Pierwsze płyty niemieckiego Kissin Dynamite to prawdziwa frajda dla fanów miksu heavy metalu i hard rocka. Ostatnie dzieła to już raczej bardziej komercyjne granie, które ma już na pewno mniej wspólnego z heavy metalem. Band ma swoje grono fanów i swoją renomę, ale "Not the end of the road" z pewnością nie jest ich najlepszym albumem.
Styl nie wiele odbiega od tego co band prezentował na ostatnich płytach, sam skład również praktycznie bez zmian. Jedyną zmianą jest osoba perkusisty, bowiem Sebastian Berg zasilił skład w roku 2021. Sama zawartość miewa ciekawe momenty jak choćby tytułowy "not the end of the road", ale nie wszystko jest tu warte uwagi i na dłuższą metę materiał potrafi zanudzić swoją formułą. Hard rockowy "Only the dead" też jest jakiś popowy i rozlazły w swojej konwencji. Poziom irytacji wzrasta przy takich dziwnych kawałkach jak "Coming home" czy "good life". Gitarzyści Jim i Ande rozkręcają się tak naprawdę dopiero w "All for a halleluja",który ma w sobie więcej wigoru i heavy metalowego pazura. Taki spokojny i balladowy "Scars" idealnie podsumowuje ten album.
Młode pokolenie, które nastawione jest może na taki radiowy hard rock, w którym jest więcej komercji niż porządnego kopa to może polubią ten album. Ja tutaj nic dobrego nie dostrzegłem. Nawet kilka tych dobrych momentów to za mało. Niby doświadczony band, niby utalentowani muzycy, a potencjał panowie marnują. Plus na pewno za dobrą produkcję płyty i samo brzmienie. To już taki dzisiaj standard, więc nie ma się też czym zachwycać. Płyta nie zapada w pamięci, a raczej pozostawia niesmak. W końcu te 50 minut można było lepiej spożytkować.
Ocena : 2.5/10
Moda na lata 80- wraca ! Z różnym efektem oczywiście, ale... Taki np. norweski Tempelheks i jego ,,Renegade,, to cymelia, a okładka wyraźnie nawiązująca do logo pewnego zespołu to nie przypadek oczywiście, posłuchajcie drugiego kawałka, ale to nie wszystko, bo to bardzo zróżnicowana i kapitalna muza !
OdpowiedzUsuń