środa, 18 października 2017

DREAM EVIL - Six (2017)

Fani Dream Evil musieli się wykazać nie lada cierpliwością i wyrozumieniem dla zespołu, bowiem 7 lat przyszło czekać na najnowsze dzieło szwedów zatytułowane "Six".W rzeczy samej jest to szósty album studyjny tej formacji, który raczej nie stanie się klasykiem. Nie ma w sobie gracji i polotu z płyt z Gus G, który czynił płyty Dream Evil wyjątkowymi. Gitarzysta Firewind miał w sobie to coś i potrafi zrobić wielką różnicę na płytach, na których jest. Tak też było z innym zespołem który stworzył, czyli Mystic Prophecy. "Six" nie jest też taki przebojowy i energiczny co poprzedni krążek w postaci "In the Night", który wg mnie jest jednym z najlepszych dzieł Dream evil. Niby nowy album idzie w ślady właśnie "In the Night" to jednak jest bardziej toporny i bardziej stonowany. Gdzieś też uleciała przebojowość i jedyne co dostajemy to rzemieślniczy  heavy/power metal, który jest tylko solidny.

Wokalista Nick Night ma bardzo dobry głos i nie raz to udowadnia. Najlepiej wypada w wysokich rejestrach, gdzie zaczyna przypominać Ralfa Sheepersa. Dlatego też dobrze go się słucha w kawałkach mocno przypominających Judas Priest i dobrym przykładem jest "44 Riders". Natomiast gitarzyści Mark i Ritchie jakoś nie porywają swoją grą. Jest dobrze, prawidłowo, ale jakoś tak bez większego pomysłu i nie ma tutaj elementu zaskoczenia. Początek płyty w zasadzie jest obiecujący, bowiem mamy zadziorny i marszowy "Dream Evil", który promował album, a także rozpędzony "Antidote", który jest moim faworytem. Więcej takich petarda i płyta byłaby znacznie ciekawsza. Nieco hard rocka i powiewu lat 80 mamy w przebojowym "Sin City", jednak nie jest to najlepsze co zespół nagrał w swojej historii. Echa Primal Fear mamy w stonowanym, ale bardzo melodyjnym "Creature of the Night", ale nie ma mowy o podobnym poziomie muzycznym. "Hellride" w niektórych momentach złudnie przypomina "War pigs" Black Sabbath. Z kolei "Six hundred and 66" czy "How to start a war" mają w sobie więcej power metalowego kopa co już bardziej zadowala. Mamy jeszcze zadziorny i ostrzejszy "Too loud" oraz spokojniejszy "We are Forever".


"Six" to płyta solidna, heavy metalowa i skierowana choćby do fanów Primal Fear, jednak wszystko jest poprawne i w zasadzie nie ma czym się zachwycać. Płyta jakich wiele na rynku, a szkoda bo dream Evil to doświadczony i sprawdzony zespół, który zawsze wydawał ciekawe wydawnictwa. Tym razem jednak wyszło tylko poprawnie. Brakuje powera i przebojowości z "in the night". Szkoda.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz