sobota, 29 czerwca 2024
CRYSTAL VIPER - The Silver Key (2024)
Pod wieloma względami nowy album Crystal Viper mógłby nosić tytuł "The Cult II". Ta sama tematyka powiązana z H.P Lovecraftem, podobna okładka, w której trzymać klimat grozy no i sama stylistyka kompozycji, które brzmią jak rozwinięcie pomysłów z "The Cult". Wybrano tytuł "The Silver Key" i znów płytę wydał Listanable Records. Nowy album nagrał nieco inny skład niż ten znany z "The Cult' i to nie jedyna zmiana. Słychać, że band faktycznie chciał pokazać jakby agresywniejsze oblicze Crystal Viper.
Zmiany w składzie zaszły dość znaczące. Marta Gabriel porzuciła gitarę, by móc zastąpić Błażeja Grygiela na pozycji basisty. Odszedł też Ced Forsberg z stanowiska perkusisty, a jego miejsce zajął Kuba Galwas. Marta poradziła sobie ze swoją funkcję i to słychać znakomicie choćby w singlowych utworach. Troszkę brakuje może Ceda i jego smykałki do tworzenia hitów. Kuba to prawdziwa bestia na perkusji i daje niezły popis umiejętności na nowej płycie. Odnoszę wrażenie, że pierwszy raz tak świetnie brzmi ten instrument w Crystal Viper. Bije teraz taka niezła moc z sekcji rytmicznej. Bardzo dobra robota. Wokalnie Marta robi swoje i tutaj jakiejś niespodzianki nie ma. Kto lubi jej wokal to będzie w 7 niebie, a kto ma jakieś "ale" do jej stylu śpiewania, to nowy album tego nie zmieni. Na nowym krążku słychać świetną współpracę gitarzystów. Eric Juris i Andy Wave to zgrany duet, który znakomicie sie uzupełnia i tworzy godne zapamiętania solówki, czy riffy. To jest bez wątpienia jeden z najważniejszych filarów Crystal Viper. Nowy album w zasadzie nie wprowadza żadnej rewolucji, kto kocha takie tytuły jak "Legends", "Queen of the Witches, czy "the Cult" ten poczuje się jak w domu. Jest tutaj wiele rzeczy godnych pochwały. Począwszy od znakomitej okładki, poprzez mocne, zadziorne brzmienie, kończąc na kompozycjach. Dostajemy tak naprawdę 100 % crystal Viper, a może i więcej.
Zawartość to 41 minut muzyki w wersji podstawowej. Dobra, zapinamy pasy i odpalamy nowe dzieło Crystal Viper. Klimat Lovecrafta wybrzmiewa z magicznego intra "Return to providence".Kocham takie klimaty, taką nutkę tajemniczości i sposób aranżacji. Co na pewno zaskoczy nie jednego fana grupy to singlowy "Fever of the Gods". Czemu? Chyba pierwszy raz tak band gra agresywnie. Jest szybkość, są wyraźne wpływy Judas Priest z czasów "Painkillera", a wszystko zagrane na najwyższym poziomie. Mocny riff, a do tego te genialnie rozplanowane solówki. Jak dla mnie jeden z ich najlepszych utworów jakie stworzyli w całej swojej karierze. Stary dobry Crystal Viper na pewno słychać w "Old house in the mist". Klasyczny riff, duża dawka melodyjności i wyraźne puszczenia oczka w kierunku heavy metalu z lat 80. Kawałek mógłby zdobić "Legends" czy "The Cult". Band potrafi tworzyć rycerskie kawałki o marszowym tempie. "The key is lost" to kolejny tego przykład. Też dużo tutaj klasycznego Crystal viper usłyszymy. Dalej mamy rozpędzony "Heading Kadath" i to też taki rasowy crystal Viper. Czuje się jakbym przeniósł się do czasów "Metal Nation". Moje serce szybciej zabiło przy "Book of the Dead". Początek niczym era "Legends" czy "Metal Nation", potem agresywny riff, szybkie tempo i band zabiera nas jakby w rejony "Queen of the Witches". Co za killer, co za petarda! Kto nastrojowe granie, heavy metalowe hymny ten na pewno pokocha marszowy "The Silver Key" i tutaj znów czuć kontynuacje "The Cult". Do tej pory wolne kawałki bardzo mi pasowały, ale tym razem jakoś nie porwał mnie "Wayfaring Dreamer". Ot co dobra ballada, ale jak dla mnie to jest słaby punkt płyty. Kolejne szybsze bicie serca nastąpiła przy "Escape From Yaddith". Spytacie dlaczego? Jakoś mocno mi zaleciało twórczością Kinga Diamonda. Sam riff, aranżacje i układ kompozycji pod wieloma względami przypomina najlepsze hity Kinga. Mocna rzecz! Na sam koniec kolejna szybka petarda w postaci "Cosmic Forces Overtake". Znów jest klasycznie, znów echa "The Cult" są i to jest Crystal Viper jaki znamy i kochamy.
"The Silver Key" to pierwszy album z nowym perkusistą i Martą w roli basisty, ale jak się okazuje też ostatni z Ericem Jurisem, który dołączył do Warlord i Jacka Starra. Mamy tutaj wszystko co kształtuje ten band, to wszystko co przesądza o ich stylu, jakości i charakterze. Charakterystyczny wokal Marty, ostre riffy, melodyjne solówki, duża dawka przebojowości i odesłania do lat 80. Jakby tak już rozliczyć dobitnie Crystal Viper to można postawić nowy album obok tych najlepszych.
Ocena: 9/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nikt nie zatrzymał się obok ,, The Silver Key,, CRYSTAL VIPER ? Ja ich twórczości na wyrywki nie znam, ale dorobek doceniam, a po przesłuchaniu mogę stwierdzić, że to kawał znakomitego, wręcz klasycznego heavy metalu.
OdpowiedzUsuńIntro, to jakby kontrapunkt dla lovercraftowskiej tematyki tej płyty, a brzmi, jakby sam Arjen Lucassen się tutaj udzielał.
,,Fever of the Gods,, to niezły wstrząs dla systemu, a partie gitary są chyba jednymi z najciekawszych jakie w tym roku w ogóle słyszałem, i aż szkoda, że trwa to tylko nędzne cztery minutki.
,,Old House in the Mist,, zgodnie z tytułem przenosi nas w odległe czasy heavy metalu, których jednak nie kryje żadna mgła, bo dzięki takiej muzyce ciągle lśnią pełnym blaskiem.
Melodyjny, ciężki, inkrustowany niebanalnym wokalem i nośnym refrenem, a wszystko to spięte krystaliczną gitarową solówką, jest ,,The Key is Lost,, .
Szybkostrzelny ,,Heading Kadath,, wije się niczym żmija wokół pnia drzewa poznania, crystalviperowa klasyka.
W ,,Book of the Dead,, powermetalowo pojechali, a w towarzystwie takich instrumentalnych szaleństw, wokalistka mogła dodać tylko własne niebosiężne partie, i wyszedł prawdziwy live killer.
,,The Silver Key,, jak na tytułowy utwór przystało roztacza epicki czar, czaruje gitara, czarują chóry, czaruje wokal, a ich czar nie pryska aż do końca, bo i skandowane zakończenie też czaruje.
Dźwięki fortepianu zniewalają w ,,Wayfaring Dreamer,, , a użyte tutaj przez zespół wręcz ascetyczne środki wyrazu jeszcze potęgują wrażenia z tej podróży.
,,Escape From Yoddith,, podbudowany rwącym jak nurt górskiego strumienia ciężkim riffem, podbitym jeszcze szalejącym basem, grzmiącą perkusją, i galopującym wokalem, przerywany to gitarową nieśpieszną solówką, to znów jej kosmicznym odlotem, mknie do swojego nagłego końca.
,,Cosmic Force Overtake,, mrocznie intrygujący i wybuchowy początek, a później napięcie stopniowo rośnie, wybitny popis całego zespołu.
,, Gods of Thunder of Wind and of Rain,, indiański początek, bo i galop konia i te preriowe zaśpiewy, a później sami synowie grzmotu i błyskawic wkraczają na scenę, i biorą ją we władanie, i nie oddają, aż do końca. Niezwykły finał, niezwykłej płyty.
Długo ta płyta czekała na moje zainteresowanie, ale efekt końcowy przerósł oczekiwania.