Nawet w najmroczniejszych
snach nie przypuszczałbym, że kiedyś dojdzie do reaktywacji jednej
z największych legend heavy metalu, a mianowicie Black Sabbath.
Reaktywacji składu, który funkcjonował jakieś 35 lat temu.
Jednak czasami marzenia się spełniają i tak po kilku próbach
w listopadzie 2011 ogłoszono oficjalnie, że Black Sabbath powraca i
ma w planach nowy album. Stary skład z Ozzy Osbournem, Geezerem
Butlerem., Billem Wardem i Tony Iommi zaczęli pracę nad nowym
albumem zatytułowanym „13”. Szybko zrezygnował z tej zabawy
Bill Ward i jego miejsce zajął Brad Wilk. Widać siła pieniędzy i
perswazja fanów potrafi zdziałać cuda i przywrócić
do życia trupa.
Zainteresowanie
reaktywacją było ogromne i podobny szum powstał wokół
albumu zatytułowanego „13”, który był kolejnym
wydawnictwem zespołu po 18 latach od „Forbidden” z 1995 roku.
Innym powodem tak wielkiego zainteresowaniem jest fakt, że płytę
nagrał Black Sabbath z Ozzym na wokalu, który ostatnio
śpiewał dla tego zespołu w 1978 roku na płycie „Never Say Die”.
Oczywiście udało się odtworzyć, czy też dalej kontynuować
ścieżkę obraną przez poprzednie płyty, nawet nawiązując do
starych płyt z Ozzym czego przykładem jest utwór
„Zeitgeist”. Wiele
fanów okrzyknęło nowy album Black Sabbath znakomitym i
równie dobrym co poprzednie albumu. W tej kwestii będę w
mniejszości. Oczywiście „13” to wielkie wydarzenie muzyczne,
jednak muzycznie album nie zapada w pamięci i nie robi już takiego
wrażenia jak sam szum wokół tego że znana legenda powraca
po tylu latach z nowym wydawnictwem. Udało się zachować tożsamość,
styl, charakter, sposób tworzenia utworów i mrok, z
których zespół zawsze słynął. Wspomnienia
wcześniejszych płyt przywołują również takie kawałki jak
„End
Of the Beginning”
i „God Is dead”,
który byłe już udostępnione światu wcześniej. Bez
wątpienia są to najjaśniejsze momenty na płycie, które
znakomicie potwierdzają, że zespół nie zatracił swojego
charaktery, tożsamości na rzecz tego co modne. Mocną stroną płyty
jest soczyste, nieco mroczne brzmienie, ponury klimat i dopracowane
partie gitarowe Toniego, który potwierdza swoją klasę.
Przeplatane, rozbudowane i pełne agresji oraz mroku partie potrafią
przyciągnąć uwagę. Jest to jest najlepsza rzecz na nowej płycie,
pomijając również udaną sekcję rytmiczną. Słychać
jednak, że panowie mają już sporo lat na karku, zwłaszcza po
Ozzym, który już nie ma w sobie tyle energii co kiedyś.
Właściwie jego występ oceniam średnio, bo nie wzbudza we mnie
jakiś większych emocji. Partie gitarowe, mroczny klimat oraz
znakomite brzmienie to właściwie jedyne plusy jakie można bez
większego zastanowienia wymienić. Nie ma co porównywać „13”
do wcześniejszych płyt Black Sabbath bo w tej konfrontacji płyta
przegrywa i chyba najlepsze porównanie to z Haven and Hell i
„The Devil You Know”. Podobny mrok i ciężar, tylko że tamta
płyta bardziej zapadała w pamięci, miała więcej ciekawych
melodii, była bardziej urozmaicona. Niestety ale „13” kładzie
właśnie materiał, który jest jakby na jedno kopyto, bez
polotu, bez większych emocji, taki nieco jednowymiarowy. Wszystko
się wlecze i nie wiele zapada w pamięci. Na wyróżnienie z
pewnością zasługuje rytmiczny „Loner”
czy kolos w postaci „Death Father”.
Jest odpowiednik ładunek emocjonalny i mrok w tych utworach, ale
brakuje ciekawych melodii, riffów i refrenów., czy
ciekawych rozwinięć kompozycji. Znacznie ciekawszy album był pod
szyldem Heaven and Hell z Ronnie James Dio. Był mrok, ciężar, ale
kompozycje jakieś takie bardziej zapadające w pamięci.
Tyle szumu i właściwie
o nic. „13” to wielkie wydarzenie dla muzyki metalowej, bo
powrócił Black Sabbath. Jednak w kategorii muzycznych przeżyć
muszę przyznać, że album nie spełnił moich oczekiwań. Dostałem
płytę Black Sabbath bez ognia, bez przebojów, kompozycji o
których można by rozmawiać i wspominać. Czy warto było się
reaktywować i nagrać taki album, który nudzi swoją
konstrukcją i formą? Jedyną zaletą są koncerty grupy Black
Sabbath na które warto się wybrać. Dla mnie rozczarowanie i
13 dla Black Sabbath jest jak słychać pechowa.
Ocena:
4/10
bez urazy stary, ale oni nie musza nic udowadniac i wedlug mnie recenzowanie tego albumu nie ma najmniejszego sensu. Szacun dla BS za wydanie plyty, wogole.
OdpowiedzUsuńLepiej bym tego nie ujął a oceniać tą płytę powinni ludzie którzy pamiętają czasy debiutu a przynajmniej byli fanami "Sabbatów" w czasach płyt z Ozzym, porównywanie do DIO czy Martina w ogóle nie ma sensu bo to całkowicie inne głosy i inne maniery wokalne.
UsuńTo mam dać 8/10 za to że powrócili że nagrali nowy album? szacunek zawsze do nich był, jest i będzie, ale to nie oznacza, że mam udawać że płyta jest miła dla ucha i godna polecenia.
Usuń@SZAMAN: Bzdura, ktoś kto został fanem Black Sabbath w ciągu ostatniego dziesięciolecia, może ocenić ten album tak samo dobrze (lub źle) jak ktoś, kto słuchał ich w latach 70-ych. Nie każdy miał miał szczęście urodzić się w czasach, kiedy na lata młodości przypadł najlepszy okres w muzyce (z drugiej strony teraz jest łatwiej dotrzeć do tych wszystkich wspaniałych zespołów, więc nie żałuję). Liczy się tylko to, jakie emocje wywołuje na kimś muzyka - nie kiedy ją poznał.
UsuńA dla mnie to najlepszy album Black Sabbath z Ozzym od czasu "Sabbath Bloody Sabbath". Pod wieloma względami tak samo genialny jak ich pierwsze płyty (poza brzmieniem - mało kto potrafi je tak spieprzyć jak Rubin).
http://pablosreviews.blogspot.com/2013/06/black-sabbath-13-2013.html
Największą zaletą tej płyty jest właśnie to, że brzmi niczym z 1974 i walcowate riffy są podstawą każdej kompozycji. Łukasz by chciał pewnie by dojebali Tyrem albo Dehumanizerem i niestety nie zrozumiał tej płyty :/
OdpowiedzUsuń"na jedno kopyto, bez polotu, bez większych emocji" - tylko nie wysyłaj tego do HMP bo stracą ostatnich czytelników ^^
Ozzy oczywiście brzmi drętwo jak zawsze i jego głos podreperowano bardziej niż Halforda na Nostradamusie.
Ja chciałem coś na miarę "Sabbath Bloody Sabath" czy "Paranoid". A co tutaj do zrozumienia? Płyta jak dla mnie jest słaba. Brzmienie może i jest zajebiste, klimat tez, podobnie jak riffy Toniego, ale kompozycje jakoś nie powalają. Jednostajność, jakby zagrane na jednym riffie. Pierwszy 3 kawałki są godne uwagi. Widać magia nazwy działa :P
UsuńPo co nagrywac drugi Paranoid - zreszta czy tam nie ma 10 riffów na krzyz?
OdpowiedzUsuńRóżne są gusta. Jednym się podoba, drugim nie. Mnie (a jestem fanem od wielu wielu lat) podoba się i to bardzo! Oczywiście obawiałem się, że będzie jakaś kiszka, że Ozzy nie da rady, ale na szczęście nic z tego. Płyta jest super. Wiadomo, że Ozzy nie śpiewa jak 40 lat temu, ale na 65 latka z taaaakimi przejściami w życiu, to ja sie kłaniam w pas. Posłuchajcie płyty kilka razy, najlepiej z bonusowymi numerami. Ja już nucę parę zagrywek. No i na pewno nie jest monotonna. Niech żyje Sabbath!
OdpowiedzUsuńtak Łukasz, 3ligowe thrashowe popłuczyny na 8, a album dziadków, którzy fajną retrospekcje zapodali z poczatku lat 70-tych na 4 ?
OdpowiedzUsuńWnioskuje że nie czaisz tej muzy po prostu, bo właściwie wszyscy którzy pobudowali ołtarzyki do Sabotage włacznie :D dostali to co chcieli a nawet wiecej, jest doom, jest analogowo, jest bluesowo, jest klamra na końcu, bardzo porzadne pożegnanie legendy.Iommi brzmi świetnie, Ozzy rewelacyjnie wręcz choc to pewnie efekt wielu podejśc, wiadomo że w studio daje rade a koncerty kładzie bo nie ogarnia podskakiwania i spiewania w jednym :D
A co ma thrash metal do Black Sabbath?:P
UsuńWłaśnie. Strasznie fajne są tutaj te nawiązania do starych płyt. No i ten odgłos burzy na koniec.
UsuńJedyne, czego ja żałuję, to że nie gra na tej płycie Ward. I nawet nie chodzi o samo granie, bo Wilk świetnie sobie radzi, tylko jakoś tak smutno, że na ostatniej płycie wielkiego zespołu nie udało się przezwycieżyć jakiś tam głupich osobistych nieporozumień. Ale cóż, widocznie nie można mieć wszystkiego. Cały czas mam nadzieję, że panowie nie mówią tym lonplayem ostatniego słowa.
Też mam taką nadzieję :D Czemu jest tak, że płyta znanego zespołu wzbudza takie wielkie zainteresowanie? Czyżby magia nazwy? Nie pierwszy raz widzę taką burzę pod recenzją. Ludzie jak widać nie interesują się innymi zespołami, zarówno tymi młodymi, jak i tymi bardziej doświadczonymi ale wciąż mniej znanymi. Czemu tak jest? Black Sabbath to wydarzenie roku, płyta jest jaka jest. Nie ukrywam, że lepsze na mnie wrażenie zrobił Kingsnake, Magister Templi czy Spiritual Beggers. Jednak mało kto się tym interesuje bo po co? W końcu niezbyt znane zespoły, nie mają takiej marki, takiej nazwy co Black Sabbath i tego nie rozumiem. Wszyscy skupili się na Black Sabbath nie patrząc nawet na niższe ligi, na rzeczy mniej zauważalne. Mi co najbardziej przeszkadza w nowej płycie to brak czegoś zapadającego. Płyta przelatuje i nie wzbudza większych emocji. Czy jest to najlepsze co słyszałem w tym roku? Nie. Czy jest to najciekawsze dzieło Ozziego czy Iommiego? Też nie. Jako płyta Black Sabbath też bez szału. Nie wiem czy to ślepa miłość fanów, czy może ja już straciłem słuch w tak młodym wieku. Szanuje wasze opinie jak i Black Sabbath, ale uważam że są lepsze płyty od tej choć przyznaję bez bicia że nie miałem okazji wszystkiego z tej dziedziny przesłuchać w tym roku. Pozdrawiam wszystkich osób, którzy przedstawiają swój punkt widzenia. Miło jest być w mniejszości :D
UsuńMogę mówić tylko za siebie. Dla mnie Sabbath to jedna z najważnieszych grup, jestem fanem od prawie 30 lat. Ale to nie zmienia faktu, że słucham również mnóstwa innych, na pewno mniej popularnych rzeczy. Nowy album Evile również przesłuchałem, ale nie zrobił na mnie wrażenia. Bardziej podobała mi się ich poprzednia płyta. Jeśli juz jesteśmy przy moim ukochanym thrashu, to nic mnie tak ostatnio nie rozwaliło jak epka wenezuelskiej kapeli Stormthrash . Potem niemiecki Traitor. Czy to znane szerszej publice kapele? Nie sądzę. Ale nie o to chodzi.
OdpowiedzUsuńNatomiast wracając do Sabbathów, to samo wydanie płyty w tym składzie jest wydarzeniem, na które czekały pewnie miliony ludzi. Wiadomo, że są i zawsze będą legendą, nie? Ja nie mówię, że to jest najlepsza płyta Sabbathów, bo nie jest i pewnie w ogóle nie powstawała z takim zamysłem. Natomiast jest to kawał świetnej muzyki.
Wszystko ok, tylko ta świetna muzyka i 13 jakoś mi nie pasuje :P Każdy ma swój pogląd, ja tylko stwierdzam, że tej płycie brakuje kompozycji godnych uwagi. Wcześniej uważałem że God Is Dead czy End Of The Beginning to słabe kawałki, a ostatecznie okazały się wraz Loner najlepszymi kawałkami. Nie oczekiwałem drugiego Paranoid czy coś, chciałem żeby ta płyta była mi w słuchania, wzbudzała emocje i zapadała w pamięci. Nic nie zostało. Tylko nie wiem czy sam fakt że jest to Black Sabbath i z Ozzym na wokalu nie powoduje, że wszyscy już uznali dawno tą płytę zajebistą:P Nic ja zostaje przy swoim i wy też :D Normalne, że zawsze się znajdzie ktoś komu nie będzie się podobał dany album.
Usuńspiritual beggers, to ta od Leppera..?
OdpowiedzUsuńSpoko, nowy Gamma Ray dostanie dychę, góra 9.
OdpowiedzUsuńJa przynajmniej potrafię przyznać że jestem za nimi:P Master of confusion jakbym miałbym spojrzeć z boku to pewnie by dostał 7, może 6,5 :P Tak jak wy przeżywacie nowym Black Sabbath tak ja mogę Gamma Ray:P
Usuń
OdpowiedzUsuńi to początek końca? czy koniec początku?(pierwsze słowa na płycie) i na koniec początek pierwszej płyty,klamrą zamykające twórczość BS.. wrrrr
dla mnie to jednoznaczne pożegnanie. dziadki pokazali co potrafią nagrać, nie jednym utarli nosa, nie będą grac jak 18 latkowie gdy maja po 6,. ale pokazali ze ta muzyka w nich po prostu jest.
każdy etap BS był na swój sposób dobry, ale początek jest wielki, a koniec w wielkim stylu i z przytupem. ja płyty słucham od początku do końca na raz, inaczej nie włączam.
a dodam ze ta płyta była dla mnie zaskoczeniem bo się dowiedziałam ze wychodzi 2 tyg temu wiec nie zdążyłam się nakręcić, usłyszałam singiel w radio i mnie zamurowało ;)
po prostu kawał dobrej muzyki w ich wspaniałym stylu - nie ma hitów - ok, ale ja nie oczekuje od nich hitów ja chce ich dobrego klimatycznego brzmienia które mnie porusza.ale to kwestia gustu.właśnie 4 raz pod rząd słucham płyty i tekstów, bo to tez ważna składowa ich muzy, niejednoznaczne, egzystencjonalne, może czasem naiwne, ale z ta muza tworzące to COŚ
Nell
heheh, to lubię najbardziej. Zero obiektywizmu w ocenie płyty tylko dlatego, że to Black Sabbath powrócił. I co z tego?? Ktoś tam gada o niezrozumieniu płyty przez recenzenta, ktoś inny o tym, że trzeba pamiętać czasy debiutu aby ten album zrozumieć...bzdura!!! Płyta albo się podoba albo nie, proste. Co to jest do rozumienia??? Ja uwielbiam Ten zespół, uwielbiam ich płyty z z lat 70-tych, uwielbiam też te późniejsze. Niestety najnowsze dzieło oceniam podobnie jak Łukasz. Zakupiłem płytę, słuchałem już kilkanaście razy, ale chyba poprzestanę na tym, po prostu męczy mnie ten album. Szacunek dla zespołu i muzyków miałem zawsze, szacunek pozostał, ale album najzwyczajniej w świecie oceniam na baaaardzo średni.
OdpowiedzUsuńNiestety też to dostrzegłem. Ja też mam tak z niektórymi zespołami. Ale potrafię przyznać, że np Gamma Ray nie zasługuje np na moje 10. Tutaj wszyscy twardą bronią. Wiem wydarzenie roku, szok że wrócili i to z Ozzym. Z tym, ze muzycznie nie ma co przeżywać. Lepiej wypadł Heaven and hell moim zdaniem. Był taki sam mroczny klimat, a kompozycje były godne uwagi. Weżmy taki "Bible Black" utwór na miarę Black Sabbath. Tutaj na "13" jest klimat" momentami fajny riffy, partie gitarowe. Wszystko jednak rozwleczone i całość jakoś tak się zlewa. Próbowałem kilka razy pojąć fenomen tej płyty i nie dałem rady. Zapomniałem że był taki album w tym roku. Też uwielbiam Black Sabbath, darzę szacunkiem, ale nie mam zamiaru przyklaskiwać jak nowy album na to nie zasługuje. Miło, że nie jestem sam ze swoim poglądem. Aha lepiej brzmiały tez utwory projektu Who Cares z Ianem Gillanem :P
UsuńO tak! Heaven and hell wypadł dużo lepiej. Ciekawe kompozycje, fajny mroczny klimat, czuć było że to projekt WIELKICH muzyków. Na nowej płycie Black Sabbath tego zabrakło niestety.
OdpowiedzUsuńGamma ray też uwielbiam :) choć kilka ostatnich płyt (zarówno długograjów jak i mini albumów) nie oceniłbym zbyt wysoko :)