W każdy z nas drzemie coś z dziecka. Lubimy wracać do mangi typu Dragonball, komiksów, seriali czy bajek z dzieciństwa. Czemu nie wykorzystać tego tematyki w muzyce? Pomysł może nie jest zły, bo przecież taki Animetal Usa pokazał, że można. Niestety można ponieść też klęskę co pokazał Dragonforce na swoim ostatnim krążku. Niemiecki Victorius też poszedł w tym kierunku i ich "Space ninjas from Hell" czy wreszcie mini album "Dinosaur warfare" to taki słodki power metal, w którym wymieszane są patenty Freedom Call, Hammerfall z właśnie wesołkowatym Dragonforce czy Helloween. Nic w tym złego, o ile pomysły i sama muzyka są świetne i przemyślane. Victorius ostatnio pokazał, że można tak brzmieć. Nowy album "Dinosaur warfare pt 2: the great war" to kontynuacja stylu wypracowanego na poprzednich płytach. Power metal dla dzieci? Nie dajmy się ponieść też emocjom.
Skład bez zmian, ale to nie dziwi bo band znakomicie funkcjonuje. Jak zawsze miło jest posłuchać poczynienia gitarzystów. Dirk i Flo stawiają na klasykę i chwała im za to. Wizytówka Victorius od samego początku jest głos Davida Babina. Lata lecą, a on wciąż zachwyca swoim niesamowitym głosem. O to chodzi w power metalu. Dla jednych wstyd jest słuchać tam slodkiego, może dziecinnego power metalu. Jednak ten gatunek zawsze był tak oceniany. Czy freedom call, trick or treat czy wczesny helloween nie były wysmiewane? Póki są ciekawe melodie, energia i masa hitow to ja idę w ten lukrowy świat Victorius. Dobrze jest być znów dzieckiem. Przednia zabawa.
Już na wstępie dostajemy dwa świetne killery. "Victorius dinogods" to może i kiczowate i banalny power metal, ale szybko wpada w ucho i ja to kupuje. Panowie dobrze się czują w tej stylizacji i słychać że to nie kreowanie czegoś na silę. Przebojowy "mighty magic mammoth" niszczy chwytliwym i wciągającym refrenem. Panowie dają tu czadu i nic dziwnego że wybrano ten kawałek na singiel. Echa stratovarious słuchać w energicznym "Jurasic jetfighters". Kolejny killer to "Dinos and dragons" który również promował album. Słychać tu coś z Hammerfall czy Bloodbound. Znów atakuje nas prosty i mega przebojowy refren. Jest moc. Ciekawie wypada marszowy "Katana kingdom rising" i znów band błyszczy. Cały czas jest przebojowo i każda melodia jest bardzo chwytliwa. Czy szybki "god of roar" czy "triceps ceratops". Jest kicz, ale wszystko to co najlepsze w słodkim power metalu. Z kolei taki "tyrannosaurus steel" czerpie garściami z Hammerfall, powerwolf czy rhapsody. Niezwykle podniosły kawałek. Wesoły "powerzord" idealnie wieńczy płytę. Brakuje może większego urozmaicenia, może jakiejś ballady, może jakiegoś kolosa, ale widać taki miał być ten album.
Victorius idzie w zaparte i dalej chce zabawiać wesolkowatym power metalem z dziecinnymi tekstami. Czasami trzeba też się zabawić i oderwać od szarej rzeczywistości. Ta płyta sprawdza się idealnie. Znów czuje się jakbym miał 10 lat.
Ocena :9/10
Zgadzam się w pełni, zabawa na całego. No cóż stary jestem a kocham takie płyty. 9,5 spokojnie można dać. Dawno nie recenzowałeś kanadyjskiego KERION. Słuchałem właśnie nowej płyty i ciekawe skojarzenia, niby metal jak zwykle ale strasznie dużo elektroniki na co okładka wskazuje. Nie wiem co o nich sadzić , wiele lat przerwy zrobili niby trzecia część sagi. No ciekawe co ty sądzisz. Pozdrawia wasz Stefan
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że słuchałem i nie ruszyła mnie ta płyta. Szkoda było mi czasu nawet na recenzję. Wolę poświęcić czas na ciekawsze plyty
OdpowiedzUsuń