niedziela, 11 kwietnia 2021

SWEET OBLIVION - Relentless (2021)


 Geoff Tate to żyjąca legenda i jeden z tych najwspanialszych wokalistów metalowych. Mam jednak wrażenie, że od kiedy nie ma go już w Queensryche to nie potrafi znaleźć swojego miejsca. Wiele projektów muzycznych, ale w sumie nic stałego i nic na tyle ciekawego co by mocno zapadło w pamięci. Najnowsze wydawnictwo wydane pod szyldem Sweet Oblivion może nieco zmienić ten pogląd. Śmiało można rzec, że "Relentless", który ujrzał światło dzienne 9 kwietnia tego roku.

W zasadzie o muzyce wiele mówi sam skład, który tworzy ten międzynarodowy projekt muzyczny. Jasne jest gwiazda Geoff Tate, który kojarzony jest z progresywnym metalem i ostatnio też nieco komercyjną metalową operą Avantasia. To jest ważny składnik Sweet Oblivion, ale nie można zapomnieć o gitarzyście Lonobile i klawiszowcu Antonio Agate, których kojarzymy z muzyki Secret Sphere. Jest też perkusista Sunstorm Michele Sanna i basista Gigi Andreono. Tak więc mamy do czynienia z mieszanką melodyjnego metalu, hard rocka i progresywnego metalu. Brakuje może nieco mocy, heavy metalowego pazura, ale i tak "Relentless" dobrze wypada w kategoriach hard rocka czy melodyjnego metalu. W końcu płyta, która dobrze nastraja i bardziej zapada w pamięci niż ostatnie dzieła Geoff Tate'a i to jest spory plus. Nie wszystko jest pięknie i kolorowe, ale jest to płyta której warto poświęcić przysłowiowe 5 minut.

Kiedy odpalimy płytę, to dostajemy nastrojowy "Once again one sin", który przewrotnie jest jednym z mocniejszych kawałków na płycie. Jest lekkość, ale też sporo ciekawych zagrywek gitarowych. Solidny melodyjny metal o hard rockowym zabarwieniu. Nie powala na kolana, ale wpada w ucho. Hard rockowy "Strong Pressure" przypomina inny projekt frontiers records, a mianowicie Sunstorm. Też dobrze się słucha "Another Change", który momentami kojarzy mi się z Scorpions. W końcu też dostajemy bardziej przebojowy refren. Geoff Tate błyszczy w nastrojowym i nieco progresywnym "Wake up call". Pazur i nieco heavy metalowy wydźwięk dostajemy w "Remember me" czy w zamykającym "Fly eagle Fly".

Tak "Relentless" to solidna porcja melodyjnego metalu i hard rocka, ale to jeszcze nie jest płyta, która powala na kolana. Jednak duży plus za to, że Geoff Tate pojawia się w końcu na jakiejś ciekawiej płycie. Ja jednak chciałbym go usłyszeć w power metalowej stylizacji. Może kiedyś się doczekam?

Ocena: 6.5/10

1 komentarz: