sobota, 18 czerwca 2022

TUNGSTEN - Bliss (2022)


 Kiedy większość kapel kopiuje kogoś i czerpie garściami od starszych kolegów, tak szwedzki Tungsten idzie pod prąd i nie wybiera łatwej drogi. Trzeba mieć odwagę by mieszać patenty industrialne, folkowe z power metalem. Ten band pokazuje, że można i nie brzmi to wcale źle. Do tej pory potrafiłem się wgryźć w ich materiał dość w miarę szybko. Z trzecim albumem zatytułowanym "Bliss" który ukazał się 17 czerwca nakładem Arising Empire miałem troszkę problemów. Za dużo elektroniki i tych patentów industrialnych. Mimo tego warto dać szansę, bo być może to płyta właśnie dla was.

Przede wszystkim znów wielkie brawa dla zespołu za świetne, pełne dynamiki brzmienie i przepiękną okładkę frontową, która zdobi album. Wszystko pięknie, a jak sama muzyka?

No z tym różnie. Płyta wg mnie nie jest równa, Mamy hity, ale też momentami zalatuje kiczem. Sporą robotę robi wokalista Mike Andersson czy Karl Johannson, który odpowiada za harsh wokale, Jest urozmaicenie, jak i na poprzednich płytach, a gitarzysta Nick Johansson stawia na ciekawe melodie. Tylko nie zawsze wszystko jest takie piękne, jak to panowie przedstawiają.


Band potrafi łączyć różne światy muzyczne i efekt na pewno jest ciekawy. Nowy album stara się być bardziej mroczny. W muzyce Tungsten są też patenty klasyczne i to one są dla nie prawdziwa atrakcją. Kiedy wkracza otwieracz "in the center" to mam ciary. Nie pewny klimat, mocny riff i duża dawka nowoczesnego power metalu. Brzmi to ciekawie i jest powiew świeżości. Piękny i melodyjny "dreamers" momentami zalatuje Nightwish. Świetnie and tu wyważył przebojowość i delikatośćz power metalowa konwencją. Szlag mnie trafił przy "march along". Za dużo elektroniki i industrialnych patentów rodem z płyt Ramstein. No i taki kawałek zachwiał moja równowagę. Za dużo band tu przekombinował. Więcej klasycznego grania uświadczymy w nastrojowym "Heart of rust". Kolejny kiczowate i denerwujący utwór to "Come this way" i za mało tutaj power metalu, a za dużo industrial metalu. Tytułowy "bliss" przejawia więcej agresji i mrocznego klimatu. Utwór ma swój charakter i zapada w pamięci. Płyta ma dobre melodie i dobrym tego przykładem jest "afraid of light". Świetny refren, prosta i chwytliwa melodia i wyszedł killer. Tungsten to band z potencjałem i potrafią nie raz bardzo pozytywnie zaskoczyć. Power metal wybrzmiewa też w "eyes of the Storm". Niby nic odkrywczego, a jest radość z sluchania. 


"Bliss" to kontynuacja tego do czego przyzwyczaił nas Tunsten. Brawa ze maja swój styl i nie idą na ktwizne. Szkoda tylko że same utwory nie dopracowane. Najgorsze to te industrialne koszmarki. Płyta miewa sporo pozytywnych dźwięków, więc zasługuje na zaznajomienie się. Poprzednie albumy bez wątpienia robiły większe wrażenie. 

Ocena 6/10

1 komentarz:

  1. Mnie też nowa płyta siadła najsłabiej – zgadam się z Twoją oceną. Pierwszym dwóm dałbym spokojnie ósemki, bo wszystko świetnie się ze sobą zazębiało, tutaj zabrakło spójności. Mimo to cieszę się, że Tungsten nadal gra, bo wprowadza trochę różnorodności do zastanej formuły.

    OdpowiedzUsuń