piątek, 17 października 2025

SABATON - Legends (2025)


 Sabaton od lat bywa obiektem drwin i kpin wśród części fanów heavy metalu. Często określa się ich mianem disco metalu, co do dziś trudno mi zrozumieć. W końcu power metal od zawsze słynie z radosnego klimatu, chwytliwych melodii i epickiego rozmachu. To gatunek zbudowany na melodyjności i przebojowości – a w tej dziedzinie Sabaton jest prawdziwą maszynką do tworzenia hitów. Zespół ma własny, niepowtarzalny styl i charakter, których nikt im nie odbierze. Uwielbiam ich za takie albumy jak Primo Victoria, Coat of Arms, Attero Dominatus czy przede wszystkim The Art of War.


Ich najnowsze dzieło, zatytułowane Legends, nie wnosi może niczego rewolucyjnego, ale potwierdza to, do czego Sabaton zdążył nas przyzwyczaić. Fani będą zachwyceni, a malkontenci – jak zwykle – będą narzekać.


Premiera albumu przypada na 17 października. Co ważne, do zespołu powraca gitarzysta Thobbe Englund, znany z Heroes i The Last Stand. Powiązania z tamtymi płytami są wyraźnie słyszalne – i nie jest to w żadnym wypadku wada. Nowy materiał brzmi gitarowo, zadziornie, z finezją i przebojowością. Otrzymujemy po prostu 100% Sabatonu, bez większych niespodzianek. Owszem, można zarzucić im, że nie wychodzą poza utarte schematy i momentami „zjadają własny ogon”, ale mnie to wcale nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – nie chciałbym, by zmieniali swój styl. Niektóre fragmenty brzmią znajomo, lecz zespół potrafi tę powtarzalność przekuć w atut.


Duet gitarowy Chris/Thobbe nie eksperymentuje, ale trzyma się jasno wyznaczonych ram, w których Sabaton czuje się najlepiej. To dokładnie ten sam zespół, którego znamy i kochamy – a nad wszystkim unosi się niezniszczalny głos Joakima Brodéna.


Album trwa niespełna 40 minut i składa się z krótkich, treściwych kompozycji. Już otwierający utwór, podniosły „Templars”, wprowadza nas w rycerski klimat, typowy dla Sabatonu. Moje serce od razu skradł singlowy „Hordes of Khan” – szybki, energetyczny, z duchem najlepszych płyt zespołu. Niczego więcej do szczęścia nie trzeba.


Kolejny utwór, „A Tiger Among Dragons”, zachwyca epickim motywem przewodnim i klimatycznym nastrojem. Marszowy „Crossing the Rubicon” przywodzi na myśl klasyczne „Uprising”, a monumentalny „I, Emperor” dodaje albumowi odpowiedniego ciężaru. Z kolei rozpędzony „Maid of Steel” to czysta power metalowa petarda. „Lightning at the Gates” brzmi jak duchowy następca „Uprising”, ponownie oferując przebój, który natychmiast wpada w ucho.


Radosny i melodyjny „The Duelist” to Sabaton w najczystszej postaci – hymn, który idealnie sprawdzi się na koncertach. Na koniec otrzymujemy „The Cycle of Songs” i „Till Seger” – solidne, choć nieco mniej wyraziste kompozycje, które jednak nie psują bardzo dobrego wrażenia.


Legends to album bez zaskoczeń – ale też bez rozczarowań. Zawiera wszystko, co tworzy charakterystyczny styl Sabaton: podniosłość, melodyjność i chwytliwość. Zespół pozostaje wierny swojej tematyce i brzmieniu. Fani będą zachwyceni, a sceptycy… cóż, nadal będą mieli powody do narzekań. Warto jednak posłuchać, bo Sabaton wciąż trzyma wysoki poziom i z dumą maszeruje własną ścieżką.


Ocena: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz