środa, 2 sierpnia 2017

ARTHEMIS - Blood Fury Domination (2017)

Kiedy w 2009 r Arthemis zasilił nowy wokalista w postaci Fabio D to kapela nie co straciła na jakości. „Black Society” był przykładem jak grać melodyjny metal w którym nie brakuje mrocznego klimatu czy wyszukanych melodii. Choć Arthemis tworzyli muzycy, którzy również byli znani z Power Quest, to jednak muzyka była na zupełnie wyższym poziomie. W 2010 r pojawił się „Hereos”, który pokazał nieco inne oblicze zespołu. Włoska formacja nieco jakby złagodniała i ich heavy/power metal stał się taki oklepany. Niby pozostało nowoczesne brzmienie i duża melodyjność, jednak to nie było już to. Kolejny album „We Fight” był już bardziej dopracowany i pokazywał, że skład się zmienił to Arthemis wciąż jest wstanie nagrać dobry album. Minęło 5 lat i przeszedł czas na „Blood fury domination”.
Styl jakoś diametralnie się nie zmienił i dalej jesteśmy świadkami solidnego heavy/power metal oprawionego nowoczesnym brzmieniem. Gitarzysta Andrea dwoi się i troi by riffy były zadziorne i atrakcyjne dla słuchacza. Na pewno są agresywne, zagrane z pazurem i dbałością o melodie. Jednak nie ma mowy tutaj o jakimś geniuszu, ot co wszystko jest poprawne. Sam materiał jest solidny, ale nie wzbudza większych emocji, a szkoda bo mogło być znacznie lepiej. Otwieracz „Undead” pokazuje jaki naprawdę jest nowy album. Jest gdzieś mroczny klimat, jest ostry riff i nacisk na nowoczesne brzmienie. Słucha się tego całkiem dobrze, ale nie ma mowy o jakimś zaskoczeniu. Nieco progresywny i bardziej dynamiczny „Blood red sky” to kolejny mocny punkt na płycie. Taka odsłona heavy/power metalu już bardziej do mnie przemawia. Kiepskim pomysłem było nagrać balladę, zwłaszcza taką bez emocji i pomysłu. Niestety, ale „If i fall” taki jest. Dalej mamy petardę w stylu Persuader czyli „Warcry” i to jest droga, którą powinien podążać Arthemis. Echa starego Arthemis można gdzieś wyłapać w melodyjnym i bardziej złożonym „Dark fire”, który imponuje wykonaniem. Całość zamyka bardziej techniczny „Imortals”.

Nowy skład Arthemis radzi sobie i nawet Fabio D wciągnął się w świat Arthemis. Zespół gra dalej swoje, ale dalekie jest to do tego co kiedyś prezentował na swoich albumach. Teraz jest dobrze, ale jakoś tak bez emocji. Mamy agresywne riffy, urozmaicenie i szybkość, ale same motywy takie momentami stworzone jakby na siłę. Nic pozostaje wrócić do „Black society”.

Ocena: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz