piątek, 2 września 2022

BLIND GUARDIAN - the god machine (2022)


 Jakże trudne jest dorównać swoim największym osiągnięciom. Wiadomo czas leci nie ubłaganie, a my nie młodniejemy. Kiedy przejrzymy się różnym zespołom, to rzadko kiedy ktoś zbliża się do swojego złotego okresu. Trudno sobie wyobrazić, że Iron Maiden nagrywa płytę w stylu "Killers", Metallica coś na miarę "Master of Puppets" czy Running Wild coś w stylu "Black Hand Inn". Takie perełki powstają raz na jakiś czas i zazwyczaj dany band odcina kupony od swoich arcydzieł z lat 80 czy 90. Blind Guardian rzadko wydaje płyty, swoje najlepsze lata zaliczyli w latach 90. Potem kończy się okres z Thomen Stauchem za bębnami, a band rozpoczął nowy rozdział. Kiedy na szybko wspomnę sobie ostatnie lata to  widzę, że mieliśmy świetny "At the edge of Time", który był niezwykle urozmaicony, miał rozmach i rozpoczął przygodę zespołu z orkiestrą. "Beyond the red mirror" pokazał nieco bardziej progresywne oblicze zespołu i był punktem kulminacyjnym okresu z orkiestrą. Z kolei "A twist in the myth" miewał przebłyski na świetny album, ale nierówność go zabiła. Najlepiej wspominam "At the edge of the time", który najbardziej przypomniał mi czasy starego Blind Guardian. Czego brakowało do pełni szczęścia? Mocy, pazura, tej agresji i power metalowej stylistyki z lat 90. Obstawiałem, że band już nie stać na petardy typu "Journey through the dark" czy " The script for my requiem". Band ostro pracował nad nowym materiał. Zapowiadał powrót do szybszego grania i zapowiadał, że nowy album będzie niczym jazda na rollcoasterze.  Zazwyczaj są to przechwałki kapeli, by zachęcić do kupna nowego dzieła. Tym razem nie kłamali i faktycznie "The god Machine" to jedno z ich najlepszych wydawnictw, które można godnie postawić obok "Somewhere far beyond" czy "Imaginations from the other side". To jest Blind Guardian naszych czasów i cholernie mi się to podoba.

Minęło 7 lat od czasu wydania "Beyond the Red mirror" i to jest kawał czasu. Hansi i spółką starzeją się i wiadomo że coraz gorzej grać szybki power metal jak za dawnych czasów, zwłaszcza że ostatnio stawiali na rozmach, na przepych i progresywne patenty. Power metal był dodatkiem. Nowy album zmienia proporcje i słychać, że wracają do swoich korzeni, do lat 90. Jasne, echa płyt poprzednich usłyszymy, co nie jest wcale złe. Brzmienie jest z górnej półki i jest po prostu perfekcyjne. Instrumenty brzmią mocarnie. Okładka nasuwa na myśl animowany serial "End of Evangalion", tak więc jest to nieco inny klimat niż do jakiego przyzwyczaił nas Blind Guardian. Plusem jest to, że płyta jest dynamiczna i mroczna. Tak energiczne to band ostatni raz grał na "Nightfall in middle earth" czy właśnie "Imaginations from the other side". Długo kazali czekać fanom na tego typu materiał.

Single zapowiadały prawdziwy majstersztyk i tak faktycznie jest. Jakbym przeniósł się w czasie. Band przeżywa jakby drugą młodość i tyle lat upłynęło od tamtych wielkich dzieł, a oni mają  w sobie tyle energii i zapału. Jestem w szoku i do teraz czuje jakbym śnił. Kiedy band rozpoczynał krążek taką petardą jaką jest "Deliver us from Evil". Hansi śpiewa jak za dawnych lat, znakomicie dodaje pazura całości i potrafi nadać znakomity klimat. Uwielbiam go i może dla mnie nawet śpiewać kolędy, a i tak będę wniebowzięty. Kiedy ostatnio Andre i Marcus grali tak zadziornie, tak z pomysłem to już nie pamiętam? Były takie momenty na "At the Edge of the time" - np taki "a voice in the dark". Prawdziwa power metalowa petarda, która przypomina czasy "Somewhere far beyond" czy "Imaginations from the other side". Tajemniczo zaczyna się "Damnation", który trwa ponad 5 minut. Co za agresywny riff, który momentami ociera się nawet o thrash metal. Szczęka opada i chyba śnię, bo słyszę sporo tu "Imaginations from the other side" i ten początek kiedy Hansi śpiewa "watching You" i jakby słyszał coś z "Bright Eyes". Utwór niezwykle urozmaicony i wiele się w nim dzieje. Blind Guardian w najlepszym wydaniu i to jest power metal pełną gębą. Jeden z najlepszych kawałków jakie band w ogóle stworzył. Pamiętam kiedy wyszedł singiel "Secrets of the american gods". Z jednej strony przemyca rozmach i progresywność ostatnich płyt, a z drugiej strony ma ten magiczny charakter "Nightfall in middle earth" i choć trwa ponad 6 minut i ma stonowane tempo to sieje zniszczenie. Hansi znakomicie tu bawi się swoim niesamowitym głosem i to zakończenie, kiedy słychać wciągającą melodie. Majstersztyk i takie rzeczy potrafi Blind Guardian jaki znam z lat 90. Na albumie "Violent shadows" brzmi jeszcze bardziej klasycznie niż ten zagrany na żywo w czasach pandemii. Frederik jasne jest inny niż Thomen, ale kurcze znakomicie wpasował się w styl grupy, a tutaj na płycie ma ręce pełne roboty. Kolejny killer na płycie i nie ma czasu złapać oddech. Czyżby "Life beyond the spheres" to jakiś zaginiony track z ostatnich płyt? Zaczyna się progresywnie, nieco tajemniczy i słychać rozmach z tamtych płyt. Niezwykle urozmaicony kawałek, który pokazuje progresywne oblicze zespołu i zadowoli fanów ostatnich dwóch płyt. Refren z kolei to taki ukłon w stronę starych płyt. Słaby moment płyty? Z pewnością nie. Chcecie więcej power metalu? Więcej klimatów "Imaginations"? Nadciąga 6 minutowy "Architecs of Doom" i niech was nie zwiedzie stonowany i pokręcony początek. Tutaj jest niezwykła dynamika i agresja niczym w thrash metalu. Hansi też śpiewa jak za czasów "Imaginations" i znów szok i niedowierzanie. Wrócił stary dobry Blind guardian i muszą to zagrać na koncertach.  Praca gitarzystów też imponuje świeżością, zaangażowanie i pomysłowością."Let it be no more" to ballada, może bardziej taka współczesna, może mało bardowa, ale stanowi ważny element tej układanki. Jest i kolejna petarda power metalowa. Tak, mowa o "Blood of Elves", który mocno mi przypomina "Journey throught the dark". Mocny riff, szybkie tempo, imponujące solówki i Hansi który rozrywa słuchacza na strzępy. To jest to! "Destiny" kończy ten niesamowity album i tutaj band postawił na klimat i rozmach. Intrygujący kawałek, który zadowoli fanów ostatnich płyt Blind Guardian.

I tak można by pisać bez końca i zachwalać ten album. Po tylu latach Blind Guardian powraca z prawdziwym power metalowym album, który oddaje w pełni to co najpiękniejsze w ich muzyce i definiuje ich styl na nowo. Jest klasycznie, a zarazem współcześnie, świeżo i przebojowo. Dojrzały album dojrzałych muzyków. Jednak można dorównać swoim klasyków. "The god machine" jest tego przykładem.  Mocny kandydat do płyty roku. Czy ktoś sądził, że będzie inaczej?

Ocena: 10/10

9 komentarzy:

  1. Only 10/10! At least 12/10. A monument of metal!

    OdpowiedzUsuń
  2. 10/10 w pełni zasłużone , słuchałem ze 6 razy i qrwa mać ! rozwałka doszczętna. Album roku na 100 %. Wasz Stefan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yes the next-generation will have it like a Bible of metal!!!

      Usuń
    2. Oj tak😁 tyle lat kazali czekać na taką perełkę😁

      Usuń
    3. You don't have the sense of sarcasm. The 10/10 is a joke for this album.

      Usuń
    4. Not for me🙂 one of the best blind guardian album. Very intesive, dark and agresive reminds me a lot imaginations. You have rights to have your own opinion.

      Usuń
  3. Wszystko super się zaczyna, gitarki śmigają, ale od trzeciego kawałka to jest zjazd po rynnie przeciętności, 6/10, końcówka nudzi

    OdpowiedzUsuń
  4. Sentymenty sentymenty, chcemy by czas się zatrzymał, dlatego gdy pojawi się jakaś płyta, która przypomina najlepsze lata zespołu, a zarazem i nasze najlepsze, wtedy się zachwycamy. A tak bez sentymentów. 2 pierwsze kawałki to absolutne killery, a dalej ? Trochę, no dużo gorzej. Jeszcze ,, The God of Elves,, może. Nie oceniam, za mały jestem...

    OdpowiedzUsuń