wtorek, 10 września 2024

HELVETETS PORT - Warlords (2024)


 Kiczowata okładka, klimat lat 80, nawet logo i styl wykonania okładki sugeruje nam, że to dzieło z lat 80. Tu jednak was zaskoczę, bowiem "Warlords" to najnowsze dzieło szwedzkiej formacji Helvetets Port, która powstała w 2001r. Miłym zaskoczeniem jest również styl i jakość, jaką ze sobą prezentuje ten mało znany band. Stawiają na prosty i chwytliwy klasyczny heavy metal, który czerpie garściami z dokonań Heavy Load, Gotham City, enforcer czy Judas Priest. To już czyni ten album pozycją godną uwagi.

Siłą kapeli jest bez wątpienia Tomas Ericson, który pełni przede wszystkim rolę wokalisty i gitarzysty. Jako wokalista jest tylko dobry i brakuje mu trochę ogłady i techniki. O wiele lepiej układa się gra na gitarze i współpraca z drugim gitarzystą tj Davidem Olofssonem. Panowie stawiają na sprawdzone patenty i utarte schematy. Nie bawią się w eksperymenty i granie czegoś oryginalnego. Wtórność jest wszechobecna i tutaj bardziej chodzi o granie na emocjach i przypomnienie nam szwedzkiej sceny metalowej lat 80. Samo brzmienie płyty też prezentuje tak jakby zostało zmajstrowane w latach 80. Przybrudzone, nieco garażowe, ale na pewno oddaje w pełni klimat tamtych płyt z tamtego okresu.

Band dopiero tutaj zaczyna grać ciekawie i bardziej pomysłowo niż na swoich dwóch poprzednich płytach. Mamy prosty i chwytliwy "Black Knight", który przemyca nie tylko elementy szwedzkiego heavy metalu, ale też coś z amerykańskiego. Prosto i do celu. Więcej energii niesie ze sobą rozpędzony "Wasteland Warriors", w którym nawet pewny cechy hard rocka można uświadczyć. Epicki miał być "mutant march", ale tutaj band pokazuje swoje słabości. Nie mieli pomysłu na te 6 minut i owej epickości też nie czuje. Wieje niestety nudą. Dobrze prezentuje się "tyrants in Tokyo", gdzie band stawia na przebojowość i pewne elementy z pierwszych płyt Iron maiden. Dobrą energię niesie ze sobą "Legions running wild", zwłaszcza jeśli skupimy się na warstwie instrumentalnej. Wokal może troszkę tutaj irytować. Band najlepiej wypada w szybszym graniu i to tylko potwierdza rozpędzony "Cry of the night". Końcówka na pewno jest emocjonująca. Pojawia się zadziorny i niezwykle przebojowy "Golden Axe", który potrafi skraść serca. Jest pasja i pomysłowość. Dobry poziom podtrzymuje "key to the future". Troszkę pomysłu zabrakło, aby rozkręcić "2049". To solidny kawałek, w który jest trochę Omen, trochę Iron maiden, a trochę Heavy Load.

"Warlords" to kawał solidnego klasycznego heavy metalu, w którym jest pełno odesłań do lat 80, pełno nawiązań do szwedzkiej sceny metalowej. Jest to dobrze skrojone, przemyślane i na tyle szczere, że dobrze się tego słucha. Od początku do końca band utrzymuje zainteresowanie słuchacza. Nie przeszkadza w tym nawet momentami irytujący wokalista.Najlepsze dzieło Helvetets Port.

Ocena:6.5/10

1 komentarz:

  1. Ja polecam ,,Wild God,, Nicka Cave,a. Elegijny w formie, ale niosący optymistyczne przesłanie i zachwyt nad życiem, pomimo okrucieństw losu i chaosu świata. Słuchajmy, przemawia bowiem do nas współczesny Hiob, i to wprost z samego jądra ciemności. Nick doświadczył już misterium vanitatis, poznał tajemnicę marności doczesnego świata ?

    OdpowiedzUsuń