sobota, 24 czerwca 2023

EVILE - The Unknown (2023)


 Do tej pory nie mogłem narzekać na twórczość brytyjskiego Evile, który dostarczał dopracowane i poukładane albumy, które mocno nawiązały do dokonań Metaliki. Grają od 2004r i dorobili się 6 albumów. Tak więc mają doświadczenie, wiedzą jak dotrzeć do swoich fanów, do słuchaczy, jak porwać publikę. Najnowsze dzieło zatytułowane "The Unknown" ukaże się 14 lipca nakładem wytwórni Napalm Records. Uspokaja brak zmian personalnych od 2020 i świetna okładka Elirana Kantora. Co mogło pójść nie tak?

Na początku zacznę od innej strony. Na pochwałę zasługuje Chris Clancy, który czuwał nad brzmieniem i miksem. Brzmi to mocarnie, zadziornie i z nutką mroku. Pasuje do zawartości i stylu, który obrał band. Thrash Metal to gatunek, który band gra, ale czy faktycznie na tym albumie? Więcej tutaj heavy metalu, takiego może nowoczesnego. Na pewno nie znajdziemy tutaj szybki i agresywny thrash metal. Band tym razem poszedł w mroczny klimat, tylko co najgorsze nie patrząc na inne aspekty.  Można grać bardziej heavy, ale niech będzie to z pomysłem, pazurem i poszanowaniem własnej historii. Band jest uzdolniony i to pokazał nie raz. Duet gitarowy współtworzony przez Ola Drake i Adam Smitha rzadko kiedy powala na kolana, jeśli chodzi o nowy materiał. Zachwyca na pewno "Slepless Eyes" i to jest jazda bez trzymanki. Taki Evile to ja uwielbiam, ale takich petard tutaj nie ma za wiele. Drugi i ostatni taki ostrzejszy kawałek na płycie to "Balance of Time". Stara szkoła thrash metalu. Reszta kompozycji próbuje nas na siłę zabrać w rejony komercyjnych czasów Metaliki.  Jest sobie taki otwieracz "The unknown" i może ma w sobie "coś", to jednak utwór szybko traci w moich oczach. Troszkę wieje nudą i ciężko za coś pochwalić. Średni utwór, który utrzymany jest w średnim tempie i na siłę kopiuje twórczość Metaliki. Jeszcze wolniejszy i taki może nieco doom metalowy "Monolith", ale tutaj też jakoś wieje nudą i brakuje jakiegoś pomysłu, żeby ciekawie poprowadzić ową kompozycję. Na wyróżnienie zasługuje również przebojowy "Out of the sight" i choć nie ma tutaj niczego odkrywczego, to band gra na luzie i z pazurem.


Ciężko napisać mi coś pozytywnie o tym albumie. Oczekiwałem tej samej jakości co na poprzednich albumach, ale niestety to już nie to samo. Miało być bardziej heavy, bardziej mrocznie, a wyszło jakoś tak nijako i bez polotu. Odnoszę wrażenie, że płyta miała być bardziej komercyjna i pozyskać fanów. Oby tylko efekt nie był odwrotny.

Ocena: 5.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz