piątek, 12 lutego 2021
IRONBOURNE - Ironbourne (2021)
Na 26 marca przewidziana jest premiera debiutanckiego krążka szwedzkiej formacji Ironbourne. Tutaj wszystko można łatwo odczytać co nas czeka na albumie zatytułowanym po prostu "Ironbourne". W nazwie zespołu jest "Iron", a do tego okładka iście metalowa. Tak więc od razu widać, że czeka nas klasyczny heavy metal, który zabiera nas w rejony NWOBHM i lat 80. Płyta jest skierowana do fanów Saxon, Dio, Praying Mantis czy nawet Demon. Jest klasycznie, z pazurem i z pomysłem. Tak więc mamy prawdziwą heavy metalową ucztę.
Kapela choć jest młoda, to jest bardzo utalentowana. Mamy tutaj zgranych muzyków i każdy z nich wnosi całkiem sporo do zespołu. Sekcja rytmiczna jest pełna zadziorności i dynamiki. No i jest jeszcze charyzmatyczny wokalista Torbjorn Anderssona. Muszę przyznać, że jego głos przyprawia o dreszcze. Taki rasowy wokalista z hard rockowym feelingiem i echem wielkich wokalistów z lat 80. To właśnie on nadaje całości mocy i pazura. Za partie gitarowe odpowiada duet tworzony przez Olofa Geijer i Jonasa Windle. Niby panowie nie grają niczego odkrywczego, to jednak wszystko jest rozegrane z pomysłem i poszanowaniem dla wielkich kapel z lat 80. Znajdziemy tutaj masę chwytliwych i zapadających w głowie riffów i muszę przyznać, że słucha się tego jednym tchem.
Płytę otwiera lekki i nastrojowy "The Dreamer" i brzmi to trochę jak dokonania Jorna, czy Dio. Znakomita mieszanka heavy metalu i hard rocka. Nawet wokalista przypomina momentami Ronniego. Old schoolowo wypada też "Elusive Reality", który przemyca sporo elementów Black Sabbath. Panowie dają czadu i słychać ich zamiłowania do klasycznego metalu i lat 80. Jesteś miejsce na mroczny klimat, co pokazuje nieco bardziej urozmaicony "Versal". Nutka rycerskiego klimatu pojawia się w "Twilight of the gods". Nieco hard rockowy "Covenant" przypomina momentami dzieła Dio i to kolejny przebój na płycie. Prosty i melodyjny "Runaway" to znakomity ukłon w stronę klasyków NWOBHM, ale też Thin Lizzy. Fani Black Sabbath pokochają mroczny i epicki "Year of Judgment" i to jak dla mnie najlepsza rzecz z tej płyty. Prawdziwe cudo i kawałek, który odświeża sprawdzoną już formułę.
Ironbourne stawia dopiero swoje pierwsze kroki na rynku muzycznym i trzeba przyznać, że debiut tej szwedzkiej formacji. To prawdziwa uczta dla fanów klasyków Dio, Black Sabbath, czy Saxon. Panowie stawiają na klasyczne rozwiązania i pomysłowe melodie. To przedkłada się na sukces tej płyty. Wypatrujcie Ironbourne, bo warto.
Ocena: 8.5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Recenzja brzmi zachęcająco, ale ciężko znaleźć w sieci jakiś ich utwór. Jest za to Ironborne i brzmi znakomicie !
OdpowiedzUsuńNa ich stronie. Fb jest udostępniony "the dreamer😁
Usuń