Szkocki Nazareth to żyjąca legenda i jeden z najlepszych zespołów hard rockowych jakie kiedykolwiek powstały. Złote lata przypadły, kiedy stanowisko wokalisty pełni Dan McCafferty i co do tego fani na pewno są zgodni. Dla niektórych Nazareth zakończył się kiedy odszedł wieloletni wokalisty grupy i pomijają dalsze losy tej grupy.Czasy kiedy wokalistą był Osborne czy właśnie obecny Carl Sentance są równie ciekawe i godne uwagi. Teraz po 4 latach przerwy band wydaje następce "Tattooed on my brain" i muszę przyznać że "Surviving the law" wstydu grupie nie przynosi. Powiem nawet, że szokuje tym że band z takim stażem jest wstanie nagrać tak udany album hard rockowy. To się ceni.
Carl to urodzony hard rockowy wokalisty i nie brakuje mu charyzmy ani pazura w jego głosie. Ma w sobie to coś, co dodaje uroku Nazareth. Nowy album nie szokuje może stylistyką, bowiem band dalej trzyma się hard rocka, choć jest klasycznie, to brzmi to wszystko świeżo i współcześnie. Panowie znają się na rzeczy i gitarzysta Murrison wygrywa naprawdę ciekawe partie gitarowe. Już otwierający "Strange Days" jest niezwykle atrakcyjny w swojej formie. Klasa sama w sobie i to się nazywa idealny hard rock. Mocny riff, wciągająca melodia i zadziorny refren. Ten kawałek to wszystko ma. Band przyspiesza w "runaway" i tutaj momentami można poczuć echa Deep Purple, a przede wszystkim klimat lat 80. Ileż klasyki jest w pomysłowym "Better leave it out" który wyróżnia się ciekawą linią melodyjną i partiami gitarowymi. Nieco bluesowy "Sweet kiss" też potrafi zapaść w pamięci. Jest sporo hard rockowych perełek jak choćby "love breaks" czy rozpędzony "Sinner".
Na pewno jest to udany hard rockowy album i jest do czego wracać, choć nie obyło się bez minusów. Płyta wg mnie jest za długo i trochę nie równa. Pojawiają się wypełniacze czy nieco słabsze momenty, ale jest na tyle dobrego materiału, że jednak ostatecznie płyta wzbudza pozytywne emocje i zachęca by do niej wracać, a to już "Coś".
Ocena: 8/10