piątek, 21 czerwca 2024

PORTRAIT - The Host (2024)


 
Kiedyś wiele zespołów nagrywało materiał trwający 40-50 min, często zawarte w 8-10 kompozycjach i wszyscy byli szczęśliwy. Teraz w modzie jest nagrywanie długich płyt, gdzie jest nawet po 14 czy 16 utworów. Tak jakby ilość była najważniejsza, a nie jakość. Szwedzki Portait też właśnie wydał swój najdłuższy album w historii zatytułowany "The Host", na którego fanom przyszło czekać 3 lata. Portrait przyzwyczaił nas do wysokiego poziomu i klimatów kinga Diamonda. Poniekąd te wymagania spełnili, ale do ideału troszkę zabrakło.

To pierwszy album z nowym gitarzystą tj Karlem Gustafssonem, który razem bardzo dobrze uzupełnia się z Krystianem Lindell. Jest dużo mrocznych dźwięków, sporo riffów, zagrywek, które nasuwają na myśl faktycznie twórczość Kinga Diamonda. Ciekawe jest też to, że mamy całkiem sporo szybkich, rozpędzonych riffów, czy też takich stricte w klimatach NWOTHM. To sprawia wrażenie, że band brzmi troszkę wiele innych tego typu kapel. Ozdobą Portrait zawsze był niesamowity wokal Pera Lengstedta, który wciąż potrafi śpiewać górki niczym sam King i do tego śpiewać drapieżnie i klimatycznie. Jeden z moich ulubionych wokalistów w akcji, to może też dlatego jestem mało obiektywny.  Daje czadu i to od pierwszych dźwięków. Wymiata zwłaszcza w tych szybkich petardach jak "Dweller of the Threshold". Szybkie tempo, mocny riff i dobra praca gitar, a do tego niesamowity głos Pera. Wszystko brzmi tak jak trzeba. Okładka jak zwykle mroczna i pełna różnych smaczków. Ten aspekt zawsze imponował w tym zespole. Brzmienie też jest z górnej półki. Jak gdzieś szukać minusów to w samych kompozycjach i długości trwania albumu.

Materiał jest za długi i można by to obdzielić na dwa albumy. Kocham klimat grozy, takiej starej szkoły horrorów i to właśnie czuje podczas intra "Hoc Est Corpus Meum". Robi się tajemniczo i czeka się z niecierpliwością na pierwsze uderzenie. Wejście godne mistrzów, bowiem "the  Blood Covenant" to jazda bez trzymanki. Troszkę mniej grania pod kinga diamonda, a bardziej ucieczka w heavy/ speed metal mocno zakorzeniony w latach 80. Gitarzyści czarują swoją grą, a Per powala swoim głosem. Killer i jeden z najlepszych kawałków roku 2024. Więcej mroku i wpływów Kinga Diamonda mamy w "The Sacrament" i to dalej granie na wysokim poziomie, choć tutaj band nieco zwolnił. Troszkę balladowy jest "One last kiss" i ten spokojny charakter jest tutaj akurat sporym atutem. Prawdziwa cisza przed burzą. "Treachery" to utwór nastawiony na melodyjność i przebojowość. Agresywność i szybkość z początku płyty powraca w rozpędzonym "Sound the Horn". Prawdziwa jazda bez trzymanki. W takiej stylistyce na tej płycie band wypada najkorzystniej. Ileż pasji, pomysłowości, świeżości band przemyca w przebojowym "Die in my Heart". Prawdziwa perełka i jedna z najważniejszych kompozycji na krążku. Refren "Voice of the outsider" buja i na długo zostaje w głowie. Portrait znów czaruje nas swoimi genialnymi pomysłami. Końcówka płyty to rozpędzony "Sword of the reason" i znów agresywnie band gra i momentami brzmi to jak black/speed metal. Finał to 11 minutowy kolos zatytułowany "The Passions of Sophia". Kawałek rozbudowany i przemyca sporo ciekawych motywów, ale wg mnie troszkę wydłużony na siłę.

Portrait znów to zrobił i nagrał album na miarę swojego talentu. Dobrze jest widzieć, że takie zespoły jak Attic czy właśnie Portrait godnie kontynuują dziedzictwo Kinga Diamonda. Jest mrocznie, agresywnie, przebojowo i na miarę talentu Portrait. Troszkę zabrakło do ideału, ale i tak płyta robi furorę i utrzymuje wysoką jakość płyt Portrait. Jedna z tych płyt, którą trzeba znać i mieć na swojej półce ze skarbami.

Ocena: 9/10

2 komentarze:

  1. Po jednym przesłuchaniu jest spore zaciekawienie, chociaż w końcówce płyty moja uwaga była jakby lekko już rozproszona. Będą następne przesłuchania, bo materiału jest bardzo dużo. Do tego ATTIC, z tegorocznych diamondowych odjazdów dodał bym jeszcze FATAL FIRE. W podobnym muzycznym klimacie jak PORTRAIT polecam Kolumbijski THE PREACHER, i ich ,, The Final Attac,, , zresztą chyba nigdzie jeszcze nie recenzowany.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... a skoro jesteśmy już w klimatach mórz południowych. To surowa i gorąca jak roztopiona stal wlewana do hutniczych form, wlewana z południowym ociąganiem, ale jednak wlewana, i ona się tam nie mieści, kipi, burzy się, i wciąż wypływa, to jest ta brazylijska GORGONA i jej dziecko z prawego łoża, malutka ,, Gorgona,, . Hej, hoka hej ! Nowy też COSCHISE, ,, Say 2 You,, taki polski THE CULT. Już widzę jak ociekasz wstrętem...

    OdpowiedzUsuń