sobota, 17 marca 2018

RAM - Rod (2017)

2 lata przyszło czekać fanom szwedzkiego Ram na nowe dzieło. "Svbversvm" okazał się świetnym i dobrze wyważonym albumem, który pokazał klasę zespołu. Warto było czekać, bo najnowsze dzieło w postaci "Rod" podtrzymuje jakość i styl jaki band prezentował na ostatnich płytach. "Rod" to swoista kontynuacja i rozwinięcie pewnych pomysłów. Całość jest bardzo klimatyczna, mroczna i bardzo heavy metalowa. Ram to przede wszystkim bardzo utalentowany wokalista Oscar, który potrafi nadać kompozycjom odpowiedniego charakteru i klimatu. Odwala kawał dobrej roboty na nowym krążku.  Ram to również para zgranych gitarzystów, którzy dwoją się i troją, by zaskoczyć słuchacza. Stworzyli panowie dla nas sporo mocnych i godnych zapamiętania riffów. Cała machina płynnie działa i nie ma powodów by było inaczej. Można było nieco zmienić tytuł, na przykład dając "Ramrod The Destroyer" skoro 6 na 10 z całej płyty zajmuje odyseja, która jest podzielona na 6 kawałków. No, ale to tylko tytuł. Otwieracz to typowe mocne wejście i 7 minutowy "Decleration of independance" robi ogromne wrażenie. To kompozycja niezwykle klimatyczna i bardzo złożona. Dalej mamy jeszcze szybciej, bowiem atakuje nas "On wings of no return". Chwytliwy kawałek, który napędza niezwykle melodyjny riff. Bardzo klasyczny kawałek. Kolejnym kolosem jest bardziej hard rockowy "Gulag", który zadowoli fanów Accept czy Judas Priest. Jeszcze agresywniej jest w mocarnym "A throne at midnight". Majestatyczny "Anno infuntus" to pierwsza część "ramrod the destroyer". Dalej mamy zadziorny i nieco bardziej urozmaicony "Ignitor". Największe wrażenie na mnie zrobił rozpędzony i ostry "Incinerating Storms", który brzmi jak mieszanka Mercyful Fate i Judas Priest z czasów "Painkiller". Perełka! Całość zamyka klimatyczny "Ashes", który pełni rolę outra. Ram jak zwykle nie zawiódł i znów wydał świetny album, który robi furorę i zaliczyć należy do tych najlepszych roku 2017.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz