metalu czy hard rocku pojawiały się płyty z górnej półki, które mogły namieszać. Lista tak naprawdę cały czas się zmieniała, co nie było takie łatwe utworzyć listę najlepszych płyt. Każdy będzie miał swój top, swoje ulubione płyty i to jest właśnie piękne, że każdy lubi co innego i każdy czym innym kieruje się. Grunt to, żeby czerpać radość i żeby to były płyty, które zapadły nam w pamięci i sprawią, że będzie wracać do nich i odświeżać na nowo. Odkrywać je na nowo i przypominać sobie tym, samym jak dobry to był rok.

1. JOE LYNN TURNER - Belly of the beast


To wciąż dla mnie największa niespodzianka roku 2022. Dlaczego? Kocha głos Turnera, jego dokonania w Rainbow, Deep Purple czy Yngwie Malmsteena, ale przecież dawno nie nagrał niczego co by równało się z klasykami. Solowe płyty bywały różne, co najwyżej były dobre czy bardzo dobre. Nie było przejawu geniuszu. Tyle lat czekania i w końcu powstała płyta na miarę głosu Turnera. Nowy klasyk w jego dyskografii. Najcięższy album i kopalnia hitów. Tu nie było wątpliwości, że to mój nr 1 w tym roku.

http://powermetal-warrior.blogspot.com/2022/10/joe-lynn-turner-belly-of-beast-2022.html

2. BLIND GUARDIAN - The God Machine


Zanim pojawił się nowy album Turnera, to to był dla mnie najlepszy album roku. Wielki powrót Blind Guardian, w końcu do bardziej power metalowego grania, do korzeni. Przypominają się czasy "Imaginations from the other side" i na taki album wielu fanów czekało. W końcu panowie znów grają agresywnie i z pazurem. Oby ten sen trwał jak najdłużej i oby Blind guardian trzymał się tego kierunku jak najdłużej. Wystarczy już tego grania z orkiestrą.



http://powermetal-warrior.blogspot.com/2022/09/blind-guardian-god-machine-2022.html


3. HELLHAIM - Let the dead not lose hope





Rok 2022 to był rok genialny dla polskiego metalu. Pojawił się naprawdę udany album Scream Maker, potem jeszcze Ceti, Roadhog, Nightlord, czy Auqilla. Jednak i tutaj mam swojego faworyta, a jest nim najnowsze dzieło Hellhaim. Debiut był genialny i tak samo jest z "Let the dead not lose hope". Płyta niezwykle agresywna, przebojowa i przypomina heavy/power metal w amerykańskim wydaniu. Słychać tutaj pewne nawiązania do takiego Metal Church i nie tylko.  Duma mnie rozpiera, że w naszym kraju powstają takie arcydzieła. Brawo Panowie! Tak trzymać!

http://powermetal-warrior.blogspot.com/2022/05/hellhaim-let-dead-not-lose-hope-2022.html


4. INDUCTION - Born from Fire




Syn Kaia Hansena zaczyna pisać swoją własną historię w power metalu i cieszy, że Induction przetrwał zmiany personalne i tak się rozkręcił. Debiut był świetny, ale tutaj Induction prezentuje swój potencjał. Kwintesencja power metalu i fani Helloween czy Gamma Ray powinni być zadowoleni. Płyta od początku do końca dostarcza sporo emocji i atrakcyjnych melodii. Petarda!

http://powermetal-warrior.blogspot.com/2022/11/induction-born-from-fire-2022.html


5. SCORPIONS - Rock Believer



Jedna z najlepszych płyt Scorpions. Znakomite nawiązanie do klasyków z lat 80 i ciężko coś zarzucić tej płycie. Oby każdy wielki zespół potrafił nagrać po latach taki album, który jeszcze przenosi nas w czasie do starych dobrych klasyków zespołu. Tutaj killer goni killer i dobrze, że jeszcze taki stary dobry hard rock nie umarł. Ścisła czołówka roku 2022.

http://powermetal-warrior.blogspot.com/2022/02/scorpions-rock-believer-2022.html


6. REDSHARK - Digital Race




Płyta ukazała się w Marcu tego roku i od tamtego momentu cały czas mi towarzyszy. Znakomita mieszanka heavy i speed metalu w klimatach lat 80.  Sporo tutaj ostrych riffów przepełnionych patentami Judas Priest i do tego charyzmatyczny wokalista Pau. Każdy z utworów na tej płycie to rasowy killer. To się dopiero nazywa świetny start!

http://powermetal-warrior.blogspot.com/2022/03/redshark-digital-race-2022.html


7. ARCH ENEMY - Deceivers





Jeden z moich ulubionych zespołów grających melodyjny death metal.  Arch Enemy trzyma od lat wysoki poziom, ale tutaj niezwykle przebojowa płyta wyszła Jest urozmaicenie i tak naprawdę cały czas się coś dzieje. Kto wie czy nie najlepsza  płyta z Allise White Gluz na wokalu.

http://powermetal-warrior.blogspot.com/2022/08/arch-enemy-deceivers-2022.html

8. EVIL INVADERS - Shattering Reflection



Jedna z ciekawszych płyt w kategorii speed/thrash metalowych jeśli chodzi o rok 2022.  To już trzecia płyta tej belgijskiej formacji, ale tak jakby bardziej dojrzała, bardziej dopracowana. Płyta ma świetny klimat i zostaje na długo w pamięci. To trzeba znać!

http://powermetal-warrior.blogspot.com/2022/04/evil-invaders-shaterring-reflection-2022.html


9. VICTORIUS - Dinosaur Warfare part II




Nie, to nie żart. Ta płyta faktycznie trafiła do top 10. Czy teksty o dinozaurach, czy ninja mają być przeszkodą? Panowie mają ciekawy pomysł na teksty i połączenie tego z power metalem. Płyta to prawdziwa kopalnia hitów i pokazują, że power metal dalej może być radosny, wesoły, a nawet i kiczowaty. Póki co ta formuła sprawdza się w muzyce Victorius.


http://powermetal-warrior.blogspot.com/2022/06/victorius-dinosaur-warfare-pt-2-great.html


10. SKID ROW - The gangs all here





Nigdy nie byłem wielkim fanem Skid Row, ale muszę przyznać, że Erik Gronwall ożywił ten band i dał im drugie życie. Nowy album jest bardzo energiczny i z punkowym zacięciem. Jedno z największych niespodzianek tego roku. Miło, że panowie powrócili z nowym materiałem i wrócili do gry. Erik to strzał w dziesiątkę i z nim  znów mogą być wielcy. Czekam na więcej!

http://powermetal-warrior.blogspot.com/2022/09/skid-row-gangs-all-here-2022.html


Kogo jeszcze wyróżniłbym? które zespoły wydały płyty, które zasługują na wzmiankę tutaj w tej liście najlepszych płyt?

11. Fellowship - the saberlight chronicles
12. Fallen Sanctuary - terranova
13. Stray gods - storm the walls
14. New Horizon - gate of the gods
15.power paladine - with the magic windfyre steel
16. Jack starr burning starr - soul of innocent
17.Dynazty - final advent
18. Nordic Union - Animalistic
19.Eliminator - Ancient light
20. Cleanbreak - Coming Home

21.Whirlwind -1714
22. Aquilla - mankinds oddysey
23.Riot City - electric Elite
24.Visions of Atlantis - Pirates
25.Terra Atlantica - Beyond the borders
26. Alestorm - Seventh rum of a seventh rum
27. White Skull - metal never ruts
28.Grave noise - roots of damnation
29. Toxis - Dis Morta
30. Trick or treat - creepy Symphonies

i jeszcze by się znalazło kilka pozycji, które warto byłoby dodać wspomnieć. Kto na bieżąco czyta bloga ten znajdzie to czego szukał, to czego wypatrywał i to co jest warte uwagi. Powyższe płyty stanowią to co najbardziej do mnie trafiało i co najbardziej przetrwało próbę czasu i do czego najczęściej wracam, aczkolwiek jest jeszcze sporo płyt które zasługują by tu być. Mercilles Law, Axel Rudi Pell, Roadhog  czy Magistarium. Wystarczy szukać i słuchać. To był naprawdę dobry rok i pojawiło się wiele świetnych płyt, ale też spore zaskoczyły negatywnie i trafiły do grona płyt zapomnianych. Smutne, że  takie płyty jak Avantasia czy Grave Digger poszły u mnie w zapomnienie i rzadko do nich wracam. Cieszy, że na polskiej scenie co raz więcej świetnych płyt się pojawia i podbijają świat. To jest naprawdę dobra wiadomość. Wielkimi krokami zbliża się rok 2023. Na co czekam? Na pewno album Gaia Epicus, Twilight Force, Silver Bullet czy Metaliki, a resztę czas pokaże.  A jak tam wasze top 10? Które albumy rzuciły Was na kolana? a które rozczarowały? Co byście polecili ? Może pominąłem coś co jest warte uwagi i wspomnienia?  Dajcie znać!

wtorek, 20 grudnia 2022

ELLYSIUM - Long forgotten dreams (2022)


 9 grudnia ukazał się debiutancki album formacji Ellysium. To stosunkowa młoda kapela pochodząca z Bułgarii i postanowili skupić się na graniu prostego heavy metalu z pewną nutka power metalu. Działają już od 2016 r i dopiero teraz mogą się pochwalić debiutanckim krążkiem zatytułowanym "Long forgotten dreams". Na pewno okładka robi lepsze wrażenie niż sama zawartość, ale nie jest to z pewnością płyta tragiczna, którą trzeba omijać szerokim łukiem.

Słaby punkt Ellysium? Z pewnością takowym jest wokalista Ivan Stoev, którego wokal irytuje na dłuższą metę. Brakuje mu zadziorności, heavy metalowego pazura, a przede wszystkim techniki. Na szczęście od strony partii gitarowych jest znacznie ciekawiej. Pojawiają się solidny riffy, a niektóre solówki wypadają naprawdę bardzo dobrze. Duet Marinov i Boev potrafią wygrywać ciekawe motywy i od tej strony album jest solidny. Czego brakuje? Powiewu świeżości, przebłysku geniuszu czy jakiejś pomysłowej melodii. Troszkę szkoda.

Dobre granie słychać w "Full moon", choć to tylko solidny heavy metal w stonowanych dźwiękach i nic ponadto. Granie jakiego pełno na rynku,. Na pewno cieszy rozpędzony "Straight out of hell" czy energiczny "Flat Line", który przemycają pewne elementy running wild. Do grona ciekawych kompozycji warto też dodać przebojowy "Memento mori", w którym band pokazuje swój potencjał. Godny zapamiętania jest też rozbudowany i pełen ciekawych smaczków "The pact".

Ellysium prezentuje się jako band, który wie co chce grać tylko jakoś nie do końca wie jak zrobić z tego atrakcyjną i wartościową muzykę. Brakuje ognia, brakuje dynamiki i przebojowości. Póki co warto sięgnąć i posłuchać. Jednak "Long forgotten dreams" to płyta do jednorazowego użytku, czyli posłuchać i zapomnieć.

Ocena: 5.5/10

poniedziałek, 12 grudnia 2022

SLEAZER - Deadlights (2022)


 Czyżby kolejna płyta, która chce pograć na na naszych emocjach i wykorzystać zamiłowanie do heavy metalu lat 80? Takich płyt jest co raz więcej i trzeba potrafić grać i mieć pomysł na siebie, żeby przetrwać i trafić do szerszego grona słuchaczy. Włoski Sleazer pokazał za sprawą debiutu, że stać ich na materiał z górnej półki i przebić się na tle wielu innych podobnych kapel. Mimo zmian personalnych i pewnych przetasowań band utrzymał swój styl i jakość. Drugi album zatytułowany "Deadlights" to tylko potwierdza, bo jest to równie ciekawy album co debiut.

Okładka może i kiczowata, ale chyba właśnie w tym tkwi jej urok. Nasuwa klimat grozy i tajemniczości. Okładka jak i brzmienie mocno wzorowane na płytach lat 80, ale najciekawsze jest to, że doszło do zmian personalnych, a band dalej gra swoje i na równie wysokim poziomie. Mamy w składzie uzdolnionego wokalistę Garbiele Bianchelli, który czyni każdy utwór bardzo melodyjny i zapadający w pamięci. To właśnie za jego sprawą płyta jest łatwa w obiorze i ma przebojowy charakter. Sprawdza się jako nowy nabytek, podobnie jak Cristiano Cellini w roli gitarzysty. Razem z Clemente Cattalani tworzą zgrany duet gitarowy, który stawia na proste i chwytliwe motywy. Nie ma może w tym nadzwyczajnego, ale słucha się tego bardzo dobrze od pierwszych sekund do ostatniej.

Instrumentalny "Sewer maze" zaskakuje klimatem lat 80 i na pewno nie zwiastuję heavy metalowej uczty. Znajomo brzmi tytułowy "Deadlights", ale czy to coś złego że czerpią garściami od najlepszych? Mnie osobiście skojarzyło się ze wczesnym okresem Axela Rudi Pella, a głos Bianchelli przypomina mi Jeffa Scoto Soto z okresu śpiewania u Axela. Sam utwór niezwykle przebojowy i energiczny w swojej konwencji. Mamy też rozpędzony "Speed of Fright", który opiera się na szybkiej sekcji rytmicznej i prostym refrenie. Atutem tej płyty jest masa oldschoolowych solówek i popisów gitarowych i dobrze to słychać choćby w takim "Sernath", który mocno inspirowany jest "Beggers Night" Running wild. Heavy/speed metal pełną gębą mamy w kilerze w postaci "Of storm and steel" i to jest Sleazer jaki mi najbardziej odpowiada. Nie brakuje też elementów NWOBHM co słychać dobitnie w "Black Witch" czy "Night Desire". Stonowane kawałki, ale pełne przebojowości i pomysłowości.  Całość wieńczy hicior w postaci "Sky turns red".


"Deadlights" to płyta jakich wiele, to fakt. Pełno dzisiaj płyt z muzyka w stylu lat 80, ale Sleazer wcale nie kryje się z tym. Tutaj nie chodzi o bycie oryginalnym, czy tworzenie nowego odłamu metalu. Panowie pragną tworzyć rasowy heavy metalu, pełen klimatu lat 80, prosty i łatwo zapadający w pamięci. To muzyka stworzona przez fanów metalu dla fanów. Bardzo dobrze się tego słucha i naprawdę można czerpać radość z słuchania tej płyty. Bardzo dobra robota i mam nadzieję że na tym Sleazer nie poprzestanie. Płyta warta uwagi!

Ocena: 8.5/10

niedziela, 11 grudnia 2022

DRAKMORD - Iter (2022)


Wenezuela to z pewnością nie jest kraj, który przoduje w power metalu. Może to zmieni się za sprawą debiutu kapeli Drakmord? Po 12 latach działania w końcu wydali swój debiutancki krążek zatytułowany "Iter". Panowie mają wszystko by podbijać świat i stać ich na to.  "Iter" to nie lada gratka dla miłośników power metalu, ale tego reprezentowanego przez takie formacje jak Rhapsody, Majestica czy Twilight Force.

Znajdziemy tutaj podniosły, pełen różnych smaczków i ozdobników symfoniczny power metal. Płyta jest pełna chwytliwych melodii, dużo też się dzieje w sferze gitarowej. Nie jest to po prostu zwykła łupanina bez składu i ładu. Tutaj każdy dźwięk, każdy riff i każda melodia pełni swoją rolę i jest częścią większego planu. W momencie, kiedy połączymy wszystkie elementy układanki to objawi się nam obraz dojrzałego, podniosłego i niezwykle epickiego materiału, który od początku do końca dostarcza nam sporo emocji. To nie kolejna tam płyta z kręgu power metalu, który nie ma czym porwać słuchacza. Jasne, Fabio lione zaznacza swoją obecność w dwóch kompozycjach, ale nie on tutaj jest prawdziwą gwiazdą. Przepiękna jest współpraca dwóch gitarzystów, czyli Alessandro i Veider. Panowie bawią się konwencją power metalu i potrafią porwać swoją grą. Nie brakuje techniki i pomysłowości, a to wnosi album na zupełnie inny wymiar jakości.  Troszkę może brakuje mi drapieżności w głosie Sebastian Romero, ale trzeba mu oddać to, że pasuje do muzyki Drakmord.

Jest klimatyczne intro, jest też podniosły i pełen uroku "The Prison". Band utrzymuje szybkie tempo w "Until Eternity". Znów duża dawka ciekawych motywów gitarowych i z pewnością band utrzymuje wysoki poziom kompozycji. Nutkę progresywności można wyłapać w "Beneath the darkness" czy "Iter", w którym słychać znajomy głos Fabio Lione. Nie brakuje prawdziwych power metalowych petard co potwierdza "Bloody Moonlight" czy  melodyjny "For my land".
 
"Iter" to świetny początek młodego Drakmord, który jasno zaznacza swoją obecność w power metalowym światku. Płyta dopracowana i oddaje piękno symfonicznego power metalu. Troszkę brakuje mi drapieżności w partiach wokalnych Sebastiana, troszkę brakuje mi agresji w niektórych momentach, ale i tak płyta z górnej półki. Polecam!

Ocena: 9/10

sobota, 10 grudnia 2022

RIPPER - Return to Death Row EP (2022)


Tim Ripper Owens to jeden z najbardziej rozpoznawalnych wokalistów heavy metalowych. Sławę przyniósł mu śpiewanie w judas priest, Iced Earth czy u boku Yngwie Malmsteena. Potem było jeszcze kilka występów w różnych zespołach, czy też gościnne występy, ale nie przyniosły już takiego rozgłosu. Ostatnio jednak Tim Ripper Owens ma lepszy okres, gdzie może się pochwalić świetnym występem w Kk Priest, a teraz przyszedł czas na mini album sygnowany nazwą Ripper. "Return to Death Row" to jedna z najlepszych rzeczy jakie nagrał Ripper. Czy słusznie nazwa sugeruje powrót do okresu i grania z czasów "Jugulator"?

Jest ciężar i agresja, tak więc pewne cechy z "Jugulator" można tutaj uświadczyć. Tim Ripper na "return to death row" prezentuje muzykę z pogranicza heavy metalu i thrash metalu. Imponuje bez wątpienia gra perkusisty Nicka Bellmore;a, gitarzysty Charlie Bellmore;a i basisty Chrisa Beaudette. Znani muzyce z grania w Toxic Holocaust,  czy Hetebreed. Muzycy uzdolnieni i znają się na agresywnym graniu i to słychać od pierwszych sekund. Troszkę można przyczepić się do słabszej formy wokalnej Tima, który już tak nie czaruje jak za czasów Judas priest czy Iced Earth. Gdyby tak materiał był dłuższy i Tim zaśpiewał lepiej to kto wie czy ten album by nie namieszał w tegorocznych zestawieniach.

Płytę otwiera prawdziwy killer w postaci "Die while we're alive" i tutaj można usłyszeć, że nie brakuje thrash metalowych zapędów. Jest pazur, jest szybkość i ciekawe partie gitarowe. Ripper w końcu dostarcza jakaś wartościową muzykę, bo z tym też różnie bywało. Płytę promował "Embattled", który idealnie odzwierciedla styl i jakość prezentowanej muzyki. Kolejna petarda na płycie. Coś z Megadeth można wyłapać w energicznym "The night" i sam główny motyw gitarowy jest tego najlepszym przykładem. Troszkę odstaje stonowany "Silent cage", w którym za wiele się nie dzieje. Jest też zadziorny i bardziej techniczny "Heroes Dare". Tytułowy "Return to death row" to kolejna wycieczka w rejony thrash metalu. Niezwykle brutalny kawałek, który ukazuje w jakim kierunku powinien pójść Ripper.

"return to death row" to kawał porządnego heavy/thrash metalu, gdzie roi się od porządnego gitarowego grania, gdzie nie brakuje ciekawych melodii i jest pewne nawiązanie do czasów "Jugulator". Mam nadzieje, że Ripper rozwinie ten projekt i nie umrze on śmiercią naturalną po wydaniu tego mini albumu. Bardzo dobra robota Ripper, w końcu!

Ocena: 8.5/10
 

czwartek, 8 grudnia 2022

MARCO GARAU'S MAGIC OPERA - Battle of ice (2023)



Marco Garau pokazał za sprawą Magic Opera pokazał, że ma tyle pomysłów, że nie musi ograniczać się tylko do nagrywania płyt tylko z Derdian. Mija dwa lata od świetnego debiutu w postaci "The golden Pentacle" i przyszedł czas na "Battle of Ice". Nie ma zaskoczenia i Marco znów zabiera nas do świata fantasy i magicznego power metalu. Wysoki poziom utrzymany i to już sprawia, że "battle of ice", który ma się ukazać w styczniu roku 2023 należy do najgorętszych premier nadchodzącego roku.

W składzie doszło do pewnych przetasowań i tak o to Enrico Pistolese porzucił grę na basie i od 2022r objął funkcję gitarzysty. Drugim gitarzystą został Luca Sellitto, z kolei  basistą został Ollie Beernstein. Nowi muzycy, a sama muzyka i styl grania ten sam. Marco znów stawia na pełen klimatu fantasy power metal, w którym jest miejsce na epickość, rycerski wydźwięk, na ciekawe i wciągające melodie. Słychać wpływy Derdian, rhapsody czy Majestica, ale Magic Opera mimo wszystko ma swój charakter. Mózgiem całej operacji jest Marco, który znów zaskakuje ciekawymi pomysłami. Wiele łączy nowy album z poprzednim i na pewno spora w tym zasługa utalentowanego  wokalisty Antona Darusso. Gitarzyści też dokładają wszelkich starań by płyta była pełna energii, epickości i to zdaje egzamin. Cały czas dostajemy przemyślane i dojrzałe kompozycje. Nie ma miejsce na nudę i od samego początku jest czym się zachwycać.

"The Black sorcery"
to dynamiczny i niezwykle melodyjny kawałek, który oddaje piękno power metalu w klimatach fantasy. Dalej mamy urozmaicony "The cursed crown" z podniosłym refrenem i wyraźnymi wpływami Rhapsody. Znajdziemy tutaj też marszowy i bardziej epicki "Assault on castle", który pokazuje nieco inne oblicze Magic Opera. Pełno tutaj ciekawych i złożonych popisów gitarowych, które mają podziałać na nasze zmysły i emocje. Tak jest w przypadku "ride into the sun", czy "Under Siege", w którym można doszukać się elementów neoklasycznego power metalu. Finał to 11 minutowy kolos w postaci "Battle of Ice".  Piękne zwieńczenie tego niesamowitego albumu. Prawdziwa perełka, która oddaje w pełni piękno power metalu.

Marco znów błyszczy z Magic Opera i oby ten solowy projekt trwał jak najdłużej. Płyta na pewno równie ciekawa co debiut, aczkolwiek mam wrażenie, że troszkę jej ustępuje pod względem poziomu. Warto wypatrywać "Battle of Ice", bo taki power metal jest zawsze w cenie.

Ocena: 8.5/10
 

środa, 7 grudnia 2022

MERCILESS LAW - The holy Company (2022)

Imponuje pracowitość Pancho Ireland z Merciless Law. Pod tym względem przypomina Ceda Forsberga Z Blazon Stone. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że to nie tylko częstotliwość nagrywania nowej muzyki w krótkich odstępach czasowych, ale też wysoki poziom zawartego materiału. Z pewnością jest to godne pochwały. Były zachwyty nad debiutanckim krążkiem "Troops of steel", który ukazał się w marcu. Znakomita porcja heavy/speed metalu i to właśnie znajdziemy na najnowszym krążku zatytułowanym "The Holy Company", który ukazał się dzisiaj czyli 7 grudnia.

Tym razem okładka w nieco innym klimacie, ale dalej gdzieś w tym jest tajemniczość, groza, więc spory plus. Mnie osobiście podoba się jeszcze bardziej niż ta z debiutu. Muzycznie to w dalszym ciągu wysokiej klasy heavy/speed metal, w którym króluje Pancho. Ma talent i znakomicie radzi sobie jako gitarzysta, wokalista i kompozytor. Co ciekawe swój występ gościnny zaliczył sam Ced z Blazon Stone.
 
Ced pojawia się w energicznym "Shout" i to taki kawałek w jego stylu. Prosty w swojej koncepcji i niezwykle melodyjny. W podobnej stylistyce utrzymany jest energiczny "Fly", który otwiera ten album. Naprawdę dobrze się tego słucha, zwłaszcza kiedy pamięta się niezwykle udany debiut. Pierwszy killer z prawdziwego zdarzenia to bez wątpienia przebojowy i zadziorny "A matter of skin". Dalej znajdziemy nieco hard rockowy "The undying fire", w którym można doszukać się wpływów Judas Priest czy Krokus. Znakomita wycieczka do lat 80.  Płyta przede wszystkim jest bogata w ciekawie rozegrane solówki i to w taki klasyczny sposób. Dynamika, przebojowość i atrakcyjne melodie, to jakby motyw przewodni w partiach gitarowych. Znakomicie to odzwierciedla taki "Merciless law" czy "warmakers". Pancho nie zwalnia tempa i na koniec dorzuca jeszcze dwie perełki czyli "The holy Company" i "Soul eater", które są znakomitą mieszanką heavy/speed metal.

Jestem w szoku, że w tak krótkim czasie można wydać dwa świetne albumy w kategorii heavy/speed metalu.  Pancho rośnie na nowego geniuszu i oby starczyło mu pomysłów na kolejne płyty na podobnym poziomie. "The holy Company" podobnie jak "Troops of Steel" to jedne z najciekawszych płyt roku 2022.

Ocena: 9/10

wtorek, 6 grudnia 2022

SCREAMER - Kingmaker (2023)


 Długo kazał czekać szwedzki Screamer swoim fanom na nową muzykę. Ostatni krążek ukazał się w 2019r, ale trzeba przyznać, że "Highway of Heroes" to płyta z górnej półki.  Screamer działa od 2009 r i znalazł sobie miejsce wśród takich kapel jak Enforcer, Skull Fist czy Ambush, godnie reprezentując NWOTHM. Band czerpie garściami z klasyki i chce nam przybliżyć złote lata 80. do tej pory robili to nadzwyczaj dobrze. Najnowszy album zatytułowany "Kingmaker" to swoista kontynuacja poprzednich płyt, choć troszkę ustępuje "Highway of Heroes" czy "Hell machine".

Koncepcja jest ta sama. Proste melodie, łatwo wpadające w ucho solówki, klasyczne brzmienie, klimat lat 80. To zdaje egzamin, póki Screamer gra faktycznie atrakcyjny heavy metal. Niby nic odkrywczego nie znajdziemy tutaj, ale odsłuch tej płyty dostarcza sporo frajdy.  Lata lecą a wokalista Andreas Wikstrom wciąż zachwyca swoją manierą i techniką. Właściwy człowiek na właściwym miejscu.  Warto zaznaczyć, że w 2021 r band zasilił Jonathan Mortensen.  Razem z Rosicem tworzą zgrany team gitarowy i słychać, że panowie dobrze się rozumieją. Jest skład i ład, a przedkłada się na jakość prezentowanych dźwięków. Materiał tworzy 10 kawałków dających 40 minut muzyki.

Co ciekawe początek płyty nie jest jakoś specjalnie obiecujący, bo przecież "Kingmaker" czy "rise above" to tylko dobre kawałki, które niczym w zasadzie się nie wyróżniają od tego co dostarcza wiele innych kapel. Ciekawy klimat ma "The traveler" , choć tutaj band bardziej zabiera nas w rejony hard rockowe. O wiele ciekawsza jest druga część płyty. Imponuje energiczny "Chasing the rainbow", który z początku faktycznie ma coś z Rainbow. Niezwykle przebojowy kawałek, który pokazuje że Screamer stać na stworzenie perełki. Dalej mamy marszowy i taki bardziej epicki "Ashes and Fire". Mamy też bardziej zadziorne killery jak "Burn it Down" czy "Sounds of the night". Całość wieńczy przebojowy "Renegade".

Screamer w formie i znów nagrał bardzo poukładany album z heavy metalem lat 80. Prosta i szczera muzyka, która dostarczy sporo radości fanom muzyki typu Enforcer, SKull Fist czy Ambush. Warto było czekać 4 lata, bo to naprawdę udany krążek.

Ocena: 8/10

poniedziałek, 5 grudnia 2022

RUNELORD - Doomsday Script (2022)


 Pamięta ktoś jeszcze fenomenalny Runelord?  To projekt muzyczny wokalisty George Peicheva i Cedericka Forsberga, czyli panów których dobrze znamy z Blazon Stone. Zawsze kiedy spotyka się dwóch geniuszów muzycznych to zawsze powstaje coś wspaniałego, tak też jest i tym razem. Niby można było przewidzieć że Runelord będzie w znakomitej formie i nagra równie świetny krążek co dwa poprzednie, tylko że odnoszę wrażenie, że najnowsze dzieło zatytułowane "Doomsday  Script" to najlepsze dzieło Runelord.

W muzyce Runelord dominuje taki bardziej epicki, rycerski klimat, jest sporo podniosłych refrenów. Czerpią garściami z twórczości Manowar, Cryonic Temple, a także sporo nawiązań do muzyki Rocka Rollas. Ced mocno przypomina o swoim dawnym zespole w muzyce Runelord, jest też kilka nawiązań do Blazon Stone czy Crystal Viper. Dzięki niemu płyta jest bardzo melodyjna, przebojowa i energiczna. To było do przewidzenia, że pod tym względem muzyczny geniusz nie zawodzi. Imponuje po raz kolejny jak dobrze panowie się dogadują. To przedkłada się na jakość płyty.

Trzeba przyznać, że zawartość płyty jest przemyślana i każdy utwór potrafi pozytywnie zaskoczyć. Mamy marszowy otwieracz w postaci "armed of danger", ale i tutaj band zaskakuje ciekawymi przejściami i przyspieszeniami. Drugi kawałek to zadziorny "Humunculus beast Men" który przypomina stare dobre czasy accept, Dio czy judas priest. Klasyka w najlepszym wydaniu, a refren po prostu niszczy. Niezwykle melodyjny "time to temper" przypomina mi dokonania Ceda z Rocka rollas. Nie powinno to dziwić skoro to właśnie Ced odpowiada za komponowanie muzyki do tej płyty. To słychać od pierwszych dźwięków. Imponuje szybki i bardziej heavy/power metalowym "doomsday script" i znów mamy znakomity popis umiejętności gry na gitarze przez Ceda. Płyta skrywa sporo takich pięknych momentów. Płyta jest bardzo gitarowa i to potwierdza przebojowy "Golden Chamber" który jest jednym z moich ulubionych utworów na płycie. Ten kawałek ma wszystko co czyni killerem. Mocny i zadziorny riff, chwytliwe melodie czy pomysłowy refren. No jest moc! Dalej mamy szybki i zadziorny "Hel mental slave" i to taki rasowy hicior w stylu Ceda. Znów niezła dawka pomysłowych solówek. Płytę zamyka epicki i najbardziej rozbudowany "Runelord".

Runelord po raz trzeci nagrał dojrzały i niezwykle melodyjny materiał. Najnowszy album sprawia wrażenie tego najlepszego w ich dyskografii. Bardzo energiczny krążek, który zachwyca od pierwszej sekundy do ostatniej. Duża dawka przebojowości i geniuszu Ceda Forsberga. Fani Rocka Rollas pokochają go.

Ocena: 9/10

 


niedziela, 4 grudnia 2022

CROM - The Era of Darkness (2023)


 Na 13 stycznia 2023 r przewidziana jest premiera najnowszego krążka formacji Crom.  "The era of Darkness" to już 4 album tej niemieckiej kapeli. Panowie grają taki heavy metal w klimatach Visigoth, czy Tyr. Stawiają na epickość, na bojowy wydźwięk i na pewno ma to sporo plusów. Crom stara się tworzyć własną muzykę, a nie wiernie kogoś kopiować na siłę. Najnowsze dzieło może świata nie podbija, ale sprawdza się jako dobra rozrywka i jest kilka momentów, które przyspieszają bicie serca.

Okładka zdradza zapędy folkowe, aczkolwiek nie uświadczymy ich tutaj za dużo. Oczywiście gwiazdą tutaj jest Crom, który odpowiada za partie wokalne, a także za bas czy partie gitarowe, w których wspiera go Stefan Peyerl.  Wokalnie to poukładany album, gdzie postawiono na zadziorność, na taki bojowy wydźwięk i to się sprawdza. Crom pasuje do takich klimatów. Od strony riffów czy solówek to też jest dobrze, ale brakuje troszkę przebojowości, czy melodii, które można by zaliczyć do przejawów geniuszu. Dostajemy po prostu solidny materiał, który sprawdza się  jako rozrywka.

Mnie osobiście podoba się taki otwierający "Into the Glory land", w którym band nie kryje inspiracji twórczością Running Wild. Ma to swój urok. Klimatyczny "Heart of the lion" miewa przebłyski, ale tutaj troszkę wieje nudą. O wiele ciekawszy jest złożony "The era of darkness", który imponuje mrocznym klimatem. Najciekawszym kawałkiem z całej płyty jest rozpędzony "Riding into the sun", który jest kolejnym przejawem wykorzystania pewnych elementów Running wild w muzyce Crom. Nie wiele do płyty wnosi folkowy "The Forsaken" czy stonowany i bez emocji "The last unicorn".

Panowie grać potrafią i mają pomysł na siebie, ale czegoś tu zabrakło. Za mało mocy, za mało konkretów i troszkę przerost formy nad treścią. Klimat wiem, ważny jest i potrafi rozstrzygnąć wiele kwestii, ale tutaj nie wynagradza niedociągnięć w sferze kompozycji. Oby na kolejny album nie przyszło czekać fanom kolejnych 6 lat.

Ocena: 6/10

sobota, 3 grudnia 2022

WITCHHUNTER - Metal Dream (2022)


 Czas zweryfikować, czy włoski Witchhunter, to rzeczywiście band który potrafi grać heavy/speed metal. Band istnieje od 2007r i nagrał już 3 wydawnictwa, z czego najnowszy zatytułowany "Metal Dream" ukazał się 18 listopada nakładem wytwórni Dying Victims Productions. To płata jakich pełno i mocno inspirowana latami 80, czerpiąc garściami z najlepszych zespołów. Słychać echa Black Sabbath, Iron Maiden, Angel Witch, czy nawet coś z Mercyful Fate. Tak czerpią z klasyki, ale czy dzięki temu powstała nowa klasyka?

Na pewno uwagę przyciąga klimatyczna okładka i wciąż zadaje sobie pytanie, dlaczego złudnie przypomina pewną okładkę Saxon? Okładka wskazuje kierunek muzyczny to na pewno. Kierunek przede wszystkim Wielka Brytania i lata 80. Słuchając płyty warto zwrócić uwagę na całkiem udane zagrywki gitarzystów i Silvio, jak i Federico stawiają na proste i klasyczne rozwiązania. Unikają eksperymentów, czy nie potrzebnych elementów. To były na pewno dobry pomysł, zabrakło może troszkę pewności siebie i drapieżności. Cała gra zespołu opiera się na głosie Steve'a Di Leo, który ma ciekawą barwą i zabiera nas w podróż do lat 80. Ma w sobie to coś, że płyta brzmi bardzo autentycznie.

"Metal Dream" to 10 kawałków dających nam 40 minut muzyki. Jest intro, które brzmi jakby stworzył je Iron maiden na początku lat 80. Bardzo dobra rzecz. Znajomo jakoś brzmi tytułowy "Metal Dream". Nie ma w tym oryginalności, ale jest szybkość i klimat lat 80. Solidne rzemiosło, które dostarcza sporo frajdy maniakom heavy metalu. Stonowany, mroczny "Black Horror", ma klimat może i nieco w stylu Mercyful Fate, choć tutaj band ewidentnie wzorował się płytami Black Sabbath. Speed metal można poczuć w energicznym "Rolling Queen" i właśnie w takiej stylizacji brzmi najciekawiej. Nawet głos Steve;a jest bardziej dopieszczony.  Ciekawie wypada "Devil Preacher", który ma coś faktycznie z klimatów Kinga Diamonda, ale nie tylko. Troszkę odstaje od reszty bez wątpienia instrumentalny "Space Ritual", który jakoś nijak pasuje stylistyką do reszty utworów. Przepiękny jest rozpędzony "Restless", który również pokazuje, że band świetnie czuje się w prostym heavy metalu z lat 80. Na sam koniec zostaje nieco dłuższy "Hold back the flame", który nastawiony jest na klimat i nieco hard rockowy feeling.

Nie powstał z pewnością nowy klasyk. Płyta może nie jest najlepszym wydawnictwem jakie słyszałem w roku 2022, ale kurcze przyznaję, że jest frajda z odsłuchu. Band zadbał o klimat, o ciekawe melodie i wciągające partie gitarowe. Na pewno nie jeden raz wrócę do płyty i muszę przyznać, że włosi dali radę i brzmią tutaj bardziej jak brytyjski band, ale czy to coś złego? Szukajcie i słuchajcie !

Ocena: 8/10