piątek, 31 maja 2024
CLOVEN HOOF - Heathen Cross (2024)
Dziś jest ten dzień. Dzień jakże ważny dla maniaków heavy metalu i przede wszystkich tych, którzy uwielbiają twórczość brytyjskiego Cloven Hoof. To jest z tych zespołów, który mnie zawiódł i zawsze dostarcza muzykę na wysokim poziomie. "Heathen Cross" to już 9 dzieło tej formacji i co ciekawe to taka próba powrotu do pierwszych płyt i stylistyki bardziej nwobhm niż heavy/power metal który był na ostatnich płytach.Chris Dando został zatrudniony w roli klawiszowca, ale to nie koniec niespodzianek. W 2023r do zespołu dołączył nowy wokalista i znów padło na amerykańskiego śpiewaka, który specjalizuje się w amerykańskim power metalu. Mowa o Harrym Conklinie. Ciekawa mieszanka wyszła. Jednym przepasuje taki duet, takie zestawienie, a innym będzie przeszkadzać ten power metalowy wokal w heavy metalowej stylistyce Cloven Hoof.
Brzmienie tutaj niby jest takie klasyczne, pełne nawiązań do lat 80, ale nie jest też idealne. O wiele ciekawsza jest sama okładka, która kryje mrok, tajemniczość i do tego jest malowana ręczna. Jedna z piękniejszych okładek roku 2024. Harry to wiadomo światowej klasy wokalista i potrafi zrobić różnice na plus w danym utworze. Odnajduje się w tej bardziej heavy metalowej stylistyce i mi akurat ta mieszanka dwóch różnych światów przypasowała. Jego zadziorny głos dodaje nieco pikanterii. Cloven Hoof to przede wszystkim dopracowane i przemyślane partie gitarowych. Duet gitarowy tworzony przez Chrisa i Luke'a imponuje dynamiką i zróżnicowaniem. Jest granie z polotem i pasją i to daje się we znaki. Kawał dobrej roboty panowie odwalili, a to się chwali.
Tytuł płyty od razu skojarzył się z "Headless Cross" Black Sabbath i te skojarzenie jeszcze później się pojawiają. Od razy odsyłam do znakomitego, klimatycznego "Sabbat Stones", który jest miłym hołdem dla ery Tony Martina i jakoś przypomniał mi się "Headless Cross". Poziom równie wysoki i pokazuje, że Cloven Hoof to wysokiej klasy band. Riff w "Redeemer" jest jakoś znajomy, a do tego jest troszkę elementów judas Priest. Harry Conklin błyszczy i potwierdza swoją wielkość. Klawisze rodem z Deep Purple nadają klimatu przebojowemu "Do what thou wilt" i ten mroczny klimat da się wyczuć. Troszkę zbyt przekombinowany jest "Last mand Standing". Troszkę za bardzo topornie i troszkę jakby na siłę. Szybko, melodyjnie jest w rozpędzonym "Darkest before the dawn", gdzie jest pełno nawiązań do twórczości Iron maiden. Jeden z najlepszych kawałków na płycie. Podobne emocje wzbudza agresywniejszy "Frost and Fire" i to znów rasowy killer. W takiej stylizacji band wypada znakomicie. Fani Black Sabbath ery Tony Martina muszą też zwrócić uwagę na zamykający "The Summoning". To najdłuższa kompozycja na płycie, gdzie pojawiają się elementy progresywne i nawet coś z Rainbow. Bardzo udany utwór, który pokazuje zróżnicowanie na tej płycie.
Cloven Hoof jak zwykle nie zawiódł i nagrał album wysokiej jakości. Miło jest usłyszeć ich w tej bardziej klasycznej stylistyce. Od razu można poczuć, że słuchamy płyty nagranej przez brytyjski band. Harry podołał zadaniu i wniósł troszkę świeżości do muzyki Cloven Hoof. Na pewno nie można pominąć tej pozycji.
Ocena: 8.5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kupiłem. Dobra płyta 👍
OdpowiedzUsuń