Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Melodic Hard Rock. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Melodic Hard Rock. Pokaż wszystkie posty

środa, 14 maja 2025

ART NATION - The Ascendance (2025)


 Art Nation to kolejny szwedzki specjalista od melodyjnego hard rocka z elementami melodyjnego heavy metalu.  Działają od 2014r i mają na koncie 5 płyt, a najnowsze dzieło nosi tytuł "The ascendance". Płyta ukazała się 25 kwietnia za sprawą Frontiers Records.

O Art Nation można mówić jak o super grupie. Przoduje  wokalista Alexander Strandell z Crowne, którego wokal jest czarujący i potrafi nadać całości klimatu. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Jest też gitarzysta Christoffer Borg, którego talent znamy z Sic Foot Six i basista Richard Sward z Medusian. Razem nagrali płytę wpisująca się w szwedzką stylistykę hard rocka i melodyjnego heavy metalu. Duża dawka przebojowości i chwytliwe melodie to atuty Art Nation. 

Materiał dopracowany i naładowany hitami. Już samo otwarcie w postaci "set me free" zachwyca. Do tego sama melodia jakoś kojarzy się z Within Temptation czy Axxis. Melodyjny hard rock daje o sobie znać w przebojowym "thunderball" czy nieco radiowy "halo". Jest zadziorny "runaways" i bardziej energiczny "the last of us", gdzie znów mamy podniosły j chwytliwy refren. Band daje czadu w przebojowym "unstoppable" i to żywy dowód na to że band zna się rzeczy. Rasowy hit. Podobne emocje wywołuje pełen gracji i heavy metalowego pazura "rise".

Art Nation to doświadczona kapela, która wie jak połączyć melodyjny hard rock z elementami melodyjnego heavy metalu. Przebojowość i chwytliwe refreny to ich znak rozpoznawczy. Fani Eclipse czy Crowne bada zadowoleni.


Ocena : 7.5/10



niedziela, 14 lipca 2024

SPEKTRA - Hypnotized (2024)


 A o to moje odkrycie muzyczne roku 2024. Mało znany brazylijski band o nazwie Spektra właśnie skradł moje serce. Nie stworzyli niczego nowego, bo to kolejny podopieczny włoskiej wytwórni Frontiers Records, który łączy melodyjny heavy metal z hard rockiem. Tak można rzec, że to kolejna podobna do wielu formacji w katalogu tej wytwórnią, ale za tą formacją przemawia jakość, świeżość i pomysłowość. Debiut z 2021 r jakoś mi umknął, ale teraz poprawiam swoje błędy i będę chwalił najnowszy album tej grupy zatytułowany "Hypnotized". Co za świetna porcja melodyjnego hard rocka z nutką heavy metalu.

Muzyka tej kapeli opiera się na chwytliwych melodiach, na hard rockowym klimacie, na przemyślanych riffach, na finezyjnych solówkach. Gdzieś tam można doszukać się wpływów journey,  shakra czy foreigner, ale Spektra wykreował swój styl i stara się realizować zamierzone cele. Całość skupia się w okół partii gitarowych Leo Mancini, którego kojarzy z Shaman, a także niezwykłym głosie pana Bj, który grywa na gitarze w zespole SOTO. Każdy z muzyków imponuje talentem, techniką i umiejętnościami. Nie można wyjść z podziwów, bo panowie odwalają kawał dobrej roboty. To balansowanie na pograniczu heavy metalu i melodyjnego hard rocka jest przepiękne.

Co mnie skłoniło by sięgnąć po owe wydawnictwo? Genialny singiel w postaci "Freefall". Mocny riff, przepiękna melodia, duża dawka drapieżności i przebojowości. Wokal wgniata w fotel, a refren w swojej prostej konstrukcji rozwala system. Prawdziwa magia i cudo. Więcej hard rocka w nowoczesnej odsłonie mamy w nastrojowym "Taste of Heaven". Jest nieco lżej, ale wciąż jest na wysokim poziomie. Troszkę AOR mamy w lekkim i nieco komercyjnym "Search For More". W swojej kategorii jest to naprawdę urocze i zagrane z polotem. Kolejny hicior to melodyjny "Against the wind" i już powoli można dostrzec co gra w duszy muzykom z Spektra. Troszkę ciężej i zadziorniej jest w tytułowym "Hypnotized" i to utwór, który dobrze definiuje styl grupy. Przepiękne solówki i partie gitarowe zdobią spokojniejszy "Tonight". Pomysłowy riff dostajemy w "Runnin out of time" i całość wieńczy łagodna ballada w postaci "Different me outside".

W kategorii hard rocka jest to pozycja na pewno jedna z tych najciekawszych, jeśli chodzi o rok 2024. Duża dawka przebojowości, pięknie zagranych partii gitarowych i dobrze dopasowanych melodii. W zespole drzemie ogromny potencjał. Nie powinno to nikogo dziwić, bo Spektra tworzą doświadczenie muzycy. Zadanie zostało wykonane i nowy album imponuje świeżością i zapada w pamięci. Na pewno nie raz jeszcze wrócę do "hypnotized". Tego trzeba posłuchać.

Ocena: 8/10


niedziela, 16 kwietnia 2023

MAGNUS KARLSSON'S FREE FALL - Hunt the flame (2023)


 Pupilek wytwórni Frontiers Records tj Magnus Karlsson powraca ze swoim Freefall. "Hunt the Flame" to już 4 album pod tym szyldem i jestem w lekkim szoku, że tyle lat już jest to ciągnięte. Nie wiele to wnosi do dorobku Magnusa, ani też nie powala jakościowo. Tym razem Magnus zostawił pułapkę w postaci świetnych wokalistów, którzy ostatnio błyszczą na płytach wydanych przez Frontiers Records.

Magnus jaki ma styl każdy wie i może się podobać albo nie. Tutaj jak zwykle jest balansowanie między hard rockiem, melodyjnym metalem, a power metalem. Troszkę romantycznych dźwięków, troszkę komercji i jest gotowe. Magnus miewa przebłyski i potrafi czarować tak jak choćby w The Ferrymen, czy Primal Fear.  Na płycie pojawia się choćby Durbin, Robledo czy Rapheal Mendes. Mogłoby się wydawać, że odsłuch to będzie czysta formalność i faktycznie dostaniemy prawdziwą perełkę. Niestety tak nie jest.

"Hunt the Flame" jest przygotowany pod wieloma względami. Piękna okładka, soczyste brzmienie, ciekawymi goście, ale mam wrażenie, że jakoś Magnus nie potrafi przełamać niemocy w tworzeniu killerów. Ta kawałki są jakieś takie na jedno kopyto, bez wyrazu i bez pazura. Niby jest potencjał, ale nie wykorzystany. Pomówmy zatem o kompozycjach wartych uwagi. Tytułowy "Hunt the flame" ma ciekawy motyw gitarowy i nieco progresywny feeling, ale nie przeradza się w jakiś killer. Ot co solidny utwór w stylu do jakiego nas Magnus przyzwyczaił. Dobrze wypada też zadziorny i taki heavy metalowy "Far From Home", gdzie w końcu partie gitarowe dostarczają emocji. No jest też niezniszczalny Robledo na wokalu. Warty uwagi jest też melodyjny "Following the damned", w którym czaruje Mendes i to faktycznie wartościowy kawałek, który ma kopa. To byłoby na tyle, bowiem reszta to jakaś taka papka, która potrafi zamęczyć na śmierć.

Wielkie nazwiska nie pomogły. To oni są tutaj atrakcją, szkoda tylko że nie sama muzyka. Magnus jakoś ostatnio nie tworzy nic wielkiego. Jedynie Primal fear czy The Ferrymen są wyjątkiem od tej reguły. Nowy album freefall może przypaść do gustu fanom melodyjnego metalu czy hard rocka, ale czy do każdego? Raczej nie. Lepiej czas przeznaczyć na ciekawsze płyty.

Ocena: 4.5/10

niedziela, 12 marca 2023

DEMONS DOWN - I Stand (2023)


 Demons down to kolejna super grupa, która zrodziła się pod skrzydłami wytwórni Frontiers Records.  Do przewidzenia było, że w skład wchodzi Alessandro Del Vecchio, który zajął się klawiszami. Za wokale odpowiada gwiazda młodego pokolenia, czyli James Robledo, który wie jak czarować swoim głosem. Jest jeszcze Francesco Savino z False Memories, zaś za partie gitarowe odpowiada Jimi Bell, perkusista to Ken Mary,  a na basie Chuck Wright, których dobrze znamy z twórczości House Of Lords. Tak to jest z głównych wpływów, jeśli się w słuchamy w debiutancki krążek zatytułowany "I stand".

To płyta skierowana do wszystkich tych, co kochają melodyjny rock/hard rock z nutką melodyjnego heavy metalu. Tutaj liczą się emocje, finezja, lekkość i rockowy feeling. Dobrze się tego słucha i owe doświadczenie muzyków tworzących Demons down przedkłada się na jakość i poziom prezentowanej muzyki. Niby to wszystko już było i kapela tak naprawdę niczego nowego nie prezentuje. Słychać, że dopracowano płytę na wielu płaszczyznach, dlatego z miejsca staje się jedną z ciekawszych pozycji w roku 2023.

Robledo to wiadomo, że wokalista z górnej półki. Śpiewać może wszystko i wszystko zmieni w złoto. Niesamowity głos. Furorę na pewno robi stonowany i pełen smaczków "I stand", który otwiera ten album. Wysmakowany hard rock z nutką melodyjnego metalu. Więcej energii z pewnością ma zadziorny "disappear" i to pokazuje w pełni, że w tej kapeli jest potencjał. Troszkę Deep Purple, Rainbow czy Whitesnake można poczuć w przebojowym i takim stonowanym "down in a hole". Utwór z miejsca stał się moim ulubionym kawałkiem z tej płyty. Heavy metal lat 80 słychać dobitnie w "Book Of Love" i choć brzmi to znajomo, to od razu oczarowuje słuchacza. Mocny riff, romantyczny feeling i duża dawka przebojowości. Podobne emocje wywołuje "Search over the horizon", czy lekki i niezwykle nastrojowy "Only the brave". Na długo w pamięci zostaje rozbudowany i pełen wdzięku "Follow Me", gdzie band próbuje upchać troszkę progresywności. Bardzo wartościowy kawałek.

Do perfekcji troszkę mi zabrakło. Przede wszystkim dodałbym kilka szybszych kawałków i może troszkę przełamałbym owe schematy płyt z wytwórni Frontiers Records. Tak poza tym to nie ma co zarzucić tej płycie. Doświadczeni muzycy zgotowali dojrzały materiał, który ma nam przypomnieć wczesne lata House Of Lords. Zabieg się udał!

Ocena: 8/10

sobota, 21 stycznia 2023

BIG CITY - Sunwind Sails (2023)


 Norweski Big City właśnie powrócił z nowym wydawnictwem zatytułowanym "Sunwind Sails". Płyta ukazała się 20 stycznia tego roku pod skrzydłami wytwórni Frontiers Records. To już 4 album krążek w dorobku tej grupy i co znajdziemy tutaj to mieszankę melodyjnego metalu i hard rocka. Jak przystało na płyty z tej wytwórni, nie ma mowy o nudnym i bezwartościowemu krążku. To płyta z kategorii trzeba znać.

Piękna, klimatyczna i taka nieco jak większość okładek płyt z tej wytwórni, ale ma w sobie to coś co przykuwa uwagę. O to chodzi. Muzyka sprawia, że płyta zapada w pamięci jeszcze bardziej. "Sunwind Sails" to już drugi album z udziałem Jorgena Bergersena, który czaruje swoim głosem. Ma charyzmę, odpowiednią technikę i potrafi zaśpiewać wszystko. Utalentowany człowiek, który napędza ten band. Z kolei duet Olaisen /Orland stawia na chwytliwe melodie, na hard rockowy feeling i dobrą zabawę. Panowie bawią się konwencją i nie trzymają się jasno wyznaczonych ram, tak więc potrafią zaskoczyć słuchacza kiedy trzeba. Od strony technicznej album jest bez zarzutu.

Przyjrzyjmy się zawartości. Znajdziemy tu 10 kawałków i każdy ma coś do zaoferowania. Otwierający "Im somebody", który sprawdza się jako zadziorny hard rockowy kawałek o melodyjnym charakterze. Słucha się tego z niezwykłą przyjemnością. Więcej drapieżności i heavy metalu uświadczymy w "Sons of Desire". Jeden z ciekawszych kawałków na płycie. Troszkę progresywności znajdziemy w stonowanym "Coolins looking for a hideout". Imponuje też energiczny "After the raid", który wpisuje się w stylistykę melodyjnego metalu. Jest moc! Całość wieńczy nastrojowy i nieco bardziej rozbudowany "Sparks of Eternity".

Brakuje mi większej dawki przebojowości, brakuje mi może nieco większego zdecydowania, ale i tak jakość wykonania, brzmienia i aranżacji robi spore wrażenie. Płytę można spokojnie zaliczyć do tych ciekawszych jeśli chodzi o początek roku 2023. Big City wykonał swoje zadanie!

Ocena: 7.5/10

niedziela, 20 marca 2022

SHINING BLACK - Postcards from the end of this world (2022)


 Miło wspominam debiut projektu muzycznego Shining Black, którego współtwórcami są Mark Boals i Olaf Thorsen. Tych dwóch niebywałych muzyków spotkało się jeszcze raz by wydać kolejny album pod tym szyldem. "Postcards from the end of the world" to mieszanka melodyjnego metalu i hard rocka. Tak więc nie wiele się zmieniło, tylko troszkę jakość nieco słabsza.

Muzycy doświadczeni i to za ich sprawą płyta nie schodzi poniżej pewnego dobrego poziomu. Mark Boals to specjalista od nastrojowych dźwięków i jego głos idealnie współgra z zawartością. Tutaj bez wątpienia jest więcej melodyjnego metalu i hard rocka.  Olaf Thorsen dostarcza też sporo klimatycznych i pełnych finezji i lekkości solówek. Całość brzmi bardzo klasycznie, tylko momentami brakuje jakiegoś kopa, odrobiny zaskoczenia i szaleństwa. Na co warto zwrócić uwagę słuchając płyty? Z pewnością na zadziorny i bardziej metalowy "We are Death Angels", który imponuje mocnym riffem i marszowym tempem. W swojej konwencji uroczy jest melodyjny i bardziej przebojowy "Summer Solstice Under Delphi's Sky".Echa melodyjnego power metalu uświadczymy w dynamicznym i rozpędzonym "A Hundred Thousand Shades of Black". Partie klawiszowe też tutaj odgrywają kluczową rolę. Kolejny killer to bez wątpienia agresywniejszy "Mirror of Time". Band imponuje pomysłowością i ciekawymi przejściami. Cała ekipa w tym kawałku jest bezbłędna.  Coś dla fanów power metalu znajdziemy w "Fear and Loathing".

Nowy album nieco ustępuje debiutowi Shining Black, ale to nie oznacza że "Postcards from the end of the world" to wpadka i strata czasu. To kolejna mocna pozycja jeśli chodzi o wytwórnię Frotniers Records. Kto szuka mieszanki hard rocka, power metalu i melodyjnego metalu, ten to tutaj znajdzie. Płyta godna polecanie, to na pewno!

Ocena: 8/10

piątek, 18 marca 2022

RONNIE ATKINS - Make it Count (2022)


 Ronnie Atkins to jeden z moich ulubionych wokalistów, to głos który ukształtował mój gust muzyczny i skradł moje serce już od pierwszych płyt Pretty Maids.  W 2021 wydał swój pierwszy solowy album zatytułowany "One Shot" i szczerze nie przypadło mi do gustu to stricte rockowe granie. Najnowsze dzieło zatytułowane "Make it counts" to niestety kontynuacja tamtego wydawnictwa. To oczywiście dalej słodki, stonowany AOR z nutką hard rocka. To chyba jednak nie dla mnie.

Dużo tutaj właśnie tego typu muzyki i ciężko mi znaleźć jakieś pozytywy. To, że głos Ronniego jest świetny i to że płyta ma świetne brzmienie to wiadomo, że to standard. Leży niestety sfera aranżacji i kompozytorska. "Unsong Heroes" to lekki i nijaki rock, który nie zapada specjalnie w pamięci.Coś zaczyna się dziać przy "Rising Tide", który przemyca trochę zadziorności Pretty Maids.Solidny hard rock znajdziemy w przebojowym "All i ask of You". Dobrze wypada też zadziorniejszy "Fallen" czy melodyjny "Blood Cries Out". To wszystko to tylko przebłyski. Płyta jest nierówna i jak na mój gust strasznie nudna.

Nawet taki album jak ten nie zniechęci mnie do muzyki Ronniego. Wypada świetnie w Avantasia, Nordic Union, a przede wszystkim Pretty Maids. Ta solowa kariera jakaś taka sztuczna i bez wyrazu. Czas dać sobie spokój i popracować nad nowym albumem Pretty Maids. "Make it count" to kolejne rozczarowanie.

Ocena: 4/10

niedziela, 12 września 2021

BETWEEN WORLDS - Between worlds (2021)

Dawno nie było żadnego przejawu twórczości artystycznej Ronniego Munroe. Po odejściu z Metal Church, była jeszcze solowa płyta, ale potem przez długie lata cisza. Teraz powraca i to oczywiście za sprawą wytwórni Frontiers Records i ich kolejnego projektu muzycznego, czyli Between worlds, Kto oczekuje czegoś na miarę płyt z Metal Church ten może się rozczarować. Nie jest to jakiś mocny heavy/power metal, a raczej mieszanka melodyjnego metalu i hard rocka. 

Wokal Ronniego złagodniał i już nie powala taką drapieżnością czy agresją. Faktycznie obecnie idealnie pasuje do tego co tutaj słychać. Problem tkwi nie tyle w jego głosie, co w samym materiale, który jest nijaki. Ani to przebojowe, ani zadziorne, ani pomysłowe. Po prostu leci sobie muzyka w tle, z której nic wynika. Taki otwierający "Between worlds" miewa ciekawe momenty, ale jakieś to bez pomysłu. Ciekawa melodia na początku to trochę za mało. Dużo hard rocka znajdziemy w lekkim "these walls", ale też zabrakło tutaj ciekawej oprawy gitarowej. Potem seria popowych kawałków i dopiero jakiś pazur rockowy pojawia się w "Soulchaser". Znów mało ciekawy refren psuje cały utwór.To jest problem całej płyty niestety. Mało atrakcyjne melodie i nijakie refreny, które nie potrafią poruszyć. Świetny wokalista za sitkiem to jedna za mało, by mówić o dobre płycie.

Liczyłem na to, że Ronny wróci w wielkim stylu, a tutaj niestety się mocno zawiodłem. To już nawet nie chodzi o to, że dominuje tu hard rock, tylko że same kompozycje sa po prostu średniej jakości, żeby nie użyć słowa słabe. Szkoda, bo zmarnowane szansę na naprawdę dobry album.

Ocena: 4/10
 

sobota, 11 lutego 2012

SUNSTORM - Emotional Fire (2012)


Pewnie niektórzy się zastanawiają w chwili wolnej podobnie jak ja , co do cholery porabia były wokalista RAINBOW, a mianowicie JOE LYNN TURNER? Patrząc w przeszłość to ostatni jego solowy album ukazał się w roku 2007. Jest to kawał czasu i w tej kwestii póki co nic się nie zmieni. Natomiast na otarcie łez mamy inny zespół w którym przecież udziela się jeden z moich ulubionych wokalistów hard rockowych/ metalowych. Tym zespołem jest SUNSTORM, który został założony z inicjatywy samego Joego Lynna Turnera, basisty Dennisa Warda i gitarzysty Uwe Reitenauera, obaj członkowie znani z występów w zespole PINK CREAM 69 . W 2006 r pojawił się pierwszy album grupy i do tej pory wydali trzy z czego ostatni wyszedł dość nie dawno, bo na początku roku 2012. Właściwie jeśli ktoś śledził poczynania tego zespołu, to wie że grają melodyjny hard rock z wpływami AOR, tak więc w żadnym wypadku nie mamy do czynienia z jakąś kopią RAINBOW, choć niektóre motywy, refreny mają poniekąd ducha tych znanych mi z płyt na których przecież śpiewał Turner. Na trzeci albumie SUNSTORM zatytułowanym „Emiotional Fire” znajdziemy przede wszystkim szereg powiązanych ze sobą kompozycji pod względem struktury i wydźwięku stanowiące przykład jak się gra ciepły, klimatyczny melodyjny hard rock z elementami AOR. Muzyka została starannie przygotowana i zaaranżowana skupiając się przede wszystkim na ciepłym wokalu Turnera, który mimo swoich lat wciąż ma to coś co tak elektryzuje, coś co sprawia że muzyka staje się czymś więcej niż zbiorem nut i partii poszczególnych instrumentów. I właśnie do jego umiejętności is tylu świetnie dostosował się gitarzysta Uwe, który gra z niezwykłą płynnością i wyczuciem i niemal każda partia gitarowa jest na tym albumie finezyjna i to świetnie się komponuje z wokalem Turnera.

Materiał na tym krążku jest jakby jeszcze bardziej dojrzały, przemyślany aniżeli na poprzednim wydawnictwie i co ciekawe jakby jeszcze bardziej przebojowy, co już daje do zrozumienia otwierający „Never Give Up”. Utwór utrzymany w średnim tempie i słychać, że to wszystko jest prowadzone przez ciepły, nastrojowy wokal Joego oraz finezyjną, chwytliwą partię gitarową. Już mogę wam zdradzić, że album jest pięknych takich przebojów i takich solówek jaką został ozdobiony otwieracz. Bardziej komercyjny wydźwięk ma tytułowy „Emotional Fire”, ale znów świetnie przemyślana aranżacja gdzie idealnie odnalazły się tutaj klawisze. Znów łatwo zapadający w pamięci refren, który jest w takim stylu do jakiego nas przyzwyczaił Turner i to jest wypadkowa całej jego kariery. Patrząc w przeszłość, śmiało można rzec że ballady i wokal Turnera zawsze stanowiły zabójczy duet, niemal do niepokonania i niech tego dowodem będzie po prostu piękny od początku do końca „Lay Down your Arms” z porywającym serce refrenem. „You Wouldn't Know Love” to kolejna mocna pozycja na tym albumie i po raz kolejny można się przekonać że zespół ma sporo ciekawych pomysłów na przebój. Choć struktura do bólu podobna do poprzednich utworów, to jednak jakoś to nie przeszkadza, zwłaszcza kiedy dostaję się po raz kolejny chwytliwy refren i zadziorny riff. Przy „Wish You Were Here” znów jest większy nacisk na melodie i znów zostają wplątane to wszystko klawisze i po raz kolejny mamy ciepły kawałek utrzymany w AOR i wystarczy posłuchać jak idealnie to się komponuje z wokalem Turnera. Gdybym miał wybrać jeden najlepszy utwór to bym wybrał „Torn In half” który przypomina mi okres RAINBOW. I to pod wieloma względami. Przede wszystkim, ze względu na bardzo chwytliwy i wzorowany na tym co można było usłyszeć w RAINBOW refren, a także cała konstrukcja utworu, jego przebojowość, melodyjność i ambitnie brzmiąca solówka. Mam też wrażenie że to też najcięższy utwór na tym wydawnictwie. Nie do końca mnie przekonał „Gina” może dlatego, że zespół ociera się tutaj niemal o pop/rock, do tego utwór w moim odczuciu jest nieco zbyt słodki. W dalszej części nie zwalnia i dalej serwuje bardzo udane kompozycje, z czego na wyróżnienie zasługuje zadziorny „Emily”, „melodyjny „Follow Your Heart” z wyeksponowaną partią klawiszową. Całość zamyka skromna w aranżacji i bogata w nastroju ballada „All I Am”.

Wyrównany i w miarę zróżnicowany materiał idealnie komponuje się z ciepłym, amerykańskim brzmieniem, który podkreśla łagodny charakter albumu. Muzyka na tym albumie jest przede wszystkim ciepła, klimatyczna i odzwierciedla to wszystko co jest ważne dla muzyki z gatunku melodic hard rock/ AOR. Muszę przyznać, że poczynania SUNSTORM są coraz bardziej obiecujące i pomimo że nie jest to tak ostre granie jakie można było usłyszeć na ostatnich solowych albumach, choć nie ma tutaj metalu, to jednak pod względem kompozytorskim i wykonania nowy SUNSTORM bije na łeb ostatnie wydawnictwa solowe. Czekam na kolejny krok mojego ulubionego wokalisty, mam nadzieję, że nie będę musiał czekać kolejnych trzech lat. Ocena: 8.5/10