sobota, 8 października 2022
ELLEFSON/SOTO - Vacation in the underworld (2022)
Jeff Scott Soto to jeden z moich ulubionych wokalistów i niezwykle wszechstronny wokalista, który jest wstanie wszystko zaśpiewać. Ostatnio ucieka w solowe dokonania i w zasadzie, więcej tam Aor czy nijakiego hard rocka, aniżeli coś wartościowego. Na pewno w tym roku błysnął na płycie Star One. Teraz powraca z bardziej metalowym projektem i jednoczy siły z Davidem Ellefsonem. Stworzyli projekt Ellefson/Soto i owocem tego ich współpracy jest debiutancki album "vacation in the underworld". Płyta skierowana do maniaków hard rocka i heavy metalu. Na kolana nie zostałem powalony, ale jest to krążek znacznie ciekawszy niż ostatnie dokonania Soto, a to już zachęta by sięgnąć po to wydawnictwo.
Soto jak to Soto, formą od lat wysoką ma i wciąż jego głos potrafi oczarować słuchacza. Tylko tym razem ma do czego śpiewać. Ellefson też jest słyszalny i jego partie basu są mocnym atutem tej płyty. Andy Martongelli z kolei odpowiada za całkiem ciekawe partie gitarowe z pogranicza heavy metalu i hard rocka. No trzeba przyznać, że dzieje się sporo dobrego w tej sferze. Nie wieje nudą i jest kilka wartościowych kawałków.Tytułowy "Vacation in the underworld" to dynamiczny kawałek, który utrzymany jest w szybkim tempie. Zadziorny riff i nieco nowoczesny wydźwięk są motorem napędowym tego utworu. Więcej hard rockowego szaleństwa mamy w solidnym "Like a Bullet" i dobrze się tego słucha, choć nie ma w tym za grosz oryginalności. Kolejny heavy metalowy kawałek na płycie to "Sharpen the sword" i znów band stawia na sprawdzone patenty. Soto w końcu w jakieś ciekawej oprawie. Mocno zapadł mi w pamięci rozpędzony "S.t.n" i ta szybkość i heavy metalowy pazur jest godny pozazdroszczenia. Brakowało mi Soto właśnie w takich klimatach. Mocny kawałek! Warty wyróżnienia jest zadziorny "Live to Die Another Day", który momentami przemyca patenty Megadeth i wyszedł z tego smakowity kawałek. Band trzyma cały czas w miarę równy poziom i dalej znajdziemy energiczny "Rise To win", który również oparty jest na dynamicznym riffie i melodyjnym charakterze. Na tym etapie powinien zakończyć się krążek, bo dalej wieje już nieco nudą.
Nie spodziewałem się niczego specjalnego po tej płycie, a dostałem dobrze skrojony materiał z pogranicza heavy metalu i hard rocka. Z pewnością sporym plusem jest głos Soto, który potrafi zauroczyć w nieco słabszych momentach. To bez wątpienia dzięki niemu ta płyta tak sporo zyskuje. Cieszy mnie fakt, że Soto w końcu zaśpiewał do czegoś nieco mocniejszego. Pozycja obowiązkowa dla maniaków jego głosu, ale nie tylko. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Ocena: 7.5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kapitalna płyta ! Tyle tu znaleźć można muzycznych odcieni, jak mało gdzie. Wszystko pieknie wybrzmiewa, i heavy metal i piękna rockowa ballada z udziałem jakiejś pani, i przepiękna piosenka jak z dawnych dawnych czasów wzięta. Ta płyta zdecydowanie bardziej mi odpowiada niż ostatnie dokonanie Megadeath, rudzielec wciąż łupie te orzechy, a David bawi się muzyką.
OdpowiedzUsuń