wtorek, 1 lutego 2022
TRICK OR TREAT - Creepy Symphonies (2022)
Radosny, nieco wesołkowaty power metal, jaki niegdyś grał Helloween to już troszkę przeżytek. Helloween spoważniał i nawet powrót Kiske i Hansena tego nie zmienił. Na szczęście jest jeszcze włoski Trick or Treat, który jest jednym z ostatnich przedstawiciele tego typu power metalu. Nic dziwnego, bo przecież zaczynali jako cover band grający utwory helloween, a w dodatku wokalista Alessandro Conti to ten sam rodzaju głosu co Kiske. Pierwsze płyty miały przebłyski, potem dwie części "Rabitts Hill", które mocno zapadły mi w pamięci i po dzień dzisiejszy stanowią dla mnie ważny punkt dyskografii tej włoskiej formacji. Conti nabywał co raz większego doświadczenia w Rhapsody Luca Turilli, a także w Twilight Force. Dwa ostatnie wydawnictwa trick or treat nie powaliły na kolana, ale najnowsze dzieło zatytułowane "Creepy symphonies", które ma ukazać się 1 kwietnia 2022 to bez wątpienia pozycja na miarę "Rabitts hill", choć wszystko wskazuje że to najlepsze dzieło Trick or treat.
Nie ma zmiany stylu i dalej jest to radosny, wesołkowaty power metal, jaki niegdyś Helloween grał w latach 80. Ten kicz jednych odstraszy, a drugich w pełni zadowoli i przypomni stare dobre czasy Helloween. Okładka czy brzmienie to też aspekt, który jest bez zmian i mamy tutaj kontynuacje poprzednich płyt. Co się zmieniło zatem? Band jakoś taki bardziej dojrzały jest na tej płycie. Conti swoim głosem niszczy i buduje napięcie. Z upływem czasu jego głos jest jeszcze ciekawszy i bardziej emocjonujący. Sporo wnoszą gitarzyści i Bonedetti wraz z Venturelli stworzyli zgrany duet i to przedkłada się na jakość. Solówki są zagrane z polotem i odpowiednią dynamiką, Cały czas się coś dzieje, a najważniejsze że idzie z tym jakość i przebojowość. To jest power metal jaki kocham i miło jest znów przypomnieć sobie czasy "Keeper of the seven keys part II".
Ciekawie band zaczyna ten album. "Trick or treat" to klimatyczne intro z nutką grozy. Momentami jakbym słuchał płyty Kinga diamonda czy Powerwolf. Już czuć różnicę między poprzednimi płytami. Jest pomysł, jest przebojowość i to słychać. Szczęka opadła mi przy "Creepy Symphony". Co za energia, co za lekkość i dbałość o detale. Słychać Helloween, ale band wnosi sporo od siebie. Conti jest gwiazdą, ale i reszta zespołu nie pozostawia go w tyle. Machina działa bez zarzutu. Dla mnie to jest killer i znakomity hołd dla Helloween i radosnego power metalu. Nieco zwalniamy w "Have a nice judgment day". Nie jest to pop, a bardzo świetnie skrojony melodyjny metal z nutką hansenowskiego power metalu. Klimatyczny refren i pomysłowy motyw gitarowy sprawiają, że to kolejna perełka na płycie. Pełen słodyczy jest "Crazy", ale ten utwór ma swój urok. Kiedyś zachwycaliśmy się takim "Dr stein", to czemu mielibyśmy odrzucać taki "Crazy". Ten kicz jest tu uroczy i oddaje piękno happy power metalu. Najlepsze jest to, że mimo żartów jest jakość i pomysł na takie granie. Band zadbał również o nastrojową balladę i taki "Peter pan syndrome" sprawdza się idealnie. Tak agresywnie i dynamiczne jak w "Escape from reality" to trick or treat to jeszcze nie grał. Co za petarda i podoba mi się ta przemiana jakości u Trick or treat. Podobne emocje wywołuje petarda "Queen of Lies". Ach te klimaty Hansena, Gamma ray czy Helloween. Ten utwór ma wszystko o czym fan power metalu zamarzy. Świetny i zapadający w głowie riff, wciągający refren i atrakcyjne solówki. Moc! "April" może zbyt łagodny, może zbyt kiczowaty, ale w kategorii melodyjnego rocka daje radę. Emocje towarzyszą nam do samego końca. Na deser został 12 minutowy kolos "The power of grayskull". Jest epicko, przewijają się ciekawe melodie, a całość nie przynudza, a wręcz przeciwnie. Znakomity hołd dla kolosów Helloween.
Szczerze? Nie sądziłem, że Trick or treat stać na taki album. Zawsze miałem coś do nich. Albo za słodko, albo nie dopracowany materiał, albo inne aspekty które sprawiały, że jakoś żaden album w pełni nie powalił mnie na kolana. Tutaj band zadbał o mocne brzmienie, o radosny klimat i przede wszystkim świetne kompozycje. Mamy killery, kolosa, balladę i nawet rockowy song. Jest urozmaicenie, a płyta zasługuję na uwagę i na wyróżnienie w statystykach roku 2022. Najlepszy album Trick Or treat. To z pewnością nie jest psiku ze strony włoskiej formacji! Polecam!
Ocena: 9/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Trochę za wcześnie recenzujesz, data premiery dopiero 1 kwietnia, a sieci nic nie ma... i zanim się coś pojawi, to po prostu można zapomnieć. Mnie ciekawi co sądzisz o nowych Tempelheks, czy ukraińskim Defiant, te płyty już się ukazały.
OdpowiedzUsuńMoże i tak, ale chce po prostu was zachęcić ze warto wypatrywać. Staram się recenzować to co mi przesyłają na bieżąco. W kwietniu pewnie beda kolejne płyty które warto z recenzować.
Usuń