piątek, 26 lipca 2024

DREAM EVIL - Metal gods (2024)


 7 lat czekania na nowy album szwedzkiej formacji Dream Evil to dużo. Ja osobiście czekałem troszkę dłużej, bo ostatni dobry krążek tej grupy to dla mnie "In the Night". Teraz grupa powraca z nowym albumem zatytułowanym "metal Gods" i chyba lepiej nie można zatytułować album, na którym band wraca do korzeni, wraca do heavy/power metalu i mocnych riffów. Przede wszystkim wraca jakość i przebojowość. To pierwszy album z nowy perkusistą na pokładzie tj z Sorenem Fardvikiem.

Okładka również tak troszkę przypomina okładkę Dragonslayer. Wiadomo "Metal Gods" nie stanie się jakimś tam nowym klasykiem i nie ma też szans by być numer 1 w rankingach. To album, który jest idealnym sposobem na spędzenie miło czasu wolnego, to znakomita rozrywka, zwłaszcza dla tych co kochają muzykę przesiąkniętą Primal Fear, Judas Priest, czy Gamma ray.  Duet gitarowy nordstrom/black staje na wysokości zadania i wykreował szereg godnych uwagi riffów, czy solówek. Nie ma miejsce na nudę i od pierwszych dźwięków słychać, że band tym razem zadbał o jakość. Dream Evil to przede wszystkim charyzmatyczny głos Niklasa, który wciąż mimo lat zachwyca. Każdy z muzyków włożył sporo wysiłku i serca, by to brzmiało tak to finalnie brzmi.

Plus przyznaję za okładkę, za mocne, zadziornie brzmienie, które podkreśla drapieżność materiału. No i duży plus za zawartość i sam aspekt kompozytorski. Materiał jest równy i zróżnicowany, a to już sporo.  Płytę otwiera nieco toporny, nieco mroczny, ale na pewno przebojowy "Metal gods". Nastrojowo zaczyna się "Chosen Force", tak spokojnie i nieco rockowo. Troszkę bardziej komercyjny kawałek, ale zagrany z pomysłem i sporym luzem. Power metal daje o sobie w pełni znać w rozpędzonym "The tyrant dies at dawn", który mocno nawiązuje do dokonań Hammerfall i to żadna ujma.Primal Fear czy Judas Priest wybrzmiewa  w nieco bardziej klasycznym "Lighting Strike" i czasami proste rozwiązania są najlepsze. Nawiązania do albumu "In the night" mamy za sprawą agresywnego i zarazem bardzo przebojowego "Fight in the night" i sam tytuł to też znakomite nawiązanie do tamtego albumu. Podobne emocje wywołuje killer "Born In Hell" i ktoś chyba nasłuchał się "Nuclear Fire" Primal Fear. Mocna rzecz! Ostatnie dwa kawałki, czyli "Y.a.n.a" i "Night Stalker" brzmi troszkę jak dokonania UDO.

W końcu Dream evil nagrał coś na miarę swoich umiejętności i talentu. Jasne są wady, potknięcia, ale to najlepsze co nagrali od czasów "In the Night". Jest przebojowo, agresywnie i cały czas się coś dzieje. Płyta pozytywnie zaskoczyła i nie raz jeszcze do nie wrócę, bo to heavy metal w najlepszym wydaniu.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz