Czasami przychodzi taki dzień, że poznaje się debiutującą kapelę, ale
już widzi się jej potencjał i życzy się im najlepiej. Wtedy zaczyna się
kibicowanie danej kapeli i upragnione wyczekiwanie na kolejny album.
Kiedy widzi się jak rośnie kapela w oczach innych i rozkręca swoją
karierę to jest to spory powód do radości. Tak upatrzyłem sobie
niemiecki Attic i to z kilku powodów. Tematyka, która się ociera o
satanizm czy okultyzm, co zbliża Attic do Mercyful Fate. Kolejnym atutem
jest bez wątpienia jest wokalista Meister Cagliostro, który operują
podobną manierą i umiejętnościami co sam King Diamond. Takich wokalistów
nie jest tak dużo, więc znów Attic zyskuje w moich oczach. Attic ma
przewagę nad wieloma zespołami, ponieważ z dużą łatwością tworzą muzykę
przyjazną dla słuchacza. Atrakcyjne melodie, podniosłe chórki,
intrygujące i wciągające partie gitarowe. Stworzyć mocne i zadziorne
riffy, a przy tym bardzo melodyjne i chwytliwe to nie lada wyczyn, ale
Rob i Katte dają czadu jako duet gitarowy. Attic to band niemiecki, tak
więc mają w krwi pracowitość i tworzenie heavy metalu na wysokim
poziomie. Grać jak King Diamond czy Mercyful Fate, a przy tym grać na
wysokim poziomie z nutką świeżości to najlepsza rekomendacja Attic,
która już czyni ten band wyjątkowym. Debiutancki album "The Invocation"
zrobił szał i odniósł sukces. Przez długi czas było cicho na temat
Attic, ale teraz po 5 latach powracają z drugim albumem zatytułowanym
"Sanctimonious". Czy udało się utrzymać wysoką pozycję i wyjątkowy styl?
Czy Attic znów zachwyci swoich fanów, a także maniaków Kinga Diamonda?
Kiedy
ma się w zespole uzdolnionych muzyków, takiego fenomenalnego wokalistę
to można wiele zdziałać. Zespół w najlepsze kontynuuje to co rozpoczął
na poprzednim albumie. Pielęgnuje swój styl, a nawet go jeszcze
podrasował. Nie brakuje mrocznego klimatu, licznych przejść czy
urozmaiceń. Attic zadbał o to, żeby "Sanctimonious" nie był nudny i
przewidywalny, co jest sporą zaletą. Może okładka nie jest wysokich
lotów, ale jest bardzo klimatyczna. Brzmienie jest soczyste i zrobione
na wzór poprzedniego krążka. Nie ma tutaj większego zaskoczenia, ale
zawartość to już inna sprawa. "Ludicium Dei" to
klimatyczne intro, które wprowadza nas w mroczny świat Attic. Włosy
stają dęba, ale chce się jeszcze więcej muzyki Attic. Tytułowy utwór
atakuje nas dynamicznym riffem i prawdziwym mocnym uderzeniem. Jest
klasa, jest pomysłowość i na taki heavy metal zawsze warto czekać. Nieco
wolniej i bardziej marszowo jest w "A serpent in the pulpit". Utwór jest bardziej rozbudowany i dzieje się w nim sporo. Więcej agresji i złowieszczego klimatu uświadczymy w energicznym "Penalized",
który jeszcze bardziej zbliża nas do złotego okresu Mercyful Fate.
Attic na pierwszym albumie zabłysnął pod względem ciekawych melodii i
przebojowości i na nowym krążku też tego nie brakuje co potwierdza "Sinless". Płytę promował niezwykle pomysłowy i złożony "The Hound of Heaven",
który brzmi jakby powstał w latach 80. Niezwykle energiczny i pomysłowy
kawałek, który oddaje to co najlepsze w Attic. Na płycie jest całkiem
sporo dłuższych kawałków, a "On Chair Stalls" to kolejny
tego typu utwór. Co ciekawe zespół wcale nie przynudza w tych kolosach.
Najspokojniejszy i najbardziej wyróżniający się utwór pod względem
klimatu to bez wątpienia "Dark Hossana". Jednym z moich ulubionych kawałków na płycie jest "Born from Sin", który jest bardziej speed metalowy niż pozostałe kawałki. Jednym słowem mocna rzecz. Całość zamyka kolejny kolos czyli "There is no God".
Attic
znów nagrał świetny album i nie trzeba więcej dowodów na to, że jest to
kapela z górnej półki. Niemiecki band idealnie wypełnia pustkę na brak
Mercyful Fate czy nowych albumów Kinga Diamonda. Uzdolniony wokalista,
świetne pomysły i dobre zgranie sprawia, że Attic to band wyjątkowy i
przed nimi jeszcze wiele sukcesów. Byle tylko następny album ukazał się
znacznie wcześniej.
Ocena: 9.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz