sobota, 22 czerwca 2013

ALEXIS BIRDS OF PREY - Birds Of Prey (2010)

Po przeżyciach z Panzer i Witchblade, wokalista Freddy Alexis postanowił w końcu poświęcić swoją uwagę solowej karierze. Tak o to w 2009 roku narodziła się kapela o nazwie Alexis Birds Of Prey. Do tej pory udało się nagrać dwa albumu pod tym szyldem, z czego debiut „Birds Of Prey” ukazał się w 2010 roku.

Nie trzeba być specjalistą, żeby dostrzec w tej płycie raczej album niskich lotów. Od strony technicznej ciężko dostrzec jakieś minusy. Mamy bowiem soczyste, wpisujące się w standardy power metalu brzmienie, a także przykuwającą okładkę. Również muzycy grać potrafią, a jak to już inna kwestia. Problem tej płyty tkwi gdzie indziej. Bez wątpienia pierwsze skrzypce na płycie gra oczywiście lider formacji, a mianowicie Freddy Alexis. Manierą nasuwa mi Andre Matosa, z tym że górne rejestry nie są jego specjalnością. Spisuje się dobrze w takim heavy/power metalu z elementami progresywnymi jak w przypadku „Shadows”, który nie kryje zapędów pod Angra, czy Pegans Mind. Nie brakuje klawiszowych ozdobników czego przykładem dobrym jest „Golden Path”. Gitarzyści starają się jakby na siłę wykreować ambitne i bardziej wyszukane melodie i motywy, jednak ten styl nie sprawdza się. Wszystko za sprawą niezbyt trafionych pomysłów i chaotycznych aranżacji co wybrzmiewa w takim „Birds Of Prey” czy też „Killing Truth”. Warto zwrócić szczególną uwagę na ostrzejszy „Metalizer II” czy „The Witchblade” w których nie brakuje wpływów Judas Priest. Są to bez wątpienia najjaśniejsze punkty tej płyty, które ukazują że zawartość jest nie równa i nie przemyślana.

„Birds Of Prey” to płyta o której szybko się zapomina i nie warto dyskutować. Bowiem nie ma nawet o czym. Całość brzmi jakby nagrano wszystko na siłę, bez pomysłu, a to nie sprzyja wchłanianiu dźwięków z tej płyty. Można sobie darować.

Ocena: 3/10

P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz