wtorek, 20 czerwca 2023

JAG PANZER - The Halloweed (2023)


 Najlepsze lata Jag Panzer ma już dawno za sobą, ale dobrze widzieć że wciąż nagrywają nową muzykę i dopisują kolejne rozdziały swojej historii. Miło widzieć, że wciąż są na scenie i wydają dobre, solidne albumy. "The Halloweed" to 11 album grupy, który niczego nowego nie wprowadza do ich historii, ale podkreśla to co przesądziło o ich sukcesie.  W 2022r band zasilił gitarzysta Ken Rodarte, ale nie miało to większego wpływu na kształt muzyki zawartej na nowym albumie. 6 lat czekania i w sumie można by się spodziewać jakiejś petardy. Niestety tak nie jest.

Czy tylko ja mam wrażenie, że Jag Panzer ma podobny problem co Metal Church? Niby wszystko jest ok, jest pazur, agresja, jest dynamika, kilka chwytliwych melodii, ale jakoś nie wiele trafia do słuchacza. Gdzieś brakuje tej magii, tej świeżości i elementu zaskoczenia. Jag Panzer robi swoje i wychodzi to raz lepiej raz gorzej. Band zadbał o sporo detali, bowiem mocne, wyraziste brzmienie i piękna okładka robią wrażenie. Jednak liczy się muzyka, a to miewa słabsze momenty. Nie wszystko jest idealne.

Haryy Conklin to osoba bez której ciężko sobie wyobrazić Jag Pazner. Lata lecą, a jego głos wciąż robi wrażenie i potrafi przyprawić o dreszcze. Nic dziwnego, że zatrudnili go jako nowego wokalistę Clooven Hoof. Jeden z ważniejszych głosów w historii heavy metalu. Wystarczy odpalić taki energiczny "Stronger than You know" pokazuje właśnie potęgę głosu Harrego. Dobrze prezentuje się też otwierający "Bound as One" , który wpisuje się w stylistykę amerykańskiego heavy/power metalu. Syndrom Metal Church dobitnie słychać w "Prey". Niby zadziorny, energiczny kawałek, ale jakiś taki zagrany bez entuzjazmu i pomysłu.  Nie wiele wnosi nieco mroczniejszy "Onward We toil", który niczym specjalnym się nie wyróżnia. Znajdziemy tutaj też melodyjny "Dark Descent", który przemyca troszkę elementów Iron Maiden czy Metal Church. Bardzo dobre granie, ale przebłysku geniuszu nie uświadczymy tutaj. 10 minutowy "Last Rites" na siłę wydłużany i momentami troszkę przynudza. To też pokazuje z jakim problemem band się boryka.

Słychać, że gra doświadczony band, który grac potrafi. Jest ukłon w stronę klasyki, jest kilka mocniejszych momentów, ale brakuje faktycznie intrygujących melodii czy riffów, że muzyka poruszyła i zapadła w pamięci. To udany, solidny krążek z amerykańskim heavy/power metalem, który dobrze się słucha, ale nic ponadto. Działa magia nazwy, bo sam krążek nie ma za wiele do zaoferowania.

Ocena: 6.5/10

7 komentarzy:

  1. Despite all line-up changes left and right, this band remains unmistakable and absolutely unique. Whoever is responsible for this rejuvenation and resurrection to former glory, may the gods reward him or her richly.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam 5 płyt Jag Panzer, z lat 1997 -2011 . To co mnie u nich urzekło, to klimat ich muzyki, związany głównie z tym niepowtarzalnym, emocjonalnie rozwibrowanym, nieziemskim wokalem. Można ich było słuchać tylko dla tego śpiewu, i być może tak było, bo instrumentalnie to granie było przecież dość ubogie. Na tej płycie znalazłem dla siebie więcej niż to wynika z tej recenzji, grają jeszcze lepiej niż wcześniej, a wokal jest niesamowity, zresztą, taki jaki zawsze był. ,,Ownard We Toll,, niczym się nie wyróżnia ? Otóż wyróżnia się wyróżnia, potęgą brzmienia, przebojowością i tą mroczną drapieżnością, to przecież pełna petarda i jeden z ,, metalowych singli,, tego roku, a cała magia Harrego Conklina widoczna jest jest jak na dłoni w takim ,,Ties That Bind,, z przeciętnego instrumentalnie kawałka wokalista robi prawdziwą perełkę.
    Fakt, nie wszystkie kawałki tak mają, ale zaznaczam, płytę przesłuchałem dopiero jeden raz.

    OdpowiedzUsuń
  3. It’s a darker and more considered Jag Panzer, with interesting storytelling and atmosphere! Great album - poor judgment!

    OdpowiedzUsuń
  4. Po kilku przesłuchaniach to mam już zaznaczone ( wyróżnione ) prawie wszystkie utwory, a pierwsza część tej płyty, czyli pierwsze pięć kawałków, jest wręcz niesamowicie przebojowa. Niedawno przesłuchałem nowy Stray Gods, i wiecie co, Jag Panzer podoba mi się bardziej. Druga część ,,The Hallowed,, nie jest już tak wystrzałowa, ale to wciąż ten sam bardzo wysoki poziom grania. Nawet taki 10 minutowy ,,Last Rites,, potrafi skupić uwagę, chociaż fakt, mógłby być krótszy, ta druga część, po wyciszeniu muzycznie jest zbędna, ale widocznie musieli dopowiedzieć prezentowaną na płycie historię.

    OdpowiedzUsuń
  5. With ‘The Hallowed,’ JAG PANZER still sits on the throne of American power metal and it is an incredible feat for a band to put out such high-quality material after being around for so long.

    OdpowiedzUsuń