czwartek, 16 listopada 2023

TEMPLE BALLS - Avalanche (2023)


 Kiedy szukam hard rockowego szaleństwa i kopalni hitów, które rozkręcą każdy ponury dzień, to sięgam po dzieła fińskiego Temple Balls, który jest na scenie od 2009r. Panowie właśnie wydali swój 4 album studyjny zatytułowany "Avalanche", który jest świetną mieszanką melodyjnego metalu i hard rocka. To jeden z tych zespołów, który od lat trzyma wysoki poziom i nigdy nie zawiódł swoich fanów. Nowy album jeszcze bardziej dopieszczony pod względem hitów, melodii i hard rockowego szaleństwa. Brzmi to świeżo, a zarazem słychać wpływy Europe, czy Def Leppard. Temple Balls zna się na rzeczy i pokazują, że są obecnie jednym z najciekawszych zespołów obracających się w hard rocku.

Mając takiego wokalistę Arde Teronen to można wyczyniać cuda i można poszerzać swoje horyzonty. Jego charyzma mocno przypomina złote lata Joe Elliota, co bardzo mi odpowiada bo kocham stare płyty Def Leppard. Jest pazur, technika i miłość do hard rocka. Właściwy człowiek na właściwym miejscu.Niki i Jiri rozkręcają się i pokazują, że tworzą zgrany duet gitarowy i nie boją się przekraczać granice hard rocka, wkraczając w teren melodyjnego metalu. Nastawili się na chwytliwe riffy i melodie, a to sprawiło że płyta stała się bardzo przebojowa i energiczna. "Avalanche" to kopalnia hitów i kwintesencja hard rocka i melodyjnego metalu.

Skoczny i pozytywnie zakręcony "All night Long" kipi energią i na pewno sprawdzi się podczas koncertów. Riff w "Trap" mocno zakorzeniony jest w dokonaniach Judas Priest, no i band pokazuje pazur. Czuć klimat lat 80 i ta prostota potrafi porazić słuchacza. Jest moc. Heavy metal również wybrzmiewa w zadziornym "Stand up and fight", który brzmi jak mieszanka Battle Beast z debiutu i Sabaton. Co za hicior wyszedł z tego kawałka i refren sieje zniszczenie. Echa Europe są choćby w takim przebojowym "Prisoner in Time", gdzie partie klawiszowe budują podstawę tego kawałka. Po raz kolejny refren robi furorę. Panowie mają smykałkę do nagrywania hitów. Nie zatrzymujemy się i dalej jest również dobra zabawa. Radosny i melodyjny "Strike like a Cobra", czy singlowy "No Reason", który jest jednym z najlepszych utworów na płycie.  Idealny hołd dla dokonań Def Leppard. Końcówka płyty również dostarcza nam emocji. Pojawia się nastrojowy "Stone Cold Bones", który mimo swojej spokojnej i nieco balladowej struktury, potrafi oczarować i powalić na kolana swoją przebojowością. Na sam koniec tytułowy "Avalanche", który idealnie podsumowuje cały krążek. Jest melodyjnie i hard rockowo.

Temple Balls nie zawiódł. Nagrał taki album, na jaki fani czekali. Jest przebojowo, z pazurem i z pozytywną energią. Znakomity miks hard rocka i melodyjnego metalu, a wszystko przesiąknięte twórczością Def Leppard czy Europe. Jeden z najlepszych albumów Temple Balls.

Ocena: 8.5/10

3 komentarze:

  1. Świątynne Kule...ha ha ha ha!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli o inspiracje chodzi, to Def Leppard z tej najwcześniejszej ich działalności, czyli dwie pierwsze płyty, bo później ulecieli ku nieodparcie powabnej ,,bogini mamonie,,. Europe ? Może... ale oni teraz grają zupełnie inną muzykę, ,, Bag of Bones,, to hard rock podszyty bluesem, ,, War of King,, to znów epicki hard & heavy, no może ten ich kawałek ,, Days of Rock & Roll,, jest w stylu Temple Balls, czyli odwrotnie. Nigdy nie zapomnę, gdy w pełni lata, w samochodzie przy otwartych oknach zatrzymałem się na ,,czerwonych,, , a na przejściu dla pieszych stały dwie starsze panie, i one słysząc muzykę z mojego auta zaczęły tańczyć, a to był właśnie Europe i ich ,, Days of rock & roll,, . Inna inspiracja to pewnie też Skid Row, czyli taki hałaśliwy rock & roll. Ale ale, Temple Balls ma swój własny styl, jest energia, jest pęd do przodu, jest i melodyjność i przebojowość, jest wszystko, żeby na koncercie rozbujać nawet 100 tysięczny tłum, pytanie tylko, komu teraz uda się ich tylu zgromadzić, nie te czasy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem już czemu Europe inspiracją, Arde Teronen wygląda jak młody Tempest, przynajmniej w tej wizualizacji ,,Trap,, . Początek płyty może i faktycznie zwodny, ale fakt, później i ten Def Leppard z komercyjnego okresu wyraźnie słychać.

    OdpowiedzUsuń