niedziela, 7 lipca 2024
KISSIN DYNAMITE - Back with a bang (2024)
Ostatnie wydawnictwa niemieckiego Kissin Dynamite to była jakaś porażka i to pod każdym względem. Band staczał się na same dno. Czasami trzeba właśnie sięgnąć dna, by móc się odbić i nagrać coś wartościowego. Tak też się stało z Kisisin Dynamite i może nie nagrali niczego nadzwyczajnego, czy ocierającego się o geniusz, to jednak "Back with a bang" to faktycznie udany powrót do dźwięków z pierwszych 3 płyt. Jest hard rockowe szaleństwo, przebojowość i nawet gdzieś nutka heavy metalu.
Płyta ukazała się 5 lipca nakładem Napalm Records i band tym albumem nie odkrywa ameryki i mamy pełno znanych i oklepanych dźwięków. Jest coś z Def Leppard, Heat, coś z Scorpions, Dokken, czy Motley Crue, Dużo przede wszystkim glam rocka i to słychać niemal przez cały album. Przebojów też nie brakuje, ale głównym problemem tego wydawnictwa jest brak pazura, brak pomysłów cały album. Wkrada się w pewnym momencie nuda i może lekka irytacja. Daleko do ideału to na pewno, ale to i najlepsza płyta tej formacji i to od dłuższego czasu. Tym razem Ande Braun i Muller mają znacznie więcej roboty w sferze partii gitarowych. Starają się grać bardziej dynamicznej, z większą pomysłowością i dbałością o chwytliwe melodie. Udaje się poniekąd ta sztuka. Wokalista Johannes Braun brzmi dobrze i może nieco brakuje mocy i pazura w jego głosie, ale idzie się przyzwyczaić do jego głosu.
Brawa się należą za naprawdę godny uwagi otwieracz. "Back with a bang" to utwór dynamiczny, zadziorny, z nutką heavy metalu. Jest przebojowo, melodyjnie i z pomysłem. Stary dobry Kissin Dynamite. Podobne emocje wywołuje hard rockowy "My Monster", gdzie główny motyw zachwyca i bije z tego utworu taka pozytywna energia. Refren niezwykle chwytliwa i od razu wpada w ucho. Znacznie lżejszy jest "Queen of the night", ale to też hard rockowy hicior, który może rozruszać stadiony. Dobra rzecz. Coś z Def Leppard mamy w pomysłowym "The Devil is a woman". Zadziorny riff i klimat lat 80 to atuty tej kompozycji. Dalej jeszcze warto wspomnieć "More is More' z pewnymi wpływami scorpions, czy bujający "When the Lights go out". Reszta miewa ciekawe momenty, ale już nie robią takiego wrażenia.
Kissin Dynamite nie zwojował świata, ale wrócił faktycznie na właściwe tory. Nagrali hard rockowy krążek, gdzie słychać pomysły na kompozycje, przebojowość i ciekawe melodie. Udany album, który pokazuje że jeszcze ten band stać na dobre wydawnictwo i klika hard rockowych hitów. Dobrze widzieć, że potrafią grać tak jak na pierwszych płytach.
Ocena: 6/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz