niedziela, 30 czerwca 2013

HUNTRESS - Strabound Beast (2013)

Jednym z metalowych odkryć roku 2012 był bez wątpienia amerykański Huntress, w którym śpiewa charyzmatyczna wokalistka Jill Janus. Kapela ta założona w 2007 roku dała się poznać za sprawą udanego debiutanckiego albumu „Speel Eater”. Charyzmatyczna wokalistka w połączeniu z agresywnym wydźwiękiem, z mocną sekcją rytmiczną i zadziornymi, melodyjnymi partiami gitarowymi dały udany debiut, który wzbudził zainteresowanie kapelą. Mamy rok 2013 i drugi album amerykańskiego zespołu ujrzał światło dzienne. „Satrbound Beast” nie do końca spełnił oczekiwania, jakie były postawione.

Uleciała agresja, bez kompromisowość, wykorzystywanie elementów ocierających się pod thrash/black metal. Pozostała dbałość o szczegóły, dopracowanie pod względem technicznym, co potwierdza frontowa okładka i mocne, mięsiste brzmienie, które podkreśla fakt, że zespół ceni sobie pracowitość i dbałość o jakość. Wszystko pięknie tylko w tym wszystkim można dostrzec pewne kosmetyczne zmiany. Nacisk na mroczny, nieco psychodeliczny klimat, który nasuwa twórczość Black Sabbath. Również można dostrzec zmiany stylistyczne, związane z porzuceniem brutalności, cech związanych z thrash/black metalem na rzecz bardziej heavy metalowego grania. Więcj rytmiczności, stonowanych dźwięków, więcej łagodności, tajemniczości, mniej agresji, przebojowości, dynamiki. Taka zmiana nie do końca mnie przekonuje w przypadku nowego albumu. Materiał jest przez to jakby mniej zaskakujący, mniej porywający i zapadający w pamięci. Całość ma wyraz bardziej monotonny i mniej chwytliwy. Na co warto zwrócić uwagę? Z pewnością na melodyjny „Blood Sister”, nieco hard rockowy „Destroy Your Life”. W przypadku tytułowego „Starbound Beast” można wychwycić patenty Judas Priest i Black Sabbath. Takim utworem znakomicie oddającym charakter debiutanckiego albumu, stylu do jakiego przyzwyczaił zespół jest tutaj „Zenith”. Najlepszy utwór na płycie, ale to jest moje zdanie. Fani power metalowego charakteru powinni również zwrócić na „Receiver”. Próby stworzenia bardziej złożonego utworu w postaci „Alpha Tauri” można zaliczyć raczej do nieudanych. Zespół nie kryje swoich inspiracji Judas Priest, nawet potwierdza to nagrywając cover w postaci „Running wild”.

Nie mówię że płyta jest słaba, bo jest to solidny kawał heavy metalu. Jednak nie jest to ten agresywny, energiczny Huntress znany mi z debiutanckiego albumu. Każdy kto lubi heavy metal i kobiecy wokal powinien posłuchać tego krążka we własnym zakresie. Dobry zabijać czasu, o którym za kilka miesięcy nikt nie będzie pamiętał.

Ocena: 5.5/10

2 komentarze:

  1. Ten album to poracha wokalna, banshee lepiej wyje mi pod oknem.
    Asłuchalny shit, podobnie jak debiut.

    OdpowiedzUsuń