sobota, 11 maja 2024

AXEL RUDI PELL - Risen Symbol (2024)


 
Co można nowego za serwować swoim fanom, kiedy nagrywa się swój 22 album? Można albo zaryzykować i porzucić wszystko na rzecz nowego stylu i szukania nowej jakości, albo zrobić to co się umie najlepiej czyli nagrać coś co zbudowane jest na tych samych patentach przez tyle lat. Axel Rudi Pell działa od 1989r, ale swój określił już dawno, dawno temu i od tamtego czasu trzyma się go kurczowo. Melodyjny metal z nutką hard rocka, który ma być hołdem dla Rainbow, dla Black Sabbath z ery Tony Martina, czy też Dio. To ma być hołd dla klasyki. Jednocześnie Axel stał się królem melodyjnego metalu i sam zaczął tworzyć albumy, które często stawały się z miejsca klasykami. "Risen Symbol" to nic nowego, to nie płyta która odkrywa coś nowego i otwiera nowy rozdział w karierze zasłużonego Axela. To płyta, która zbudowana jest na znanych patentach. Jest coś z "Oceans of Time", jest coś z "Black Moon Pyramid", The crest" czy "Knights Call". Tak to Axel Rudi Pell jaki kochamy i uwielbiamy.

Pewne rzeczy są niezmienne. Ten styl gry Axela, ta umiejętność tworzenia pomysłowych riffów i wciągających motywów gitarowych. Gra dalej to samo, a wciąż tworzy nowe świetne rzeczy, które zachwycają fanów. Nowy album pokazuje, że Axel wciąż ma to coś i wciąż jest wstanie stworzyć wielkie kompozycje, które staną się nowymi klasykami w historii Axela. Na tej płycie są takie kompozycje. No i jest też zgrany band, złożony z doświadczonych muzyków, na czele z genialnym Johnnym Gioeli. Jego głos mimo lat wciąż brzmi tak samo i wciąż przesądza o jakości muzyki Axela. Ciężko sobie wyobrazić kogoś innego do tej roboty.

Okładka jak zwykle pierwsza klasa i przypomina trochę "Black Moon pyramid" i "Kings and Queens". Z resztą okładki zawsze Axel ma klimatyczne i pełne ciekawych motywów, detali. Samo brzmienie troszkę nie do końca mi pasuje. Przede wszystkim gitara jakaś taka stłumiona. Troszkę bym nadał brzmienia z pierwszych płyt, ale to może moje takie widzi mi się.

Niech przemówi zatem muzyka i zawartość płyty. Nie mogło być inaczej. Musiało być instrumentalne intro, które rozpocznie całą tą ucztę. "The resurrection" to tajemniczy i budujący napięcie instrumentalny otwieracz. Panuje mrok i orientalne dźwięki nadają ciekawego charakteru. One jeszcze powrócą. Nie ma eksperymentów to fakt, ale udało się Axelowi zaskoczyć takiego starego fana jak ja za sprawą "Forever Strong". Tak agresywnego i dynamicznego kawałka axel chyba jeszcze nie nagrał. Utwór iście ocierający się o power metal. Szybkie tempo, ostry i niezwykle melodyjny riff napędzają ten kawałek. Brzmi to obłędnie i do tego ten podniosły refren. Majstersztyk! Płytę promował "Guardian Angel" i to taki miły dla ucha kawałek o hard rockowym zabarwieniu. Takich Axel miał zawsze pełno i gdzieś momentami przypominają mi się czasy "Black moon pyramid". Cały czas towarzyszy uczucie, że brzmienie gitary zostało skopane. Jakbym słuchał "Rogues en Vogue" Running Wild. Nie do końca mi to pasuje. Axel też postanowił wrzucić cover Led Zeppelin w postaci "Immigrant song" i samo wykonanie jest godne pochwały, tylko wolałbym posłuchać czegoś ich autorskiego, a nie cover. Czasy "The Crest" można wyłapać w stonowanym i takim nastrojowym "Darkest Hour". Oklepany riff, sprawdzone chwyty i łatwo wpadający w ucho refren i mamy kolejny hit na płycie. To rasowy utwór Axela, który przypomina stare dobre czasy i w sumie nic dziwnego, że wybrano go na kolejny singiel z płyty. Orientalne motywy z intra wracają w "Ankhaia", który jest największą atrakcją tej płyty. Tak, to kolejny kolos autorstwa Axela. Dochodzi tutaj to skrzyżowania Led Zeppelin, Black Sabbath z ery Tony Martina, no i Rainbow z czasów Dio. Marszowe tempo, ponury klimat i mocny, bardzo wyrazisty riff, który przeszywa. Dzieje się tutaj sporo, a owe orientalne motywy troszkę wnoszą świeżości i elementy zaskoczenia. Mocna rzecz, która przypomina troszkę styl "Towers of Babylon". 10 minut szybko zlatuje. Pozytywną energię niesie ze sobą "Hells on Fire" i znów nie brakuje tutaj hard rockowego pazura. Prawie 7 minutowa ballada "Crying in Pain" to klasa sama w sobie. To wulkan emocji, przepięknych solówek i to się nazywa romantyczna ballada, co łapie za serce i zmusza do refleksji.  Troszkę więcej energii niesie ze sobą "Right on Track" i mamy kolejny chwytliwy hicior. Echa "The Crest" słychać w zamykającym "Taken by Storm" i znów mamy nawiązania do Black Sabbath z mojej ulubionej ery. Uwielbiam te rozbudowane i klimatyczne kompozycje od Axela. Czysta magia.

Jeśli na coś można ponarzekać, to w sumie trochę bym poprawił brzmienie gitary, dodałbym może jeszcze jeden czy dwa killery w stylu "forever strong", bo mamy jeden szybki utwór. Miło jest usłyszeć kolejną wariację "Stargazer" Rainbow i kilka hard rockowych motywów. Axel zrobił swoje i nagrał kolejny świetny album. Ci co go kochają, będą zachwyceni. Ci co nie przepadają za jego stylem i poprzednimi płytami, to "Risen Symbol" tego nie zmieni. Dobrze, że Axel wciąż tworzy, wciąż jest z nami i oby jak najwięcej wydawał płyt, zwłaszcza takich jak ta. Premiera płyty już tuż tuż, bo 14 czerwca roku 2024.

Ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. Długo mijałem się z tą płytą, aż wreszcie, w gorące sierpniowe popołudnie się spotkaliśmy, i obok ,,Nostalgii,, ANNIE LENNOX stanowi muzyczny program mojej niedzielnej sjesty.
    Rozpędzony, i jednocześnie majestatyczny jak na Mistrza przystało ,, Forever Strong,, na początek, a ,,Guardian Angel,, na przystawkę, czyli idealny utwór nie tylko na bujanki w hamaku, ale i harce pod sceną na dobrym koncercie.
    Gdyby ,,Immigrant Song ,, w tej wersji był autorskim dziełem PELLA, a tak...drapieżny i nieustannie pulsujący świeżą krwią z otwartej rany w oryginale, tutaj napiętnowany pellową manierą, traci ten swój lwi pazur i surową moc, chociaż w wersji AXELA brzmi to przecież i tak znakomicie. Mój ulubiony kawałek w tym zestawieniu to mrocznie-transowo-nostalgiczny ,, Darkest Hour,, , a jego ciągłym zapętlaniom nie mogę się wręcz oprzeć, i się nie opieram. Enigmatycznie zatytułowana ,,Ankhaia,, w porannych mgłach, wieczornych dymach, i w tajemniczej atmosferze się zaczyna, adekwatnie do tego mroku dobrana mocarna gitarowa zagrywka, i przeszywająca na wskroś, a jednocześnie dopieszczona solówka, napełniają naczynie z mrokiem do pełna. Fakt, zleciało błyskawicznie, jak dla mnie, majstersztyk. ,,Hells on Fire,, zmienia nastrój, i jak to w piekle bywa, najszersza doń autostrada wiedzie, a czasem też i dzwony wybrzmią, a i ogień płonie , bo on tam płonie nieustannie. W ,, Crying in Pain,, mamy A.R.P. takiego jakiego lubię najbardziej, czarującego nastrojem, i wyczarowującego ze swojego instrumentu najprawdziwsze emocje, a że i wokalista odleciał tutaj w rejony absolutne, to mamy prawdziwe rozmnożenie nieziemskiego czaru.
    ,, Right on Truck,, wytacza tutaj różne, ale zawsze ciężkie działa , mnie urzekła otwierająca kanonada, i ta refrenowa, subtelnie dusze przeszywająca lirycznie skuteczna seria ze Spitfire,a. ,, Taken By Storm,, z boskim ( czytaj : patent DIO ) wstępem, z boskim też rozwinięciem, też zachwyca, a solówka gitarowa skupia wszystkie pioruny kuliste, i tak kończy się ta płyta. Oryginalności od AXEL RUDI PELL nie oczekuję, wręcz jest dla mnie niepożądana, a metalowa klasyka i ortodoksja wciąż bierze górę, i tak ma być...

    OdpowiedzUsuń