Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Eternal Thirst. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Eternal Thirst. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 10 kwietnia 2025
ETERNAL THIRST - The nesting of Chaos (2025)
"Purge The Bastards" to był jeden z najlepszych albumów roku 2019. Pochodzący z Chile band o nazwie Eternal Thirst stanął na wysokości zadania i z majstrował znakomity album z pogranicza heavy/power metalu. Pokazali, że potrafią tworzyć kompozycję z górnej półki. Ta płyta to idealne połączenie przebojowości, chwytliwych melodii i zadziornych riffów. W roku 2024 pojawiły się zmiany personalne. Gianfranco Ferrera to nowy perkusista, a w dodatku nie ma wokalisty Rodrigo Contreras, a jego miejsce zajęła wokalistka Eva Murgas. Ciężkie zadanie pojawiło się przed ekipą z Chile. Nie ma kluczowego muzyka, a poprzedni materiał postawił wysoko poprzeczkę. Czy udało się dorównać "Purge the bastards"?
Ciężko się przestawić na kobiecy wokal w tej kapeli, ale trzeba przyznać, że Eva ma ciekawy głos, barwę i technikę. Śpiewa drapieżnie i od razu wiadomo, że to heavy metalowa wokalistka. Nie bawi się w podchody, nie kombinuje, tylko śpiewa prosto z serca. Ta szczerość jest godna podziwu. Eva słychać wzorowała się na kapelach typu chastain i Warlock. Eva daje czadu i pokazuje, że Eternal Thirst z kobiecym głosem to wciąż ciekawa i godna uwagi opcja. Jest pazur i energia. Hit goni hit, więc nie ma nudy. Do tego dochodzi miła dla oka okładka i mocne brzmienie, które współgra z stylem grupy i zawartością. W ich muzyce słychać wpływy Helstar, Primal Fear czy też nawet White Skull.
Sam materiał jest przemyślany i dostarcza sporych emocji. Jest nastrojowe intro, potem rozpędzony "Greedy Demon", który potwierdza że band jest w znakomitej formie. Szybkie tempo, ostry riff i prawdziwa jazda bez trzymanki. Brakuje mi do pełni szczęścia Rodrigo, ale Eva wpasowała się do grupy i daje radę. Perkusista Ferrera daje popis swojego talentu w energicznym "Moulder". Praca gitar w wykonaniu Alarcon/Bustos jest godna podziwu i pochwał pod niebiosa. Co za dawka energii, przebojowości i agresji. Tak powinien brzmieć power metal. Jest moc! Spokojnie, nieco balladowo zaczyna się "Witch Child", który jest przesiąkniętym wczesnym Iron maiden i Helloween. Wokal Evy sieje tutaj zniszczenie. Potrafi śpiewać i dać upust agresji. Judas Priest i Primal Fear wybrzmiewa w zadziornym "Mortal Enemy", Refren prosty i robi furorę, do tego znakomite balansowanie między agresją i przebojowością. Ten band to prawdziwa uczta dla uszu. Kolejny hit na płycie to "Illuminati Army" i band pokazuje swój potencjał. Znakomicie wypada instrumentalny "The nesting of chaos", który zachwyca szybkością i drapieżnością. Końcówka płyty to nieco szybszy "The cold land of hell" i nieco rozbudowany i pełen smaczków "Born to Perish". Znakomity power metal z pewnymi elementami running wild.
6 lat czekania, zmiany personalne, wielkie obawy i strach co do tego czy Eternal Thirst to wciąż ten znakomity band, który gra na najwyższym poziomie. Obawy bez podstawne. Band dalej robi swoje i dalej gra heavy/power metal ocierając się o ideał. Eternal thirst to wciąż fenomen dla mnie, a nowy album ciut słabszy od poprzedniego. Oby każdy band wydawał takie albumy, z taką obłędną muzyką. Cudo i chce się więcej!
Ocena: 9.5/10
środa, 16 października 2019
ETERNAL THIRST - Purge the bastards (2019)
Weźmy trochę toporności z Paragon, dodajmy do tego ostre riffy rodem z Primal Fear, czy Judas Priest, a całość wrzućmy do mrocznego klimatu w stylu Helstar. Rezultatem takiej mieszanki wyjdzie Eternal thirst, który pochodzi z Chile. Ta formacja działa sukcesywnie od 2006 roku i mają swój styl. Agresywny, zadziorny, mroczny power metal, który ma porywać i siać zniszczenie. To muzyka skierowana do maniaków ostrego i mocnego grania. Ten band nie bierze jeńców i przez ostatnie lata udowodnili, że stać ich na wysokiej klasy materiał. Najnowsze dzieło zatytułowane "Purge The bastards" to prawdziwa uczta dla fanów takiej muzyki i jest to jazda bez trzymanki.
Band zadbał o każdy aspekt nowej płyty. Mroczna i klimatyczna okładka idealnie pasuje do tego co znajdziemy na płycie. Soczyste i mięsiste brzmienie jest dopełnieniem całości i jest ostre niczym brzytwa. Sam zespół to grupa utalentowanych ludzi, którzy wiedzą co mają robić. Każdy z nich gra z pasją i miłością do muzyki. Tutaj nie ma przypadków i band ciężko pracował na taki efekt. Javier Bustos i Javier Alarcon stworzyli niezapomniany duet gitarowy. Panowie stawiają na chwytliwe melodie, na złożone solówki i ostre riffy. No w tym aspekcie dzieje się sporo. Na pochwały zasługuje Rodrigo Contreras, którego partie wokalne przyprawiają o dreszcze. Co za charyzma, co za technika i styl śpiewania. Petarda.
Minus jest jeden. Płyta jest zbyt krótka, bo trwa zaledwie 40 minut. Tak to już jest jak stawiamy na jakość, a nie na długość materiału. Pozwolę sobie rozpisać poszczególne kawałki. Po odpaleniu płyty wkracza mroczny klimat i ponure chórki niczym z jakiegoś filmu grozy. Co za napięcie, co za emocje, a to tylko początek "Dark Allegiance". Kiedy wkraczają gitary to utwór nabiera nieco marszowego tempa, a z czasem nabiera na mocy. Pierwsze skojarzenie to twórczość Kinga Diamonda. No jest moc. Fani Judas Priest czy wczesnego Helloween powinni zagłębić się w rozpędzony "Iron Walls". Niby nic odkrywczego, a powala słuchacza. Z tego kawałka bije niezła energia i profesjonalizm. Fanom ostrego grania z nutką thrash metalu mogę polecić "The last Shot". Pod względem partii wokalnych i wygrywanych melodii ten utwór po prostu wymiata. Nutka Accept czy Paragon pojawia się w stonowanym "Blood Letter" i ta niemiecka szkołą metalu daje o sobie znać w tym kawałku. Kolejny killer na płycie to "Wrath From the Core", który brzmi jak mieszanka Primal Fear, helstar i Gamma Ray. Kawałek niszczy swoją energią i mocarnym riffem. W podobnych klimatach utrzymany jest równie genialny "Metal Raised from Hell". Co za wejście perkusji mamy w dynamicznym "The Skull Breaker". Ta energia i skoczność przypomina czasy Running Wild z czasów "Black Hand Inn". Klasyka pełną gębą jest w tytułowym "Purge The Bastard", który jest ukłonem dla klasycznego heavy/power metalu. No prawdziwy wielki finał.
Cios z zaskoczenia, tak mogę określić nowe dzieło Eternal thirst. Nie liczyłem, że "Purge the bastards" będzie niósł ze sobą takie niszczenie. Tutaj nie ma słabych punktów, tylko czysta perfekcja. Te riffy, te melodie no i wokal Rodrigo. Po prostu "Wow" i do teraz nie mogę jeszcze dojść do siebie.
Ocena: 10/10
Band zadbał o każdy aspekt nowej płyty. Mroczna i klimatyczna okładka idealnie pasuje do tego co znajdziemy na płycie. Soczyste i mięsiste brzmienie jest dopełnieniem całości i jest ostre niczym brzytwa. Sam zespół to grupa utalentowanych ludzi, którzy wiedzą co mają robić. Każdy z nich gra z pasją i miłością do muzyki. Tutaj nie ma przypadków i band ciężko pracował na taki efekt. Javier Bustos i Javier Alarcon stworzyli niezapomniany duet gitarowy. Panowie stawiają na chwytliwe melodie, na złożone solówki i ostre riffy. No w tym aspekcie dzieje się sporo. Na pochwały zasługuje Rodrigo Contreras, którego partie wokalne przyprawiają o dreszcze. Co za charyzma, co za technika i styl śpiewania. Petarda.
Minus jest jeden. Płyta jest zbyt krótka, bo trwa zaledwie 40 minut. Tak to już jest jak stawiamy na jakość, a nie na długość materiału. Pozwolę sobie rozpisać poszczególne kawałki. Po odpaleniu płyty wkracza mroczny klimat i ponure chórki niczym z jakiegoś filmu grozy. Co za napięcie, co za emocje, a to tylko początek "Dark Allegiance". Kiedy wkraczają gitary to utwór nabiera nieco marszowego tempa, a z czasem nabiera na mocy. Pierwsze skojarzenie to twórczość Kinga Diamonda. No jest moc. Fani Judas Priest czy wczesnego Helloween powinni zagłębić się w rozpędzony "Iron Walls". Niby nic odkrywczego, a powala słuchacza. Z tego kawałka bije niezła energia i profesjonalizm. Fanom ostrego grania z nutką thrash metalu mogę polecić "The last Shot". Pod względem partii wokalnych i wygrywanych melodii ten utwór po prostu wymiata. Nutka Accept czy Paragon pojawia się w stonowanym "Blood Letter" i ta niemiecka szkołą metalu daje o sobie znać w tym kawałku. Kolejny killer na płycie to "Wrath From the Core", który brzmi jak mieszanka Primal Fear, helstar i Gamma Ray. Kawałek niszczy swoją energią i mocarnym riffem. W podobnych klimatach utrzymany jest równie genialny "Metal Raised from Hell". Co za wejście perkusji mamy w dynamicznym "The Skull Breaker". Ta energia i skoczność przypomina czasy Running Wild z czasów "Black Hand Inn". Klasyka pełną gębą jest w tytułowym "Purge The Bastard", który jest ukłonem dla klasycznego heavy/power metalu. No prawdziwy wielki finał.
Cios z zaskoczenia, tak mogę określić nowe dzieło Eternal thirst. Nie liczyłem, że "Purge the bastards" będzie niósł ze sobą takie niszczenie. Tutaj nie ma słabych punktów, tylko czysta perfekcja. Te riffy, te melodie no i wokal Rodrigo. Po prostu "Wow" i do teraz nie mogę jeszcze dojść do siebie.
Ocena: 10/10
Subskrybuj:
Posty (Atom)