Kiedy nagrywa się 17 album studyjny i ma się za sobą 34 lata działalności to zazwyczaj mamy do czynienia z odcinaniem kuponów od swojej kariery, zmęczenie, albo po prostu słabą formę zespołu. Tankard należy do wielkiej teutońskiej czwórki niemieckiego thrash metalu i należy od nich oczekiwać czegoś więcej. Sodom i Kreator na ostatnich płytach błyszczą i pokazują klasę. Z tankard bywało różnie i przede wszystkim panowie stawiali na dobry humor. To przyczyniało się do tego, że płyty były różne i czasami za mało było pazura i thrash metalu. Na okładki Tankard powrócił kosmita, który zdobił okładki z okresu lat 90, tak więc pojawiła się nadzieja na bardziej klasyczny albumów Niemców. Rzeczywiście "One foot in the Grave" to najlepszy album Tankard od dłuższego czasu.
W szeregach Tankard nie ma zmian personalnych i stylistycznie dalej grają zadziorny i dynamiczny thrash metal. Jednak jest więcej klasycznego łojenia, jest więcej energii i zadziorności. Riffy są przemyślane i bardzo dojrzałe. Dodatkowo w każdym utworze gitarzyści wygrywają chwytliwe melodie i złożone solówki. Dawno Tankard nie grał na takim poziomie jak na nowym albumie. Gerre mimo swoich lat wciąż potrafi śpiewać agresywnie i zadziornie. Daje tutaj niezły popis swoich umiejętnościach. Piękna okładka i soczyste brzmienie to tylko początek i materiał jest tutaj prawdziwym skarbem. "Pay to prey" zaczyna się spokojnie, ale bardzo melodyjnie. Jest budowanie napięcia i stopniowe wprowadzanie słuchacza w nowy album. Szybko wkracza riff, którego nie powstydziłby się Overkill czy Exodus. Jest moc, szybkość i technika, tak więc jest to thrash metal pełną gębą. Dalej mamy niezwykle melodyjny i przebojowy 'Arena of the True Lies". Granie na pograniczu speed/ thrash metalu wychodzi zespołowi bardzo dobrze. Kto lubi techniczny thrash metal ten bez wątpienia polubi energiczny "Don't bullshit us!" Tytułowy "One foot in the grave" to wizytówka tego albumu i znakomicie oddaje charakter całości. Zespół stawia na chwytliwe melodie, na urozmaicenie i przebojowość. Idealnie odzwierciedla to bardziej heavy metalowy "Syrian Nightmare". Znalazło się miejsce na mroczny i stonowany "Nothern Crown", który też wiele wnosi do całości. Co ciekawe płyta jest bardzo równa i nie ma słabych utworów. Pojawia się energiczny "Lock Em Up", chwytliwy "the evil that man display". Całość zamyka petarda w postaci 'Sole Grinder", który nieco przypomina twórczość Sodom.
To jest szok, że Tankard nagrał taki album, który śmiało nawiązuje do najbardziej kultowych płyt tego zespołu. Nie ma słabych utworów, nie ma też nadmiaru humoru i całość jest bardzo thrash metalowa. Jedna z największych niespodzianek tego roku. Brawo chłopaki!
Ocena: 9.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz