niedziela, 23 kwietnia 2017

SLECHTVALK - Where wandering shadows and mists collide (2016)

Jeżeli ktoś lubi melodyjny death metal, czy viking metal i jest wielbicielem twórczości Amon Amarth ten bez problemu przekona się do holenderskiej kapeli o nazwie Slechtvalk. Kapela powstała w 2000r i w zasadzie początkowo to był projekt jednego człowieka, a mianowicie Shamgara. Jednak w końcu udało się przekształcić projekt w prawdziwy zespół. Obecnie zespół powrócił z nowym albumem zatytułowanym "Where Wandering shadows and mists collide" i to po 6 latach przerwy. Jak wypada najnowsze dzieło na tle innych?

Z pewnością można powiedzieć, że jest dojrzałe, przemyślane i dopieszczone pod względem różnych elementów. Mamy soczyste, ostre niczym brzytwa brzmienie, które potrafi nas osaczyć z każdej strony. Jest też klimatyczna i kolorystyczna okładka, która zachęca do sięgnięcia po ten album. Zawartość krążka również jest dobrze wyważona i urozmaicona, tak więc nie ma powodów do nudzenia się. Shamgar i Seraph tworzą zgrany duet gitarowy i na płycie roi się od chwytliwych melodii i agresywnych riffów. Tak więc dzieje się sporo pod tym względem. W centrum uwagi jest bez wątpienia Shamgar i jego specyficzny i techniczny wokal. Od razu słychać, że jest to muzyka z pogranicza melodyjnego death metalu i viking metalu.

Płytę otwiera szybki i dynamiczny "We Are", który od razu pokazuje nam czego można się spodziewać po tej płycie. Marszowy i mroczniejszy "Asternas" ma w sobie więcej epickiego charakteru. Sporo ciekawych motywów zespół przemyca w tym utworze, a techniczny aspekt jest imponujący. "Betrayed" jest bardzo melodyjny i przebojowy, a stylem przypomina nieco twórczość Kalmah. Dalej mamy bardziej rozbudowany i klimatyczny "March to Ruin", który również ma nas porwać epickim charakterem. W "Nemesis" można doszukać się dawnej przeszłości zespołu czyli elementy black metalu. Duża agresja i dynamika wypływa z energicznego "The Shrouded grief" czy "Malagh Defiled". Imponuje również rozbudowany kolos w postaci "Wandering Shadows" czy melodyjny "Homebound", który zamyka album.

O najnowszym albumie holendrów można napisać wiele i w sumie mogą być różne opinie na jego temat. Dla jednych będzie to zbyt agresywne, a dla jednych zbyt monotonne. Jednak gdy się słucha tego krążka to od razu słychać, że zespół lubi robić to co robi, lub ten rodzaj metalu i wie jak tworzyć go by był atrakcyjny dla słuchacza. Na "Where wandering shadows and mists collide" dzieje się sporo i jest to płyta która może przypaść do gustu fanom takiego grania. Polecam!

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz