Nie brakuje płyt z heavy metalem wzorowanym na lata 80 i w tej kategorii jest w czym wybierać. Wachlarz możliwości jest szeroki i znajdziemy płyty bardziej stonowane jak i te nastawione bardziej na speed metal. W tym roku swoją propozycję ma hiszpański Iron Curtain, który powrócił po 3 latach przerwy z nowym albumem. "Danger zone" to 4 album w dyskografii tej młodej kapeli, która działa od 2007r, ale jest to pierwszy album z nowym perkusisty Moroco. Nowy nabytek dwoi się i troi by było go pełno. To jest mocny punkt, ale sam album nie powala na kolana jak poprzednik.
Okładka ciekawie się prezentuje, a brzmienie takie jak być powinno. Do tego jeszcze utalentowany wokalista Mike Leprosy, który imponuje swoją charyzmą. Wszystko pięknie, ale sam materiał jest troszkę niższych lotów. Niby jest melodyjnie, niby jest szybko i zadziornie, ale brakuje troszkę pomysłowości i ciekawszych motywów głównych.
Płyta zawiera 30 minut muzyki i jest kilka wart uwagi kompozycji. "The running man" zaskakuje mocnym wejściem perkusji i speed metalową motoryką. Prawdziwą petardą jest tutaj otwieracz "Wildlife" i ten klimat lat 80 jest uroczy. Do grona ciekawych kompozycji należy doliczyć hard rockowy "Stormbound". Rozpędzony "Rough riders" przypomina wczesny Motorhead i to jest spora zaleta. Całość zamyka stonowany "Lonewolf", który ma w sobie więcej hard rocka i klimatów Scorpions.
Wszystko jest i fajnie się słucha nowej płyty Iron Curtain. Niestety materiał już tak nie porywa i brakuje troszkę dopracowania w sferze utworów. Riffy jakieś takie oklepane i bez ikry. Brakuje ciekawszych melodii i nutki szaleństwa. Poprawna płyta i to tyle.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz