czwartek, 8 czerwca 2017

ORDEN OGAN - Gunmen (2017)

Jest wiele scen heavy metalowych i każda czymś się charakteryzuje i każda ma coś innego do zaoferowania. Jednak mimo wszystko, wciąż ma słabość do niemieckiej sceny metalowej. To właśnie stamtąd pochodzą moje ulubione kapele i najlepsze jest to, że ten kraj wciąż dostarcza nam nowych ciekawych zespołów. Jednym z takich zespołów, który szybko wbił się do grona najlepszych niemieckich zespołów grających heavy metal jest bez wątpienia Orden Ogan. Działają już 21 lat, wciąż zaskakują i pokazują innym, że można grać ciekawie, specyficznie i przy tym wyróżnia się na tle innych. Zespół oczywiście wciąż działa i ostatnie ich albumy są coraz lepsze. "To the End" to był przełom w ich karierze, a "Ravenhead" to jeden z moich ulubionych albumów tej grupy. Najnowsze dzieło w postaci "Gunmen" nie ustępuje pod względem poziomu artystycznego. W czym tkwi klucz do sukcesu Orden Ogan? O to jest pytanie.

Odpowiedzi na to pytanie daleko nie trzeba szukać. Ta kapela po prostu czerpie garściami z kultowych kapel pochodzących z Niemiec. Odświeża co nieco, dodaje trochę od siebie i gotowe. Tak o to narodziła się jedna z najlepszych kapel grających power metal z elementami folk metalu.Mało komu udaje się wykorzystać patenty Running Wild,Blind Guardian, Falconer, Elvenking, czy Gamma Ray. Na "Gunmen" nie ma niespodzianki, bo zespół kontynuuje to co zaczął na "To The End". Tak więc jest masa energicznych riffów, chwytliwych melodii i podniosłych refrenów. Jednym słowem Orden Ogan w najlepszym wydaniu. Sebastian z każdym albumem śpiewa jakby jeszcze lepiej i z większym uczuciem. Odwala tutaj kawał dobrej roboty. W dodatku tworzy z Tobim zgrany i dopasowany duet gitarowy. Ich pojedynki są na wysokim poziomie i tego czasami brakuje na tego typu płytach.

Album promował tytułowy "Gunmen" i to jest prawdziwy metalowy hymn, który na pewno zagości w setliście koncertowej. Energia, ciekawa melodia, zapadający refren i te popisy gitarowe, czyli Orden Ogan w pełnej okazałości. Jeden z najlepszych utworów Orden Ogan i to nie podlega wątpliwości. Dalej mamy nieco urozmaicony "Fields of Sorrow", który przemyca elementy progresywnego metalu i folk metalu. Dalej mamy nieco toporniejszy "Forlorn and forsaken", który jest przyozdobiony ciekawymi melodiami. Kolejny znakomity przebój na płycie i przykład jak grać power metal wysokich lotów.  Fani Running Wild powinni docenić nieco piracki "Vampire in Ghost Town", który imponuje aranżacjami i feelingiem. Nie pierwszy raz zespół robi hołd dla twórczości Running Wild. Liv Kristine pojawia się gościnnie w power metalowej petardzie w postaci "Come with me to the other side", który ma sporo zapożyczeń z starych utworów Blind Guardian. Mamy też podniosły i przebojowy "The Face of silence", który też czerpie garściami z Running Wild czy Falconer. Co może tutaj imponować to ciekawe przejścia między poszczególnymi motywami gitarowymi. Mamy też tutaj treściwy, ale i bardzo klimatyczny "Ashen Rain" czy ostrzejszy "One last Chance", który bliźniaczo przypomina dokonania Persuader. Tak dotarliśmy do punktu kulminacyjnego, czyli "Finis Coronat Opus". 8 minutowy kolos, który idealnie wieńczy ten znakomity album.

Orden ogan znów to zrobił! Nagrał kolejny świetny album, który potrafi oczarować klimatem i  dynamiką. Nie każdy nagrywa takie albumy jak Orden Ogan i nie każdemu udaje się zabrać słuchacza do najlepszych lat Blind Guardian czy Running Wild. Wielki szacunek i najlepsze jest to, że niemiecka scena metalowa kryje wiele takich świetnych kapel. Jak tu można nie przepadać za tym rejonem metalowej sceny?

Ocena: 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz