sobota, 17 czerwca 2023

WONDERS - Beyond the mirage (2023)


 Jednak włoski band o nazwie Wonders to nie jedno płytowy projekt muzyczny znanych muzyków, a coś jednak więcej. Po dwóch latach grupa wydała swój drugi pełnometrażowy album zatytułowany "Beyond The Mirage". Dostajemy powtórkę z rozrywki i płyta to swoista kontynuacja tego co mieliśmy na debiucie. Jest to dalej melodyjny power metal nastawiony na proste i chwytliwe melodie. Znane nazwiska zapewniają pewien poziom, ale ja osobiście oczekiwałem znacznie więcej niż tylko dobry materiał. To mnie zgubiło.

Czuje niedosyt, rozczarowanie i poczucie, że band nie wykorzystał swojego potencjału. Bob Katsionis jakoś tak mało widoczny. Odpowiada za partie klawiszowe, a tych nie ma za wiele i pełno rolę bardziej tła niż pierwszoplanową rolę. Znacznie więcej serca zostawił gitarzysta Lunesu, który postawił na łatwo wpadające w ucho melodie, tylko jakoś za dużo tutaj komercji i takiego ładnego charakteru. Brakuje większej dawki mocy i drapieżności. Co ciekawe sam  wokalista Pasterino, którego uwielbiam też zalicza jakby nieco słabszy występ. Niby są gwiazdy, jest potencjał na coś wielkiego, a mimo to nie następuje zniszczenie i euforia. Uczucie rozczarowanie wciąż towarzyszy.

Co by było, gdyby album miał energię i pazur "The Time of YOur Life"? Na pewno nie narzekałbym, a skakałbym z radości, że ktoś zabiera mnie w rajony starego Stratovarius czy Sonata Artica. Ta kompozycja to petarda i szkoda, że dopiero na samym końcu. Wonders ma też dobre otwarcie, bowiem "One milion miles" to też rasowy power metal, który oddaje hołd dla klasyki gatunku. Schody zaczynają się już w drugim kawałku."Breaking the Chains" niby melodyjny, ale jakiś taki łagodny i bez mocnego uderzenia. Dobrze się słucha, ale brakuje tego czegoś. Do grona atrakcyjnych kawałków warto zaliczyć pomysłowy i łatwo wpadający w ucho "Once upon a time" i o to właśnie chodzi. Melodyjnie, z gracją, ale poszanowaniem dla gatunku.  Pochwalić na pewno też trzeba za melodyjny i taki klimatyczny "Coming Home". To kolejna dawka rasowego power metalu w europejskim wydaniu. Mogło być znacznie więcej takich perełek.

Piękne melodie, wycieczka w znajome rejony, wysokiej klasy muzyce, a jednak powstał album dobry, który nie wzbudza większych emocji. Posłuchamy, pogadamy o tym krążku, ale czy ktoś będzie pamiętał o nim za rok? Na pewno fani Katsionisa czy Pasterino. Płyta z kręgu dobra czy bardzo, ale bez emocji i większego szału. Czuje niedosyt, bo to powinna być petarda i uczta dla fanów power metalu. Nie ma tego....

Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz