sobota, 10 września 2022

MAD MAX - Wings of Time (2022)


 Niemiecki Mad Max działa już od 1981r ale podobnie jak taki Anvil mimo długiego stażu i pokaźnej liczbie płyt nie udało się przebić do pierwszej ligi. Pozostali w kategorii dobrego bandu grającego miks heavy metalu i hard rocka. Mamy rok 2022 i ze starego składu został gitarzysta Jurgen i perkusista Axel. "Wings of time" to 15 studyjny album tej grupy i pierwszy z nowym wokalistą i gitarzystą. Zdarzył się cud i mamy coś wartościowego? Niestety nie.


Julian Rolinger to utalentowany wokalita hard rockowy i w sumie niczego nie wnosi do muzyki Mad Max. Nie buduje napięcia, ani też nie czyni nowy album bardziej agresywnym. On po prostu śpiewa i nie wiele z tego wynika. Od strony gitarowej też nie wiele się dzieje i ciężko wyłapać jakiś ciekawy motyw czy riff. Rządzi tutaj komercja i popowy klimat. Potwierdza to "best part of me". Pojawiają się przebłyski i momenty, które potrafią zaciekawić słuchacza swoją formą i jakością. Tak właśnie jest z otwierającym "Too hot to handle". Bardzo udany hard rockowy hit, który sprawdza się w roli otwieracza. "Days of Passion" to standardowy hard rockowy kawałek, który dobrze się słucha. Prosta melodia zdaje tutaj egzamin. Nie przemawia do mnie komercyjny "Rock Solid", który nie ma nic do zaoferowania. Wyróżnia się z pewnością "Stormchild rising" i to jest prawdziwa petarda, która jest z pogranicza melodyjnego metalu. Jest szybkość, jest pazur i album lepiej by wypadł gdyby miał więcej takich petard w zanadrzu. Z całego materiału warto jeszcze wspomnieć o stonowanym i nieco zadziornym "Heroes Never Die".

Płyta miewa ciekawe momenty i jest kilka kompozycji godnych zapamiętania. Album boryka się z nierównym materiałem, z brakiem zdecydowania i konsekwencji muzyków. Płyta jakich wiele na rynku i to już kolejna pozycja do posłuchania i zapomnienia.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz